Kolumny tubowe, to - historycznie rzecz biorąc - chyba najstarszy typ głośników. Najstarszymi "wzmacniaczami akustycznymi" były przymocowane do igieł phonographów tuby, które dość szybko trafiły przed front przetworników elektromechanicznych. Tuba przed głośnikiem służyła do jednego: zwiększenia jego skuteczności, czyli miała za zadanie pomóc z niewielkiej mocy wydobyć maksymalnie wysoki poziom dźwięku. Nie zapominajmy, że na początku wzmacnianiem sygnałów elektrycznych zajmowały się słabiutkie triody o mocach, w najlepszym przypadku, kilku watów. Tuby straciły rację bytu, kiedy pojawiły się mocniejsze lampy i kiedy okazało się, że można zbudować kolumny o wyższej niż np. nasze państwo sprawności. Straciły, ale nie do końca. Tam, gdzie wciąż istniało zapotrzebowanie na jak największy huk, a więc w kinach i na estradzie, konstrukcje tubowe rządzą po dziś dzień, operując głównie w zakresie średnio-wysokotonowym. Niskie tony od dłuższego czasu powierzane są bowiem klasycznym (oczywiście z dzisiejszego punktu widzenia, bo nie chodzi o 'klasykę', a o rozprzestrzenienie) konstrukcjom bas-refleks. Ale... Zawsze jest jakieś 'ale'. Od lat kolumny tubowe otoczone są swego rodzaju kultem tam, gdzie wciąż stosuje się lampy, a w szczególności w kręgu miłośników wzmacniaczy SET (Single-Ended Triode), gdzie wyciska się jakieś 8-10 W na kanał, a kiedy mamy do czynienia z mocami większymi niż 20 W, jak we wzmacniaczach KR Audio, mówi się wówczas o zdradzie. A SET i lampy automatycznie kierują nas do Kraju Kwitnącej Wiśni, gdzie tuba napędzana lampą 2A3 (2-3 W), najlepiej zasilaną bateryjnie jest tym, od czego dżentelmen zaczyna rozmowę. Na świecie istnieje kilka poważnych firm zajmujących się konstrukcjami tubowymi, wśród których największe to właśnie obchodzący 60-lecie JBL, a także Klipsh. To jednak giganty. Swoją niszę na rynku znalazły także małe, niezależne firmy, wśród których odo najbardziej znanych należą Acapella oraz Avantgarde Acoustic. Szczególne miejsce w moim sercu zajmuje ta ostatnia, tak ze względu na produkty, jak i na ludzi, którzy są za nie odpowiedzialni. Poznani lata temu konstruktorzy, w tym Matthias Ruff, a także przedstawiciel firmy, Polak od lat mieszkający za Odrą, pan Mirosław Kujawa. Bo jest tak, że za dobrym sprzętem zawsze stoją ludzie. W dziedzinie, którą się zajmujemy, nieco pokrewnej ze sztuką liczy się to podwójnie, albo i potrójnie. To ludzki aspekt mej słabości - to są fantastyczni ludzie, z którymi można porozmawiać o technice, muzyce i skosztować co nieco... Wracając do sprzętu, trzeba z kolei powiedzieć, że ja sam jestem nieco "awangardowcem", ponieważ od kilku lat korzystam z ich wzmacniacza Model 5. ma więc co najmniej kilka powodów, żeby śledzić poczynania tej firmy. Tuby Avantgarde'a słyszałem wielokrotnie, przy wielu różnych okazjach i w przeróżnych konfiguracjach i od lat nieodmiennie wprawiały mnie w podziw, ale i prowokowały do pytań o owo obiegowe "tubowe" piętno, jakie tego typu konstrukcje mają wyciskać na dźwięku. Tak, rzeczywiście, część tub gra specyficznym dźwiękiem i od razu słychać, że coś w nich jest nie tak. Ale nie Avantgarde'y. Pomimo to, kolumny tej niemieckiej firmy miały jednak słaby punkt, od których wolne były tylko Trio - konstrukcje całkowicie tubowe - a mianowicie bas. Jedną z zalet kolumn tubowych, dla między innymi której wciąż się je używa, nawet jeśli mocy mamy pod dostatkiem, jest niesamowita szybkość reakcji - ostatecznie mamy do czynienia z niewielkimi membranami o małej masie. To trochę jak z panelami elektrostatycznymi, bez ich ograniczeń dotyczących dynamiki i max. SPL. Dopasować do czegoś takiego klasyczny subwoofer jest piekielnie trudno. Można wprawdzie skonstruować w pełni tubowy system, jak wspomniane Trio, jednak to i koszt duży, i tuba niskotonowa, jeśli ma zejść w miarę nisko, będzie miała mamucie wymiary. A tego zwykle nie chcemy, prawda? Pozostaje więc aktywny bas. I to jest element, w którym w ostatnich dwóch-trzech latach w Avantgardzie nastąpił niesamowity postęp. Mamy więc poprawiony bas. Najnowsze propozycje tej niemieckiej formy idą jednak krok dalej, w kierunku jak najszerszego zaakceptowania tub w środowisku domowym. Do tego celu musiały się nieco zmienić. W nowych konstrukcjach: Nano, testowanych Picco, Meta Nano i Meta Picco kratownicę, która we wciąż produkowanych klasycznych modelach podtrzymuje poszczególne moduły - tuby wysoko i średniotonową oraz subwoofer - zastąpiono niemal klasyczną paką obudowy. Niemal klasyczną, ponieważ wciąż z przedniej ścianki potężnych skrzyń wykwitają dwie tuby. Bryła takiej kolumny jest jednak znacznie łatwiejsza do zaakceptowania przez Zarząd Domów i Mieszkań Zwany Żoną. Testowany model Uno Picco należy do tego nowego rzutu. Piekielnie drogi i tak jest zaledwie u początków podróży przez cennik Avantgarde'a. Ważąc 85 kg (sztuka) wcale na to nie wygląda, jednak dwa potężne głośniki niskotonowe (każdy z 9-kg magnesem), dwa 500-watowe wzmacniacze, metalowe profile, do których przymocowane są tuby, a wreszcie sama, niesłychanie "głucha" na opukiwania skrzynia, sprawiają, że wiemy, za co płacimy. Na szczęście nic to nas nie musi obchodzić: podobnie jak w moim przypadku czterej ludzi wnosi, ustawia i dziękuje za wypitą kawę (jeśli mają na to siłę). A my słuchamy. ODSŁUCH Jak wspominałem, Avantgardy nie grają jak klasyczne tuby. Właściwie w ich dźwięku w pierwszej chwili niewiele wskazuje na technologię, z jakiej korzystają. Może owa niesamowita szybkość i tyle. W każdym razie to są przepięknie brzmiące kolumny. Grają jednak w nieco inny sposób niż większość dostępnych na rynku konstrukcji. Przede wszystkim chodzi o sposób, w jaki przekazują przestrzeń nagrania. Z grubsza można podzielić kolumny na takie, które kreują przed nami nową przestrzeń, przenoszą muzyków do naszego pokoju otwierając "okno" z muzyką oraz takie, które nas przenoszą do nowej przestrzeni. Hi-endowcy spierają się o to, który sposób jest tym 'właściwym', jednak słyszałem obydwa sposoby, każdy ma coś do zaoferowania, a obydwa są w gruncie rzeczy nienaturalne, ponieważ re-kreują nie rzeczywistą akustykę, a akustykę zapisaną na płycie. A to wielka różnica. W każdym razie Picco to kolumny z drugiej grupy, kolumny, które zabierają słuchacza w swój świat. To ważne, żeby to zrozumieć, ponieważ wiążą się z tym inne aspekty dźwięku. Wśród nich równie ważny jest sposób docierania do najmniejszych drobin w nagraniu. W hi-endzie o to m.in. chodzi, żeby jak najwięcej wyciągnąć z nagrania (ale nie mówimy tu o hiperszczegółowości, która jest zwykłym podbiciem górnego pasma). Można to jednak osiągnąć na różne sposoby. Najlepsze klasyczne kolumny pokazują wszystko co trzeba. Picco robią to samo, jednak dochodzą do tego inną drogą. Żeby to sobie wyobrazić muszę się posłużyć przykładem. Wyobraźmy sobie powierzchnię Ziemi. Naszym celem jest zobaczyć i sfotografować jak najwięcej szczegółów. Jeden sposób to taki, aby na orbitę wysłać satelitę i wyposażyć go w niezwykle mocne i precyzyjne urządzenia optyczne. Widać przez nie nawet źdźbło trawy, pod warunkiem, że zawęzimy obserwowany obszar do rozsądnych rozmiarów. Można jednakże udać się lotem koszącym, blisko ziemi, zaopatrzywszy się w obiektyw o szerokim kącie. I tak grają Avantgardy - mamy wszystko idealnie przed sobą, jednak bez poczucia, że coś jest "wyciągnięte" i obrobione. Weźmy nieskomplikowane strukturalnie nagrania z płyty Dominica Millera i Neila Stanceya "New Dawn" (Naim CD066, CD; płyty zresztą przepięknej, polecam). Dwie gitary, a pod nimi co jakiś czas plama syntezatora. Najlepsze kolumny grają gitary w niesamowicie wyraźny, sugestywny sposób, cyzelując każdy atak, każde drgnięcie. Avantgarde nieco inaczej: pokazuje dwa żywe instrumenty tu i teraz, wprawdzie bez rzucania ich na twarz, ale wyraźnie jesteśmy blisko nich (wspominałem, że to słuchacz jest przenoszony do nowej akustyki). W ich brzmieniu jest wszystko co trzeba, wraz z detalami, emocjami, barwami, a jednak wszystko jest jakby bardziej miękkie, jakby nieco cieplejsze. To 'jakby' powraca zresztą dość często, ponieważ trzeba Picco posłuchać przez jakiś czas, żeby zrozumieć o co w tym dźwięku chodzi. Docenia się go już w kilka chwil po usłyszeniu, jednak nowa perspektywa narzuca naszemu mózgowi reorientację, a to zabiera nieco czasu. Gitary miały więc duże body, nasycony, leciutko ocieplony środek i słychać było, że chociaż w dźwięku nie pojawia się cień najniższego pasma, bo go po prostu w tym instrumencie nie ma, to mają one jakiś niesłychanie pewny fundament. Żeby to zweryfikować, wyłączyłem na chwilę subwoofery. Ponieważ pracowały one od jakiś 200 Hz (przy górnym położeniu przełącznika 350 Hz), część informacji o brzmieniu gitary znajdowała się w ich polu działania (dolna granica dla gitary to 82,41 Hz). Pomimo to, wrażenie to nie znikało nawet przy wyższych częstotliwościach (górna częstotliwość gitary - 880 Hz), w momentach, w których nie ma prawa się tam pokazać nic co pochodziłoby z tego instrumentu. W rzeczywistości jednak dźwięk wzmacniany przez akustykę miejsca, niesie w sobie także informacje poza częstotliwością podstawową, także w dół. Po wyłączeniu subwooferów nic z barwy, dźwięku itp. nie zniknęło, a jednak owo poczucie oparcia na czymś solidnym rozwiało się. Dźwięk nadal był niesłychanie poprawny, ale bez pełni, bez tego, co powodowało wcześniej, że nagrania z tej płyty robiły piorunujące wrażenie na każdym, komu je puszczałem. Pozostała więc jeszcze tylko weryfikacja przy pomocy nowej, genialnej płyty z nagraniami muzyki klasycznej (wiolonczela z towarzyszeniem) Vittorio Ghelmi "Full Of Colour. Concierto di Viole" (Winter&Winter 910-119-2, CD), gdzie wrażenie było identyczne, a może nawet bardziej intensywne, ponieważ akustyka wnętrza, w którym dokonano tych nagrań ma w sobie mnóstwo niskiej aury, bez której całość nie ma sensu. Być może powinienem ten akapit zacząć ciut wcześniej, ale nic straconego - bo to miał być akapit o basie. Osobny akapit w tym przypadku jest niezbędny, ponieważ to, co się udało Matthiasowi osiągnąć, jest czymś wielkim na każdą miarę, nie tylko kolumn tubowych. Skonstruował mianowicie subwoofer, który gra lepiej niż znakomita większość kolumn - jakichkolwiek, pasywnych i aktywnych, jakie kiedykolwiek słyszałem. Lepszy bas słyszałem może dwa-trzy razy w życiu (m.in. z subwoofera KEF PSW50000 i kolumn Wilson Audio Alexandria). Jeślibym powiedział, że się tego nie spodziewałem, to trochę bym skłamał. Słyszałem bowiem wersję tego suba (SUB225) grającą w raz z Duo Omega i byłem pod wielkim wrażeniem. Moje kłamstwo byłoby jednak nieco usprawiedliwione, bo jednak usłyszeć coś takiego u siebie w domu jest wielkim przeżyciem i nie da się do tego przygotować. A bas w kolumnach tubowych jest zwykle kiepski, niezależnie od techniki, jaka go wspomaga. W starszych Avantgardach bas również był o krok do tyłu w stosunku do sekcji średnio i wysokotonowej. Jednak wraz z Omegą i teraz Picco udało się osiągnąć coś niebywałego. Bas tych kolumn ma bowiem niesamowicie gęstą, namacalną konsystencję, a jest jednocześnie zwinny i szybki - na tyle szybki, że idealnie komplementuje się z tubami. Niczego nie przeciąga, ale też gra mocno tam, gdzie trzeba. Wspominałem o instrumentach akustycznych: nie było w ich brzmieniu cienia pogrubienia, a jednak było czuć, że tuby nie są same, że jest coś, co je wspiera. Podobne wrażenie miałem po włączeniu starych nagrań Wes Montgomery All Stars "A good Git-Together" (Lone Hill Jazz, LHJ10133, CD), gdzie także na dole, wydawałoby się, nic się nie dzieje. Jednak z Picco okazało się, że kontrabas ma w sobie sporo animuszu i że potrafi zagrać mocno i konturowo, nie anemicznie jak z pasywnymi kolumnami. Co ważne, podobne obserwacje można było poczynić przy muzyce nie-akustycznej. Mocne, niskie zejścia z płyty Petera Gabriela "Security" (Geffen 2011-2, CD/nieremasterowany) zostały oddane jak w bajce - z długim, ciężkim pogłosem i delikatnymi iskierkami czegoś, co się poruszało razem z nim. A bas i stopa z "Enjoy The Silence" Depeche Mode (MUTE, LCDBONG34, SP CD)? To samo - pełnia i mięcho dobrego zapaśnika i zwinność judoki. Krawędzie bardzo niskich tonów były minimalnie okrąglejsze niż np. w KEF-ach Reference 205, jednak jakość tego zakresu jest na tak wysokim poziomie, że trzeba się zastanowić, jak tak naprawdę brzmią instrumenty na żywo, a jeszcze lepiej, jak tak naprawdę bas jest zarejestrowany. I w ten sposób mamy więc obgadane dwa elementy, które czynią z wielu kolumn tubowych po prostu kolumny nieudane: sposób prowadzenia barw oraz bas. Do tego dochodzi jeszcze przestrzeń. Jak mówiłem na początku, Picco pokazują świat z bliskiej odległości, jak gdyby z obiektywem szerokokątnym. Kiedy patrzymy z daleka, z obiektywem przybliżającym, kontury przedmiotów stają się minimalnie ostrzejsze niż w rzeczywistości, następuje efekt, którego nie da się do końca wyeliminować, polegający na lekkim wypreparowaniu szczegółu, w naszym przypadku instrumentu, lub jego części, z kontekstu. W najlepszych kolumnach efekt jest minimalizowany, jednak zawsze w takiej czy innej postaci występuje. Z tubami Avantgarde'a świat ma ciut bardziej miękki kontur niż w klasycznych kolumnach, być może o tyle samo bardziej miękki, o ile twardszy jest gdzie indziej. W każdym razie, średnica, bo to o nią w głównej mierze chodzi, ma nieco cieplejszy niż we wspomnianych KEF-ach, ale także w kolumnach Harpia Acoustics charakter i ma leciutko zawinięte brzegi. Nie piszę o zaokrągleniach, bo nie o nie tutaj chodzi. Krawędź każdego dźwięku jest czytelna i klarowna, jednak na samym brzegu, tam, gdzie przechodzi w tło, ugina się, nie dopuszczając do pokazania ostrej jak żyleta krawędzi. To jednak uroda tych kolumn i raz to przebolawszy, dla wielu nie będzie odwrotu. Po prostu kultura tych konstrukcji, ich nadzwyczajna prezentacja nagrań sprawiają, że hi-end przestaje być pustym dźwiękiem, a wypełnia się żywą treścią. Od tej pory to będzie dla nas top hi-end. Czy są więc Picco kolumnami bez wad? Niestety nie. Jeśliby tak było nie byłyby potrzebne większe konstrukcje, jak z serii Meta, ani też majestatyczne Trio. Lista grzechów Picco jest jednak skromniutka. Wspomniałem o średnicy, teraz powiem o górze. To nie jest najlepsza góra, jaką w życiu słyszałem. Nie wiem, czy to za sprawą dość problematycznego ustawienia tuby wysokotonowej (jej dolna część jest zawinięta pod tubę średniotonową i nieuchronnie część fali musi się od niej dbijać), czy z jakiegoś innego powodu, wysokie tony nie są tak rozdzielcze jak reszta pasma. Głośnik berylowy, Esotar Dynaudio, a także SEAS stosowany przez Harpię w nowej serii Time Coherent potrafią zagrać jeszcze bardziej finezyjnie. Proszę mnie źle nie zrozumieć - jesteśmy na czubku świata i stąd patrzymy na wszystko z góry, jednak także tutaj da się wszystko poklasyfikować. Być może dlatego wyższa góra jest w Picco lekko obniżona w stosunku do środka - niedużo, ale jednak. Daje to ów koherentny, pełny dźwięk bez cienia ostrości i syczenia, o które się obwinia często tuby, jednak także bez ostatniego słowa w dziedzinie klarowności. I tyle. Jeślibym miał tyle pieniędzy, to bym je kupił. Razem z Wilsonami i nowymi Harpiami. Ale o tych ostatnich - przyszłym miesiącu. BUDOWA Kolumny tubowe Avantgarde Acoustic Picco są dużymi, ciężkimi (85 kg, wnosiło je do mojego mieszkania czterech ludzi) kolumnami wolnostojącymi. W przeciwieństwie do starszych konstrukcji Avantgarde'a , posiadają nie szkielet, na którym rozmieszczone są poszczególne elementy, a pełne "body", wykonane z grubej na 25 mm płyty MDF, z którego wypuszczone są dwa kielichy tub - na górze wysokotonowa, niżej średniotonowa. Głośnik wysokotonowy H2 należy do rodziny Omega, został nawinięty na karkasie kaptonowym i ma średnicę 25 mm. Jego cewka została nawinięta bardzo cienkim, długim drutem, dzięki czemu osiągnięto wysoką, 17 Ω impedancję. Jest on filtrowany od dołu specjalną zwrotnicą nazwaną CPC - Capacitor Polarization Circuit. Znajdują się w niej tylko trzy elementy: taśmowa cewka oraz kondensator. Nie jest to jednak żaden powszechnie używany kondensator, a zbudowany przez Matthiasa układ. W klasycznych kondensatorach występuje zjawisko "efektu pamięciowego" - dielektryki permanentnie polaryzują część ładunków w jednym kierunku, co wprowadza do dźwięku zniekształcenia. Tutaj kondensator ma trzy styki - dwa dla sygnału i trzeci polaryzujący. Sygnał jest bowiem multiplikowany w specjalnym, pasywnym układzie (powielaczu napięcia) i polaryzuje na stałe, w jednym kierunku okładzinę, naprzeciwko której znajdują się dwie okładziny z sygnałem. Napięcie sięga 100 V, dzięki czemu moment przejścia przez zero zachodzi przy o wiele wyższym napięciu niż z normalnym sygnałem, co z kolei eliminuje wpływ efektu pamięci. Przy okazji uniezależnia nas także od wpływu kabla połączeniowego. Wysokotonówka obciążona jest tubą SH1301 (Spherical Horn, 13 mm, rodzaj - 01), dzięki czemu pokrywa obszar do 900 Hz. Głośnik średniotonowy M1 także został obciążony tubą - SH5003 - i również pochodzi z wysokoomowej serii Omega. Jego membrana w kształcie kopułki (z papieru nasączanego mikrowłóknami szklanymi) o średnicy 130 mm napędzana jest przez potężny magnes AlNiCo (o masie 9 kg). Przed samą membraną jest mała komora i dopiero potem tuba. Wszystko to sprawia, że głośnik operuje w zakresie 900 - 3000 Hz i podłączany jest wprost do zacisków (w tej roli WBT - szkoda, że nie z wyższej serii), bez żadnej filtracji. Bas oparty jest na dwóch 30-cm głośnikach z papierową membraną, sztywnym, jak w głośnikach estradowych, zawieszeniem i ogromniastymi, ekranowanymi magnesami. Głośniki umieszczone są w obudowie zamkniętej i napędzane dwoma 250 W wzmacniaczami. Producent podaje dolną częstotliwość 18 Hz. W tej obudowie, z takimi głosikami to właściwie niemożliwe. Okazuje się jednak, że głośniki sterowane są układem servo, doskonalonym w ostatnich latach, który sprawdza się np. w potężnych subwooferach amerykańskiego Velodyne'a. Ich praca jest stale monitorowana, a poprawki wprowadzane w układzie pętli. Nie zawsze się to sprawdza , jednak tutaj - idealnie. Do dyspozycji mamy dolny punkt odcięcia 20/30/40 Hz, a także regulację górnej częstotliwości odcięcia. I tej ostatniej funkcji nie rozumiem - ostatecznie jest to kompletna kolumna, gdzie znamy dolną częstotliwość głośnika średniotonowego i dopasowanie do niej basu powinno być optymalne. Ale - regulacja jest. Sygnał dla części niskotonowej możemy doprowadzić zarówno łączem XLR, jak i wejściem głośnikowym. W subwooferach przeznaczonych do kina domowego wchodzimy zwykle wejściem niskopoziomowym. Tutaj znacznie lepsze efekty osiągniemy wchodząc tym samym sygnałem, co do sekcji średnio-wysokotonowej. Tak od lat sugerował REL, specjalista w tej dziedzinie i tak jest lepiej. Mamy bowiem ten sam charakter sygnału w całym paśmie, bez sztucznego podziału na poszczególne części. Wzmacniacz w znacznej mierze jest odciążony od dołu, ale jednak oddaje pełne pasmo. Poradzą sobie z tym nawet maleńkie wzmacniacze, jak 8 W Tri TRV-300SE (test: HFOL, No 29, wrzesień 2006) czy 12 W Leben CS-300 (test: HFOL, No 29, wrzesień 2006). Najlepiej tuby Avantgarde'a zagrały jednak z polską lampą RCM Bonasus (test w tym miesiącu). Picco fenomenalnie zgrają także z dobrym tranzystorem - Audia Flight 100 (test: HFOL, No 7, listopad 2004), Accuphase A30 (test HFOL, No 25, maj 2005) i A-60, a najlepiej z czymś w rodzaju Violi Symphony (test: HFOL, No 26, czerwiec 2006). Nie ma właściwie żadnych ograniczeń i wbrew mitom, tuby nie są jedynie dla lampy. Żeby nie być gołosłownym powiem, że w Avantgardzie projektuje się wszystko i odsłuchuje z dwoma firmowymi wzmacniaczami - obydwa są tranzystorami... Wykonanie kolumn jest ultra-dokładne i ultra-kosztowne. Ten, kto wie, jak się wykonuje mechaniczne elementy (pomijam dźwięk) i wie, ile to kosztuje, żeby tak wyglądało, będzie wiedział, że Picco spokojnie mogłyby kosztować o wiele więcej, bo teraz specjalnie wysokiego zarobku na nich być nie może.
|
||||||||||||||||||||||
© Copyright HIGH Fidelity 2006, Created by SLK Studio |