KIEDY WSPÓŁPRACA POPŁACA...
To niewiarygodne, w jak krótkim czasie zmieniła się mapa światowego hi-fi. Przesunięcie się w latach 70. i 80. centrum produkcji elektroniki masowej do Japonii było wyraźnym ostrzeżeniem. Nikt jednak nie był w stanie wymyślić scenariusza, jaki się właśnie realizuje, w którym centrum hi-fi i hi-end powoli, acz nieubłaganie formuje się w Państwie środka. Wszystko wraca więc na swoje tory... Znane do niedawna (przypominam, że rzecz rozegrała się błyskawicznie) głównie z taniej i raczej nienajlepiej wykonanej "masówki" Chiny od dłuższego czasu były miejscem, gdzie firmy stricte hi-endowe zamawiały prefabrykaty, obudowy itp., które następnie składane były w całość w rodzimych krajach i nosiły dumne logo "Made in..." (najlepiej UK lub USA). Od dłuższego czasu produkcja tańszych, chociaż już nie najtańszych urządzeń, a następnie również i całkiem drogich przenosiła się do Chin.
Wpływ na to miała przede wszystkim szybka erozja cen w sektorze audio-wizualnym. Jak w wywiadzie, który przygotowywałem dla "Audio" ("Nasz człowiek w KEF-ie"), podkreślał pan Jacek Dukat, firmy, które chcą w ogóle istnieć, muszą tę walkę podjąć. A bój w tej chwili toczy się przede wszystkim w cenach. Nic więc dziwnego, że niemal wszyscy producenci europejscy i amerykańscy, a nawet i japońscy, mają swoje fabryki w Chinach (oraz na Tajwanie). DŹWIĘK Wzmacniacz o dźwięcznej i nośnej nazwie KI-22FOXDT jest, jak na standardy panujące wśród urządzeń lampowych typu SET, dość mocną jednostką. Nie niski bas, ani też dynamika w skali makro są jednak pierwszymi rzeczami, jakie przykuwają uwagę. Najważniejsze jest mianowicie to, że przekazuje on średnicę w sposób o jakim znakomita większość urządzeń typu push-pull może tylko marzyć. Głos Elli Fitzgerrald ("E.F. sings the Cole Porter Song Book" Verve 537 257-2, Master Edition, CD) był więc ładnie wypełniony, nieco ciepły i był podawany wyraźnie z przodu zespołu. W tym rysunku zaś równie dobrze, a może nawet jeszcze lepiej pokazywane były drugie i trzecie plany. Orkiestra towarzysząca wokalistce w utworze "I Love Paris" była na wyciągnięcie ręki. Szczególnie popisała się sekcja smyczków, która była pełna, koherentna i miała po prostu (chociaż o to zazwyczaj najtrudniej) dobrą barwę. Nic nie było jednak złagodzone, ani "uładzone", tak więc dęciaki z następnego utworu otworzyły go z werwą i dobrym atakiem. Tylko ich barwa była minimalnie zdominowana przez niższą średnicę, przez co grały w nieco mniejszej przestrzeni niż słuchane np. poprzez Silvery 300 (parelell 300B) Ancient Audio. W utworze "Stardust" z płyty "Hot House Flowers" Wintona Marsalisa (Sony Records [Japan] SRCS 9213, Master Sound, CD) po spokojnej przygrywce trąbki wraz z orkiestrą, eksplodują blachy perkusji. Owa początkowa sekwencja podana została przez wzmacniacz gładko i z wyczuciem. Trąbka umiejscowiona została nieco głębiej niż zazwyczaj, ale być może tak miało być. Zupełnie niezwykle, jak na lampę, podana została góra pasma - dotychczas coś podobnego (choć trzeba zaznaczyć, że w jeszcze lepszym wykonaniu) można było spotkać w znacznie droższych urządzeniach, jak np. we wspomnianych Silverach 300: jest ona wyraźna, kiedy trzeba to nawet ostra i "brudna", kiedy indziej zaś gładka i kremowa. W tych urządzeniach tony wysokie nigdy nie były uśredniane - ani w nieco twardy sposób, jak w urządzeniach push-pull, ani ocieplane jak we wzmacniaczach z lampami EL34 na wyjściu. Nigdy jej nie brakowało i prawdę mówiąc było jej więcej i miała lepszą strukturę harmonicznych niż w kombinacji przedwzmacniacza Vincenta SA-93 oraz końcówek SP-T100. Sekwencje z blachami budowane były ponadto w szczególny sposób: scena była pociągnięta głęboko, tak więc talerze miały spory oddech i nie brzmiały jakby były nagrane w ciasnej, wyłożonej kafelkami kuchni. Nic więc dziwnego, że niemal nigdy nie były niewolniczo związane z kolumnami. Scena budowana jest zresztą przez Antiqua raczej w głąb niż w szerz. Nie dostaniemy olśniewających przejść z kolumny do kolumny, ani też nie znajdziemy się w Carnegie Hall. Pomimo to przekaz tego typu pozwala znakomicie różnicować źródła dźwięku z różnych planów i budować wiarygodne wydarzenie muzyczne. Jedyne co tracimy to efektowne (często efekciarskie) rozłożenie pierwszego planu przed nami. Instrumenty z orkiestry zarejestrowanej na płycie "The Hawk in HiFi" Collemana Hawkinsa (BMG Bluebird 63842-2, First Editions, CD) miały wyraziste krawędzie, ale i nieco lżejsze niż poprzednio brzmienie. Podobnie jak w przypadku głosu Elli, tak i tutaj zadziałała magia środka, ponieważ saksofon Hawkinsa miał znakomitą barwę, nieco nosową (czyli charakterystyczną dla tego muzyka), z dobrym zadęciem. Nie był on wyrzucany do przodu, przed głośniki, a raczej prezentowany był bardziej z tyłu. Mikrodynamika stała na wysokim poziomie, chociaż do najlepszych SET-ów było jej jeszcze daleko. Po przejściu z tranzystora Model 5 Avantgarda (który poniżej 20 000 zł może być w pewnych dziedzinach wzorcem) wydawało się, że muzyka podawana jest nieco spokojniej, a krawędzie instrumentów otoczone były "winylową" otoczką, ale chodziło chyba o to, że Antique podawał je nieco czyściej, może nie tak charyzmatycznie, ale poprawniej. Nagranie "Because" Elliota Smitha ze ścieżki do filmu "American Beauty" (DreamWorks 450 210-2) nie miało wyraźnie zaznaczonego głosu prowadzącego, co nieco osłabiało jego energię. W zamian znakomicie odczytane przez wzmacniacz zostały drugie i trzecie głosy, szczególnie te, które śpiewane były w niższej tonacji. Bardzo dobrze, bo bez rozjaśnienia, oddany został pogłos. środek pasma był w tym przypadku nieco uspokojony, z tendencją do lekkiego wycofania. Bas był obszerny, chociaż największą wagę miały jego niższe składowe, podczas kiedy średni bas był nieco zbyt lekki. W nagraniach rockowych z tej płyty podkreślone zostały wszystkie drugoplanowe elementy, współbrzmienia, plany itp., przez tranzystory gdzieś nieco gubione, które jednak, wychodząc nieco na pierwszy plan, hamomowały motorykę i drapieżność. Puls perkusji i basu był nieco spowolniony, ale w granicach rozsądku. Fenomenalnie wydobyty został charakter blach perkusji, bez względu na jakość samego nagrania. Dzięki temu, że KI22 nie jest jasnym wzmacniaczem, sybilanty w głosach, nawet w nagraniach mocno "podrasowanych" pod kątem masowego odbiorcy, nigdy nie były podkreślane. Biorąc wszystko co wcześniej napisane pod uwagę, można powiedzieć, że najmocniejszymi punktami KI-22 są góra - dokładna a jednocześnie nie nachalna - oraz średnica, która wprawdzie czasem jest nieco głębiej w miksie, jednak ma bardzo dobrą barwę. Pomimo relatywnie wysokiej mocy wzmacniacz nie jest szczególnie predysponowany do muzyki rockowej. Brzmi ona wprawdzie bardzo przyjemnie, słychać rzeczy o których nie mieliśmy pojęcia, nie ma jednak potrzebnej motoryki i pulsu, który tę muzykę ożywia. Bardzo dobrze zachowywał się bas, który np. w mrocznych utworach Diary of Dreams z płyty "Freak Perfume" (EFA 03647-2) schodził nisko i bardzo ładnie mruczał. Jego średni zakres był jednak nieco wycofany, przez co kontrabas nie zawsze miał wystarczająco wypełnioną barwę. KI-22 jest mistrzem drugiego planu, ponieważ pokazuje go z wybitną wiernością i precyzją. Warto pomyśleć o zastosowaniu wzmacniacza w systemie bi-amping, ponieważ posiada wyjście z przedwzmacniacza, który jest naprawdę udaną konstrukcją. Biorąc więc pod uwagę jego zalety, znakomitą budowę oraz bardzo niską - jak na urządzenia tej klasy - cenę, koniecznie trzeba go przynajmniej przesłuchać. Wojciech Pacuła BUDOWA Patrząc na ten wzmacniacz aż trudno uwierzyć, że za tak niewielkie pieniądze udało się zbudować, przetransportować do Polski i jeszcze z jakimś zyskiem sprzedać takie "coś". Urządzenie prezentuje się bowiem bardzo solidnie. Zbudowane w całości z grubych blach aluminiowych, w tym boki profilowane w półokrąg, jest duże i ciężkie. Wszystkie części, oprócz przedniego płata aluminium oraz trzech identycznych "kubków" skrywających transformator zasilający i dwa wyjściowe oraz czwartego, mniejszego z dławikiem zasilacza, mają kolor naturalnego szczotkowanego aluminium. Z przodu mamy do dyspozycji tylko dwie gałki - siły głosu (z "grzechotką") i selektora wejść (który pracuje dość ciężko). Z lewej strony umieszczono główny wyłącznik sieciowy z diodą. Góra została podzielona symetrycznie wzdłuż osi urządzenia, na której znajdziemy dwa kondensatory Philipsa o pojemności 470mF każdy, pracujące w zasilaniu lamp końcowych oraz dławik i transformator zasilający. Po każdej jej stronie umieszczono (patrząc od przodu) trzy chińskie lampy 6N8P z naniesionym logo Antique Sound Labs i bardziej do nas przemawiającym oznaczeniem 6SN7, a za nimi potężną pojedynczą rosyjską triodę 6C33C-B, typu NOS, z roku 1978. Tuż przy nich umieszczono pokrętła biasu, zaś koło lewej lampy znajdziemy przełącznik, który uruchamia czterocyfrowy wyświetlacz LED, dzięki któremu ustawienie prądu podkładu jest natychmiastowe i - co ważniejsze - możemy je wykonać w każdej chwili. Z tyłu same pyszności - bardzo dobre złocone gniazda głośnikowe, dla obciążeń 4, 8 i 16 omów i rząd równie dobrych, złoconych i wkręcanych gniazd RCA - cztery wejścia liniowe oraz wyjście z przedwzmacniacza oznaczone "subwoofer". Niestety, nie ma wyjścia do nagrywania. Nie można również do gniazd głośnikowych podpiąć "gołych" przewodów. Niedaleko gniazda sieciowego IEC umieszczono duży, hebelkowy wyłącznik "standby", który odłącza napięcie anodowe z lamp, przedłużając ich żywotność. Niestety, nie dodano do niego styczników odłączających wówczas wyjście (albo wejście), tak więc po jego wyłączeniu jeszcze przez jakiś czas słychać zanikający, nieco charkoczący głos.
W środku - dalsza część tej szczęśliwej opowieści: z gniazd RCA, krótkimi przewodami w teflonowej osłonce trafiamy do ładnego, chociaż otwartego przełącznika, połączonego z przednią ścianką długim prętem. Z przełącznika, długimi, dobrze wyglądającymi przewodami biegniemy do przodu, do potencjometru - ALPSA - a następnie do przedwzmacniacza, zbudowanego na wspomnianych lampach 6SN7. Każda z nich ma swój własny "teren" działania: jedna to wzmacniacz napięciowy, druga to bufor (wtórnik katodowy) zaś trzecia steruje lampą wyjściową. Ta część umieszczona została na płytkach i znajdziemy na niej same znakomitości, wśród których warto wymienić kondensatory olejowe ("paper in oil" IlLusion).
Antique Sound Labs
Dystrybutor: |
||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||
© Copyright HIGH Fidelity 2004, Created by Studio LooK |