Jedną z prawidłowości świata audio, o której często zapominamy, da się sprowadzić do tego rodzaju stwierdzenia: "To co dobre pozostaje dobre". I wbrew pozorom nie jest to całkiem bez sensu. Firmy produkujące sprzęt (może nie wszystkie, ale znacząca większość na pewno) wyznają bowiem zasadę, że "dobre jest to co nowe [jest lepsze od starszego]". Żeby bowiem sprzedać nowe produkty muszą przekonać klientów, że są lepsze od starszych. Wydaje się proste. W rzeczywistości, firm, które naprawdę ulepszają swoje produkty, które z kolei naprawdę lepiej grają, nie ma znowu tak wiele. W podzielonej społeczności audiofili także znajdziemy podział biegnący między tym co nowe i tym co stare, jednak z nieco innym wartościowaniem: wielu z nich sądzi mianowicie, iż lepsze jest to co starsze. Często im starsze, tym lepsze. Art Dudley, mój ulubiony redaktor "Stereophile'a", ma na to swoje określenie: wyznawcy tej teorii to według niego "anachrofile". Być może nieco przesadził, ale coś w tym jest... Przyglądając się bliżej tej sprawie prędzej czy później dotrzemy do frakcji z pogardą wypowiadającej się o nowych przetwornikach D/A opartych na 1-bitowej technologii delta-sigma, które dzięki niskim kosztom produkcji i prostocie stały się wszechobecne. Koteria ta zakłada, że znacznie lepsze były starsze, wielobitowe przetworniki i jest to podstawa tej lokalnej wyższości starego nad nowym. Takie też twierdzenie było pretekstem do 35. spotkania Krakowskiego Towarzystwa Sonicznego.
System powinien być czytelnikom HFOL znany, ponieważ prezentowany był już w artykule "Czy przedwzmacniacz jest potrzebny?" (No 14, z czerwca 2005; tekst TUTAJ ). Jego podstawę stanowią dwa stereofoniczne wzmacniacze mocy Accuphase A-50V, przedwzmacniacz Accuphase C-2800 oraz kolumny B&W Matrix 801 v3. W tym czasie zaszły w nim jednak dość istotne zmiany. Przede wszystkim wymianie uległ odtwarzacz (dzięki czemu można było przeprowadzić walentne porównanie) - teraz jest to dzielona maszyna Accuphase'a: transport DP-90 oraz przetwornik DC-91. Jest to ostatni topowy odtwarzacz tej firmy oparty o przetworniki wielobitowe (po osiem na kanał!), po którym był jeszcze system SACD, także już nie produkowany. Drugą zmianą było podłączenie końcówek nie w trybie mostkowym, a w bi-ampingu. Wbrew założeniom, mówiącym, że wyższa moc pozwoli lepiej kontrolować Matrixy, bi-amping pozwolił na otwarcie się dźwięku i polepszenie dynamiki. Kolejna rewolucja dotyczy zasilania: w systemie zagościł i na dobre pozostał kondycjoner Accuphase PS-1200. No i na koniec: cały system został przesunięty z dłuższej ściany, gdzie siedziało się dość blisko kolumn, na dłuższą, co pozwoliło odsunąć kanapę na większą odległość. PORÓWNANIE I właśnie do tego systemu został przywieziony, wtedy prosto z pod igły, odtwarzacz Lektor PRIME Ancient Audio (test TUTAJ http://www.highfidelity.pl/artykuly/0606/ancient.html ). Urządzenie stosunkowo niewielkie, przy Accuphase'u po prostu ginęło. Jego przetwornik należy do nowego "rzutu" układów delta-sigma, dzięki czemu nadawał się do porównania.
A okazuje się, że urządzenia grają dość odległym od siebie dźwiękiem. Accuphase zaskoczył wszystkich genialnie wyprowadzonymi szczegółami i bardzo długimi pogłosami. Każde, nawet najmniejsze szurnięcie, skrzypnięcie krzesła pod skrzypkiem w głębi sali było zaznaczane. Nie chodziło przy tym o szczególarstwo, bo nie odciągało to uwagi od głównych wydarzeń, dodawało jednak wszystkiemu posmak realizmu. No i te pogłosy... Wydawało się, że Accuphase je samodzielnie produkuje, albo przynajmniej dodaje im jakieś drugie tyle długości. I tutaj przyszły pierwsze komentarze. Pierwsze dotyczyły ogólnej, bardzo pozytywnej zmiany brzmienia całego systemu. Następne podzieliły słuchaczy - wszyscy słyszeli to samo, jednak interpretacja tego była różna. Dla jednych brzmienie Lektora Prime było ciut zbyt ciemne, bez iskry na samej górze. Bo, rzeczywiście, w porównaniu z Accuphasem Ancient brzmiał znacznie bardziej "analogowo", może nawet miękko. Puszczając kolejne płyty zwolennicy mocnego, bezpośredniego przekazu tego właśnie w brzmieniu szukali: precyzji do n-tego brzmienia po przecinku, pewnego "unaocznienia" dźwięku. Ci, którzy optowali za Primem (w tym ja) uważali, że i owszem, precyzja, a właściwie ilość szczegółów słyszanych z japońskiego odtwarzacza była porażająca, jednak nie do końca budowała wewnętrzne napięcie utworów, nie pozwalała też wybrzmieć w pełni harmonicznym, tworzącym nie tylko dźwięk w jego bezpośrednim uderzeniu (w czym Accuphase rzeczywiście górował), ale w pewnej organicznej całości. Dłuższe brzmienie każdej frazy z Lektora było bowiem nie spowolnieniem, a próbą pokazania każdej mikro-cząstki w całości, bez pozycjonowania składających się na nią elementów. Accuphase inaczej - wyraźnie preferował uderzenie, atak, źdźbło w miejsce całej belki. Jakość dźwięku w obydwu przypadkach była na tyle dobra, że do rękoczynów nie doszło, a jedynie do okopania się na swoich stanowiskach, z poważaniem należnym przeciwnikowi, jednak z głębokim przekonaniem o własnej nieomylności. Ta sama sytuacja powtórzyła się przy przestrzeni. Bez dwóch zdań Accuphase potrafi pokazać każdy niuans pogłosów - czy to dodanych przez realizatora, czy to uchwyconych w naturalnej przestrzeni. Mnie (i nie tylko mnie) wydawało się jednak, że coś tu jest nieco przesadzone, że pogłosy przekształcają się w ten sposób w echo, odrywają się od dźwięku podstawowego (bezpośredniego) i nie są jego naturalnym przedłużeniem. To moja własna opinia, ale na tym tle Prime pokazywał całkowicie inny świat. Bez dwóch zdań - i co do tego zgodzili się wszyscy obecni - Prime był bezkonkurencyjny w pokazywaniu głębokości sceny. Tam, gdzie z Accuphasem scena kończyła się trzy-cztery metry za linią głośników, tam z Lektorem mieliśmy cztery metry więcej. A nie było to osiągnięte żyłowaniem pogłosu. Wręcz przeciwnie - pogłos sam w sobie wydawał się krótszy, nie trwał tyle co w Accuphasie. Jak dla mnie był jednak jakoś bardziej organiczny, naturalny w swojej miękkości i aksamitnej szorstkości. Żadnej blachy, żadnych ostrych krawędzi - tylko spokój. I tylko jedno, w znacznym stopniu, w Accuphase'u było lepsze: niski bas. "Lepsze" to zresztą może nie za dobre słowo, ponieważ pokrywa tylko część omawianego obszaru. Jak zauważyłem także u siebie podczas testu Prime'a, a wcześniej Granda (dla "Audio" www.audio.com.pl ), najniższy zakres w obydwu odtwarzaczach jest minimalnie mniej zwarty i konturowy niż u Accuphase'a. Różnice nie są duże, jednak występują. Wyższy zakres basu na takiej prezentacji korzysta, ponieważ jest zarówno dokładny, jak i naturalnie miękki, jak to w życiu. Nie wiem jednak, czy to sprawa różnicy między przetwornikami, czy po prostu między układami wyjściowymi: w Accuphasie są to układy scalone, a w Anciencie lampy. To jednak dopiero pierwsza przymiarka do tematu. Podłączając Lektora poszliśmy bowiem na skróty i podpięliśmy go, podobnie jak odtwarzacz Accuphase'a, przez przedwzmacniacz. A przecież Prime posiada zintegrowany przedwzmacniacz... Ponieważ jednak końcówki mocy podłączone są w bi-ampingu, nie dało się w prosty sposób tego przeskoczyć. No, ale dzięki temu spotkamy się tam (jak nas gospodarz zaprosi) raz jeszcze.
|
|||
© Copyright HIGH Fidelity 2006, Created by SLK Studio |