Manley mógłby produkować tylko jedno urządzenie i byłby dla wielu tym, czym jest obecnie. Mowa o, pokazanym po raz pierwszy na CES w 2001 roku, przedwzmacniaczu gramofonowym Steelhead. W ofercie tej amerykańskiej firmy znajdują się oczywiście inne produkty, w tym nagrodzony przez nas wzmacniacz mocy Neo-Classic 250 (Nagrody Roku 2006 TUTAJ), jednak to „Stalowa głowa” pozostaje… głową Manleya. Rozsławiony przede wszystkim przez analogowego guru, Michaela Fremera, redaktora amerykańskiego magazynu „Stereophile” stał się wizytówką hi-endu w analogu i uważany jest za jeden z czołowych, jeśli nie najlepszy przedwzmacniacz gramofonowy na świecie. Za każdym razem, kiedy opisujemy produkty Manleya trzeba kilka słów poświęcić ich stylistyce. Ta jest bowiem, jak by tu powiedzieć (tyle razy pisałem o niej i nie wypracowałem jeszcze odpowiedniego sztafarza) – inna. Przednie płyty w kolorze navy-blue, z czarnymi, zaoblonymi na końcach gałkami i dużą ilością diod, lampek i sporym logo nie dają się jednoznacznie sklasyfikować. Jeślibym jednak miał określić projekt plastyczny Manleya jednym słowem, powiedziałbym: „praktyczny”. To też nie będzie do końca prawda, ponieważ nie jest to jednoznacznie utylitarny projekt, ma też w sobie sporo wysokiej klasy designu przemysłowego, jednak skojarzenia kierują się właśnie w tę stronę. Steelhead składa się z dwóch elementów – zasilacza i jednostki głównej i jest urządzeniem lampowym. Przy jego projektowaniu pomyślano niemal o wszystkim, ponieważ oprócz nieregulowanego wyjścia ma także wyjście regulowane oraz wejście liniowe, stając się tym samym pełnoprawnym przedwzmacniaczem z czterema wejściami (1 x MM, 2 x MC 1 x liniowe), który można podłączyć bezpośrednio do końcówki mocy. Jedną z jego ważniejszych cech jest możliwość precyzyjnego stawiania impedancji obciążenia wkładek (MM i MC), a także pojemność dla każdego z kanałów osobno. ODSŁUCH Preamp Manleya znakomicie znika z systemu. Przesłuchałem z nim sporo gramofonów oraz wkładek i niemal zawsze dźwięk zdominowany był właśnie przez te elementy, a nie przez „Stalową głowę”. Niewiarygodne, jak przezroczyste potrafi być urządzenie lampowe. Dotychczas taki poziom transparentności znałem jedynie z przedwzmacniacza BAT-a VK-51SE i końcówek mocy Ancient Audio Grand Mono (opis TUTAJ). Będzie z nim naprawdę trudno dojść do momentu, w którym dałoby się wskazać palcem konkretną cechę, wnoszoną przezeń do systemu. Da się to zrobić tylko przez porównanie z innymi przedwzmacniaczami i raczej w długich odsłuchach. Kiedy jednak raz to usłyszymy, będziemy wiedzieli co i jak. Wspomniałem na początku o balansie tonalnym – amerykański przedwzmacniacz jest perfekcyjnie neutralny. Jest też jednocześnie na tym poziomie, że przekształca się to w naturalność (neutralność w moim rozumieniu to ‘niedodawanie’ do sygnału niczego od siebie, może się jednak wiązać z jakimiś niewielkimi brakami, np. w palecie tonalnej; naturalność z kolei dopuszcza pewne dodatki, jak we wzmacniaczach lampowych, które obiektywnie mają dość duży poziom zniekształceń, a które jednak brzmią w znacznie lepiej „przyswajalny” sposób). Michel Fremer ze „Stereophile’a” także zdaje się sądzić w ten sposób, choć kilka razy w kontekście Manleya nadmienia o jego lekkim chłodzie, zaliczając go do preampów typu „cool”. Nie mam tak bogatego doświadczenia jak „król analogu”, ale w czasie odsłuchu, w tych systemach, w jakich tego dokonywałem, na nic takiego się nie nadziałem. To, co mogę potwierdzić, to to, że przez Steelheada przelatuje wszystko jak przez gładką rurę – Dynavector XV-1S: organiczny, nasycony, z dużą dynamiką, Koetsu Rosewood: romantyczny, piękny w swoim czarze, Dynavector 23R Ruby – niesłychanie precyzyjny, lekko chłodny, ZYX30-02 – znowu ciepły, romantyczny, z masywnym dołem – charakter tych wszystkich, przecież tak różnych wkładek był pokazywany bezbłędnie, można było je ocenić lepiej niż kiedykolwiek wcześniej. Imponuje też zejście basu, często pięta achillesowa urządzeń lampowych – jest on dynamiczny, pełny i – jeśli gramofon na to pozwala, jak przy Oracle i LINN-ie – szybki. Mięsistość tego zakresu pokazana została np. przy płycie Sary K. „Water Falls” (Stockfish, SFR 357 8025.1-2, 180 g, Direct Metal Master LP), gdzie gitara basowa schodziła niesamowicie nisko, miała kawał mięcha do zaoferowania, a była przy tym zwarta i kontrolowana. Zachowana została też integralność tego zakresu, nie było wrażenia dominacji któregoś z podzakresów nad innymi, zachowany został obrys całości i wewnętrzne detale. Być może na samym dole można by sobie życzyć nieco lepszej kontroli, ale chyba wszystkiego mieć nie można. W każdym razie od samej góry po sam dół mamy spójny, precyzyjny rysunek. Nie raz i nie dwa zaskoczy też nas perfekcyjnie pozycjonowany głos. Kiedy śpiewa Sara K. czy Madeleine Peyroux z płyty „Careless Love” (Rounder/Mobile Fidelity, MFSL 1-284, 180 g, LP) zawsze wokal projektowany był perfekcyjnie pośrodku, jednak bez zamykania w jednym punkcie, a z nieco szerszym wolumenem, zawsze przed instrumentami, czyli tak, jak sobie wyobrażam, że został nagrany. Potrzebna jest do tego zarówno spójność fazowa, zachowująca rozkład harmonicznych precyzja, jaki „ślad duszy”, tj. coś, co sprawia, że wszystko ma sens muzyczny. Prawdę mówiąc, nigdy nie słyszałem tak dobrego preampu. Zapewne dlatego jedynymi elementami, które dostrzegłem, a które można by poprawić, to przesunięcie tylnej ściany studia/sceny jeszcze bardziej w głąb oraz lepsza kontrola najniższych częstotliwości. Staje się jednak Steelhead, przynajmniej na ten moment, wzorcem, czymś, do czego będę, czy chcę czy nie, przyrównywał wszystkie inne produkty tego typu. Pewnym problemem może być to, że Manley pokazuje wady słabych nagrań raczej bezlitośnie i np. najnowsze tłoczenie „Ballad” John Coltrane Quartet (Impulse!, AS-32, 180 g LP) zostało pokazane w trochę mało dynamiczny i „prześwietlony” sposób. Nigdy jednak nic spośród wad nośnika nie jest specjalnie pogłębiane i podkreślane – jeśli tylko muzyka grana jest sprawnie (jakość dźwięku w ogromnej mierze zależy bezpośrednio od jakości muzyków), to Manley podkreśli to, „wyciągnie” na wierzch. BUDOWA Manley Steelhead jest przedwzmacniaczem. To wiemy na pewno. W swojej głównej części jest przedwzmacniaczem gramofonowym, jednak posiada także sekcję regulacji siły głosu, wraz ze stosownymi wyjściami (2 x stereo RCA), a także wejście liniowe. Z tego powodu funkcjonalnie bliżej byłoby mu po prostu do przedwzmacniacza, bez dodawania „gramofonowy”. W literaturze firmowej występuje jednak pod nazwą „przedwzmacniacz gramofonowy” i taką też my będziemy się posługiwali.
|
||||
© Copyright HIGH Fidelity 2007, Created by SLK Studio |