Chario, marka firmy Chario Loudspeakers, to, mogłoby się wydawać, kolejny włoski producent. Włoski, a więc ze znakomitą stylistyką, dumny z tego, że wszystkie produkty i elementy wykonywane są ręcznie w kraju pochodzenia itp. Mogłoby. Nie popełńmy jednak błędu „transpozycji”, przenosząc nasze postrzeganie kraju na konkretny przypadek, bo tak nie jest. Chario zatrudnia bowiem sztab inżynierów, którzy pracują nad „wnętrzem” chyba nawet ciężej niż designerzy nad powierzchownością. Należące do topowej linii Academy małe Sonnety napakowane są bowiem technologią, w dużej części będącą wynikiem opracowań własnych firmy. Stąd dogłębne opisy działania tej kolumny (angielska wersja opisu technicznego TUTAJ), bazujące na realnych problemach, a nie na wydumanych „patentach”. Nie wgłębiając się specjalnie w szczegóły skomentujmy to, co widać na pierwszy rzut oka: kolumny wyposażono w głośniki, których próżno by szukać w innych, dostępnych w Polsce kolumnach. Głośnik wysokotonowy to bowiem produkowany przez Chario przetwornik o bardzo dużej, ogromnej kopułce T32 Silversoft o średnicy 32 mm (standardowo jest to 25-28 mm), pokrytej srebrną farbą. Także głośnik nisko-średniotonowy jest unikalny, ponieważ jego membranę wykonano z niezwykle lekkiego i sztywnego materiału Rohacell. Obydwa przetworniki napędzane są przez magnesy ziem rzadkich (neodymowe), przy czym większy przetwornik otrzymał zestaw kilku mniejszych magnezów rozmieszczonych wokół osi przetwornika. Kolumny mają, jak na monitory, bardzo wysoką skuteczność (90 dB/1 W/2,83 V), ale niską impedancję (nominalnie 4 Ω, min. 3 Ω), więc nie będą łatwe do wysterowania. Każdy porządny wzmacniacz powinien sobie z tym jednak poradzić – nawet testowana równolegle końcówka mocy Luxmana M-600f o mocy zaledwie 2 x 30 W zagrała znakomicie (i, prawdę mówiąc, była to jedna z tych kombinacji, które powinny być sprzedawane w komplecie). No, ale Luxman przy 4 Ω podaje 2 x 60 W, a w krótkim impulsie, przy 1 Ω oddaje 2 x 240 W! W każdym razie chodzi o to, żeby wzmacniacz był wydajny prądowo, moc sama w sobie nie jest tak ważna. I na koniec powiedzmy jeszcze, że jakiś czas temu testowaliśmy model Constellation Pegasus, warto więc sięgnąć i do niego, żeby zobaczyć, że firma konsekwentnie buduje swój „firmowy” dźwięk. Jaki? ODSŁUCH Nie wiem właściwie od czego zacząć. Tematów jest tyle, że każdy z nich mógłby być tym otwierającym. Ale tak jest zawsze, kiedy ma się do czynienia z interesującym, zaawansowanym technologicznie i rasowym od strony dźwięku produktem. Zacznę więc od najprostszego: mógłbym z tymi kolumnami żyć. Nawet teraz. Nawet z poglądami na temat kolumn podstawkowych w ogóle, a także na temat miejsca elementów systemu odsłuchowego w kreacji iluzji, jaką jest reprodukowana muzyka. W obydwu tych przypadkach mam bowiem zdanie, które powinno Chario z miejsca eliminować z mojej listy rekomendacji. No bo raz, że to po prostu podstawki, a ja uważam, że aby właściwie oddać dźwięk potrzeba reprodukować pełne pasmo, tj. przynajmniej od 20 kHz do – najlepiej – 100 kHz, a dwa, że Chario wyraźnie kreują swój świat. Grają, prawdę mówiąc (chodzi o charakter i sposób prezentacji dźwięku), jak kolumny Sound&Line, na których słuchaliśmy płyty K2 HD w ramach Krakowskiego Towarzystwa Sonicznego (relacja TUTAJ), tj. nieco ciepło, ale w niesamowicie naturalny sposób – tak, że rzeczywiście kreuje się w domu iluzję wydarzenia na żywo. Ale to nie jedyny trop, jakim należy iść. To bowiem granie w nurcie uprawianym przez Penaudio (test modelu Alba TUTAJ) i Art Loudspeakers (test modelu Stiletto 6 TUTAJ). Myślę jednak, że najbliżej im, i pod względem charakteru, i klasy, do przepięknych kolumn Guarnieri Memento z serii Homage firmy Sonus faber. Z jego zaletami, ale i konkretnym kształtowaniem balansu tonalnego. Jak wspomniałem, ogólny balans tonalny Sonnetów można określić jako ciepły. Ma to związek z dwoma rzeczami: mocno kierunkowym charakterem kopułki wysokotonowej T32 oraz lekkim obniżeniu zakresu w okolicach 1-2 kHz. Pierwsza rzecz wynika wprost z dużej średnicy przetwornika. Jak wiadomo, im jest ona większa, tym niżej na paśmie głośnik zaczyna promieniować kierunkowo (tzw. „beaming”). A to oznacza, że najlepiej skierować kolumny bezpośrednio na uszy słuchacza oraz że w kierunku ścian bocznych wypromieniowana zostanie znacznie mniejsza ilość wysokich tonów. A to z kolei składa się na mniejszą ich ilość w dźwięku w ogóle (zaletą jest brak „mieszania” dźwięku w wyniku nakładania się dźwięku odbitego i bezpośredniego). Druga sprawa jest ewidentna i została przeprowadzona dokładnie tak samo jak we wspomnianych Guarnieri Homage – coś, co w efekcie brzmi, jak „ciepło”. Daje to niezwykle plastyczny i kulturalny dźwięk. Jeśliby zwyczajnie podkreślić średnicę, wówczas także otrzymalibyśmy ciepły dźwięk, ale w pewien sposób ułomny, bo wypychający przed kolumny głosy i instrumenty, które w tym zakresie leżą. Tutaj wyraźnie słychać, że to efekt świadomego wyboru i złożonych badań. Sonnety, pomimo niezwykle namacalnego, pełnego dźwięku niczego nie wypychają, nie premiują itp. Wprost przeciwnie – szeroka i głęboka scena rysowana jest za kolumnami, także bardzo daleko, a instrumenty w niej rozłożone są równomiernie, plastycznie itp. Żeby potwierdzić idealne zachowanie się głośnika i brak „podkręcania” środka, co może jest atrakcyjne (na krótką metę), ale zupełnie nie ma nic wspólnego z wiernością, odpaliłem płytę Jacka Johnsona Sleep Through The Static (Brushfire Records, 756055, CD), gdzie mamy duży, ciepły głos i ciepłą gitarę. Chario pokazało to właśnie w ten sposób, ale niczego nie uwypukliło, nie „przewaliło”. Można nawet powiedzieć, że dźwięk był nieco mniej wysycony i nie tak ekspansywny, jak z moich kolumn Dobermann Harpii Acoustics, które przecież grają dźwiękiem krańcowo różnym niż Chario. Jak się okazało, taki charakter dźwięku pozwolił idealnie zabrzmieć starszym płytom rockowym. Płyty w rodzaju The Court of The Crimson King King Crimson (Universal Music Japan, UICE-9051, HDCD) czy L.A.Woman The Doors (Electra/Warner Music Japan, WPCR-12721, CD) zabrzmiały fantastycznie! Wreszcie nieco odchudzone i nie tak otwarte brzmienie tych płyt zostało skomplementowane świetnie nasyconą średnicą, piękną górą itp. Sama góra jest nieco wycofana, co słychać było przy utworze nr 7 z płyty In Rainbows Radiohead (XL Records, XLCD 324, CD), gdzie mamy na początku mocne walenie po prostu w blachy, tamburyn i co tam jeszcze było pod ręką. Przez Chario wszystko było nieco stonowane i ciemniejsze niż z Harpiami. Nie mieliśmy też tak dużej dynamiki. Kiedy jednak słuchałem King Crimson, a potem (chodzi mi przede wszystkim o ten przykład) fantastycznej płyty Pyramid The Modern Jazz Quartet (Atlantic/Warner Music Japan, WPCR-25125, CD), nie mogłem się powstrzymać od komentarzy na temat perlistej, dźwięcznej góry. Paradoks? Raczej nie. Chodzi po prostu o to, że wspomniane wycofanie zakresu powyżej 1 kHz zapewne wpływa na ilość energii wypromieniowanej także wyżej, w okolicach 4-5 kHz, a ta jest w Chario mniejsza niż w kolumnach odniesienia. A jednak dźwięk był świetny! Pamiętam dobrze, jakie wrażenie zrobił na mnie odsłuch, wspomnianych już, Guarnieri Memento Sonusa – to była jedna z tych ekstatycznych chwil, kiedy ma się wrażenie, że wreszcie wszystko w świecie jest takie, jak trzeba. Wiedziałem dokładnie, że to nie jest „równy” dźwięk, że część środka jest cofnięta, że gdzieś na basie jest lekka górka, ale nie miało to znaczenia, ponieważ komunikat muzyczny był znakomity, klarowny, zrozumiały po prostu. Podobnie było z Chario. To nie jest jeszcze ten poziom wyrafinowania, co z Sonusami, ale też i cena zupełnie inna. W każdym razie z Sonnetów otrzymujemy kompletny przekaz, emocjonalny i apelujący do nas bezpośrednio. Skupienie dźwięku, jego definicja itp. nie są może wyjątkowe, ale wiąże się to z przyjętą filozofią – w rzeczywistości też instrumenty nie są dokładnie definiowane przez krawędzie. Warto jednak pamiętać, że to jest wpływ samych kolumn, ponieważ na płytach najczęściej jednak są zarejestrowane różne detale, których w prawdziwej sali koncertowej czy klubie nie słychać. Jak wspomniałem, starszy rock tylko zyskuje na takiej prezentacji. Jazz zresztą też, chociaż tutaj detaliczność i rozdzielczość nie będzie decydującym kryterium przy ich odbiorze. Zaskakująco dobrze zabrzmiały polskie płyty. Starsze polskie płyty. Jest taka „szkoła” brzmienia w Polsce z lat 70-80, polegająca na tym, że nagrania są obcięte na skrajach pasma, mało dynamiczne, mało nasycone, takie jakieś anemiczne. Są wprawdzie wyjątki, jednak generalnie tak to wygląda. Mimo to mam sporo polskich płyt, może tego nie widać, bo nieczęsto je przywołuję, jednak często słucham. Są to i nagrania Breakoutu, jak znakomita reedycja mini-LP (np. płyta Blues, Polskie Nagrania, PNCD 940, CD), i Kombi – też mini-LP (np. 4, Polskie Nagrania, PNCD 999, CD). Obydwie wymienione płyty z Chario zagrały świetnie – niczego nie brakowało, były mięsiste gitary i nasycone syntezatory. Naprawdę mi się podobało. Przy analogowych syntezatorach z płyty Kombi dotarło do mnie, że tego typu muzyka zabrzmi z Sonnetami wyjątkowo – i tak było. Nie mogłem się oderwać od płyty Smiling & Wiving Anji Garbarek (Virgin Records Norway, 850622, CCD), tak wszystko było namacalne, mocne, a bez nienaturalnego kształtowania proporcji między instrumentami. Oprócz kolumn Sonus fabera, które są dla Chario naturalnym punktem odniesienia (niezależnie od tego, jak bardzo PR-owcy tego ostatniego by się od tego odżegnywali to jest taka sama sytuacja jak z Accuphase i Luxman w dziedzinie elektroniki) Sonnety będą musiały konkurować zapewne z inną popularną (o ile można mówić o popularności w tym przedziale cenowym...) podstawką, modelem Focal-JMLab Electra 1007 Be. To niemal ta sama cena. Powiem tak: słyszałem te kolumny obok siebie. Chario wyglądają znacząco lepiej. Ale przecież nie (tylko) o to chodzi. Pewne cechy dźwięku są we francuskich kolumnach nieco lepsze. Przede wszystkim góra – berylowy głośnik jest znakomity i jego jedwabistość połączona z rozdzielczością są naprawdę trudne to przeskoczenia. Kopułka T32 w Chario nie sięga tak wysoko, nie jest tak rozdzielcza i promieniuje dość kierunkowo. Z drugiej strony włoski głośnik gra bardziej soczystymi wysokim tonami, z większą wagą. Ciekawie zaprezentował się zakres basu. Chario mają wyraźnie lepiej wyrównany, schodzący niżej bas. Nie jest tak twardy i tak dobrze definiowany w wyższej części jak w Focalu, ale też nie ma się wrażenia nierówności, co francuskim kolumnom się zdarzało. Electry są też łatwiejsze w wysterowaniu. Chario potrzebują więcej prądu (nie chodzi nawet o moc sinus, a o moc w impulsie). Focale grają bardziej otwartym dźwiękiem, takim bardziej hi-fi, że tak powiem. Chario z kolei są tak nasycone, soczyste, namacalne, że nie da się od nich odciągnąć nikogo, kto lubi takie granie. I tak właśnie Sonnety grają. Są ciepłe, ale nie uwypuklają wokali, są niewielkie, a grają dużym, nasyconym dźwiękiem. Właśnie, zapomniałem o basie. Zapomniałem chyba dlatego, że nie miałem się do czego doczepić. To są oczywiście kolumny podstawkowe i nie da się tego przeskoczyć, jednak średni bas jest znakomicie nasycony i plastyczny. Daje to wrażenie, że gra oto duża, wolnostojąca kolumna. Niskiego basu nie ma, nie ma prawa być, ale bez wątpienia schodzimy niżej niż z przywoływanymi Sonusami Guarnieri, niżej niż z Focalami, a także niżej niż z Sonusami Electa (artykuł o nich TUTAJ). Te ostatnie mają lepiej kontrolowany wyższy zakres i są bardziej otwarte, ale wyraźnie przy nich słychać, że niższego basu nie ma. A tutaj nie – nawet przechodząc z potężnych, schodzących piekielnie nisko Harpii, chociaż od razu słychać było, co nam ucieka, nie miałem poczucia straty, nie chciałem szybko wracać. I nie zmieniły tego nawet bardzo niskie zejścia na płycie Anji Garbarek. I takie te kolumny są – wciągające, pełne, nasycone i proponujące skończoną, przemyślaną koncepcję muzyki. Nie jest to typ reprodukcji, który preferuję, ale, jak w przypadku wszystkich rasowych, hi-endowych produktów, z szacunkiem podchodzę do tego, co się udało osiągnąć – ostatecznie moje preferencje są moimi preferencjami, nie dogmatami i każdy musi sam ustalić, czego od życia, a w tym i od sprzętu, chce. Jeśli coś takiego, jak z Sonnetów, to dostanie wszystko. To jedne z najlepszych kolumn podstawkowych, jakie słyszałem. BUDOWA Kolumny Sonnet firmy Chario należą do topowej serii tej firmy o nazwie Academy. Są to dwudrożne monitory podstawkowe, wentylowane bas-refleksem. Głośniki wybrano do nich zupełnie nietypowe, aczkolwiek wybitne: górę obsługuje duża, miękka kopułka T32 o średnicy 32 mm, produkowana przez Chario. Jej front jest z metalu, a cewkę napędza bardzo silny i duży magnez neodymowy. Magnes jest tak silny, że wykręcając śruby trzeba było uważać, żeby się nie wymknęły i nie uderzyły w kopułkę (gdzie jest centrum sił magnetycznych). Równie ciekawy jest głośnik średnioniskotonowy. To konstrukcja z membraną z materiału o nazwie Rohacell, napędzaną przez system kilkunastu, niewielkich magnesów neodymowych ułożonych centryczni wokół osi głośnika. Przypomnijmy, że takie rozwiązanie zaproponowała niegdyś izraelska firma Morel, jednak upowszechnił francuski Focal pod zastrzeżoną nazwą „flower power”. Membrana jest jednak unikalna. Ma kształt stożka o zakrzywionych krawędziach (Hyper-Exponential), doprowadzonego jednak do końca, tj. bez dziury na cewkę i bez nakładki przeciwpyłowej czy stożka fazowego. Membranę wykonano w formie sandwicza, gdzie materiał o nazwie Rohacell (pianka) tworzy wypełnienie dwóch warstw – zewnętrznej, z luźno ułożonych włókien węglowych i wewnętrznej, z włókien szklanych. Głośnik pracuje w reżimie długa cewka - krótka szczelina. Obudowę wykonano z drewnianych elementów (cztery ściany) oraz grubej, 40 mm płyty MDF (front i tył). Tę ostatnią pokryto materiałem tłumiącym, który przy dotyku lekko się poddaje. Jak widać na zdjęciu, głośnik wysokotonowy umieszczono poniżej średnioniskotonowego. Wnętrze wytłumiono grubą warstwą sztucznej wełny. Zwrotnicę przykręcono do dodatkowej płyty MDF na dnie obudowy. Są tam znakomite elementy, jak duże kondensatory polipropylenowe Soundcap, ERO, a także kondensator olejowy tej ostatniej firmy. No i świetne oporniki Mil. Przewody to miedziane plecionki, przylutowane zarówno do głośników, jak i zwrotnicy. Zaciski zrealizowano na świetnym modelu 0764 niemieckiej firmy WBT. Przykręcono je do sztywnej, aluminiowej płytki. Jedną z ważniejszych rzeczy przy Sonnetach jest dobór podstawek. Gorąco namawiam do kupienia firmowego modelu. To z nim kolumny grały najlepiej. Możemy do nich przykręcić kolumny (rozstaw otworów to 140 mm), które są wówczas lekko odgięte do tyłu. I są dość wysoko – kolumny z podstawkami były znacznie wyższe niż Harpie, a przy tym stały wyjątkowo stabilnie. No i świetnie wyglądały, naprawdę rasowo. Nie da się oczywiście uciec od porównania z podstawkami Sonusa, szczególnie tymi do modelu Cremona Auditor M – to ta sama konstrukcja, z kolumną z wygiętego drewna (chyba sklejone płyty MDF) i dwoma metalowymi, ciężkimi elementami, które służą jako nóżki, tworząc z kolumną literę ‘V’. Niezależnie od wszystkiego podstawki są świetnie wykonane, stabilne i ciężkie. Pudło z nimi waży dokładnie tyle samo, co pudło z obydwoma kolumnami, a te przecież do lekkich nie należą...
|
||||
© Copyright HIGH Fidelity 2008, Created by B |