REPORTAŻ

KRAKOWSKIE TOWARZYSTWO SONICZNE
SPOTKANIE 34:
"Jak muzyk z audiofilem"

WOJCIECH PACUŁA



Spotkania w ramach Krakowskiego Towarzystwa Sonicznego odbywają się od ponad dwóch lat. Część z nich przyjąłem uważać za oficjalne, tj. poświęcone jakiemuś problemowi, zaś część, podczas których chodziło tylko o posłuchanie nowej płyty, ocenę tego czy innego urządzenia, ale bez ambicji wydawania wiążących opinii, przyjmuję za nieoficjalne. Spotkanie, które miało miejsce pewnego upalnego, niedzielnego wieczora można uznać za nie dość, że oficjalne (był konkretny powód), to jeszcze za spotkanie na wysokim szczeblu, szczeblu międzypaństwowym i międzydyscyplinarnym.

Program spotkania oparty był tym razem nie o hardware (sprzęt), a o software (płyty), a konkretnie o porównanie różnych tłoczeń tego samego tytułu. Do tego tematu wracamy co jakiś czas, ponieważ wciąż ukazują się nowe wydania, które trzeba sprawdzić, a także na podstawie innego zestawu nagrań trzeba sprawdzać, weryfikować pewne wcześniejsze ustalenia. Najważniejszym tytułem wieczoru była tym razem ikona skandynawskiej muzyki jazzowej, wydana w wyjątkowo pokaźnym nakładzie płyta "Jazz at the Pawnshop" (Vol.1). Zaznaczmy, że wszystkie płyty "Jazz..." dostarczyła firma dystrybucyjna CD-Club , przedstawiciel Propriusa.

Wydania:
- Oryginalne, aluminium (Prophone, PRCD 7778, CD);
- Najnowsze wydanie SACD (Proprius, PRSACD 7778, CD/SACD);
- Japońskie SACD (Proprius/First Impression Music, FIM SACD M 034, HDCD/SACD);
- Oraz także japońskie, tyle że XRCD (Proprius/First Impression Music, FIM XRCD 012-013, XRCD).

Płytami dodatkowymi były:
- Jan Garbarek, "Visible World", tłoczenie europejskie (ECM 1585/529 086-2, CD) oraz amerykańskie (ECM 78118-21585-2, CD);
- Julian "Cannonbal" Adderley "Somethin' Else", wydanie japońskie mini-LP (Blue-Note/Toshiba-EMI, TOCJ-9001, RVG Edition), amerykańskie (Blue Note Records 72434 95329 2, RVG Edition, CD) oraz również amerykańskie, tyle że stereo Mobile Fidelity (UDCD 563, gold-CD).

Nagranie na płytę "Jazz at the Pawnshop" zostało dokonane w Sztokholmie, w starym, klubie, otwartym w roku 1968 w zimne, grudniowe dni w 1976 roku (nagrania dokonywane były przez dwa dni 6 i 7 grudnia). Klub nie był specjalnie duży, ponieważ sufit był na wysokości 4 metrów i mieściło się w nim, w części dla widowni ok. 80 osób. Gert Palmcrantz, realizator nagrania, który przystępując do niego nie miał najmniejszego pojęcia, że uczestniczy w czymś, co trzydzieści lat później nazywamy "kultowym", dokonał nagrania w swój od lat wypróbowany sposób: główne mikrofony stereo - lampowe Neumanny U47 - zostały ustawione w układzie O.R.T.F. dwa metry nad podłogą. Dopracowana przez Palmcrantza odmiana O.R.T.F. wyglądała w ten sposób, że mikrofony były ustawione od siebie o jakieś 15-20 cm, a kąt między nimi wynosił od 110 do 135 stopni. W większości nagrań, jeśli chcemy uzyskać zarówno dobrą odpowiedź pomieszczenia, jak i stabilny, klarowny obraz instrumentów, będziemy musieli skorzystać z tzw. "podpórek", dodatkowych mikrofonów ustawionych po bokach (do perfekcji doprowadził to John Atkinson, redaktor naczelny "Stereophile'a" ). Także i w tym przypadku mamy więc do czynienia z dodatkowymi mikrofonami - kolejnymi Neumannami, w tej samej aranżacji, tyle, że zwróconymi do widowni. Pawnshop był jednak nieco trudnym akustycznie klubem, ponieważ miejsce na zespół było małe. Nie pozwalało to rozwinąć się dźwiękowi na tyle, żeby główne mikrofony poradziły sobie np. z dobrym zebraniem fortepianu oraz perkusji. Ta ostatnia otrzymała stereofoniczną parę kardioidalnych mikrofonów Neumann KM56s. Nie było to więc minimalistyczne nagranie, przynajmniej w potocznym rozumieniu tego słowa. Nie powinno więc specjalnie zdziwić, jeśli powiem, że także kontrabas został omikrofonowany, tym razem dookólnym mikrofonem Neumann M49. Sesja nagrywana była na dwóch magnetofonach Nagra IV wyposażonych w system redukcji szumu Dolby A 361, naprzemiennie, ponieważ jedna taśma, kręcona z prędkością 38cm/s wystarczała jedynie na 15 minut. Nagranie zostało dokonane bez próby dźwięku, korekt itp. I powstało jedno z najlepszych nagrań muzyki jazzowej - zarówno od strony muzycznej, jak i dźwiękowej. Oryginalnie sesja została wydana na podwójnym albumie LP (które również posiadamy i będziemy w przyszłości porównywać do oryginalnego CD oraz do warstw SACD z dwóch płyt - szwedzkiej i japońskiej; w tej chwili skupiamy się na Compact Discu), a w latach 80. na CD.

To sprawa softwaru. Sprawa interdyscyplinarności łączy się z chyba nawet ciekawszym aspektem tego spotkania, a mianowicie z naszym gościem. Do uczestnictwa w spotkaniu udało się bowiem zaprosić fantastycznego człowieka, grającego na perkusji muzyka (dwie płyty na koncie), który prywatnie (a może odwrotnie, coś mi się chyba pokręciło...) jest jednym z najbogatszych ludzi świata, ponieważ jest właścicielem firmy Kingston Technology. Robiliście zdjęcia aparatem cyfrowym? Istnieje duże prawdopodobieństwo, że pamięć do niego dostarczyła właśnie jego firma, ponieważ jest to drugi na świecie producent kart typu Flash (w Polsce posiada 40% rynku kart Flash i formatu SD i CF). Mający swoje korzenie w Chinach Amerykanin, jest wyjątkowym przykładem na to, że pieniądze nie demoralizują, a jeśli zmieniają to na lepsze. Nam potrzebny był jednak przede wszystkim jako perkusista i po prostu kompan do zabawy. W obydwu rolach sprawił się znakomicie. Nie od parady będzie wspomnieć, że jest szansa na innego konwertytę na audiofilizm, ponieważ towarzyszący Johnowi pan Paweł, przedstawiciel Kingstona na jedenaście krajów w naszym regionie godnie pełnił rolę przewodnika i towarzysza.

Na początek ustaliliśmy, że punktem odniesienia będzie wydanie oryginalne, aluminiowe. Porównanie dokonywane było w trybie A/B, z próbkami o długości 2 min (a więc raczej długimi fragmentami), w ślepym teście. Dźwięk nawet z takiego "zwyczajnego" dysku jest fenomenalny. Ogromna ilość powietrza (Gert Palmcrantz nieco podbił w czasie nagrania okolice 10 kHz), perfekcyjnie zaznaczony atak instrumentów i naturalne barwy. Nie słuchając niczego innego można spokojnie skupić się na tej wersji i iść ew. w stronę analogu, który wykazuje inne zalety (ale o tym kiedy indziej). Po nim poszliśmy z grubej rury i na odtwarzacz (Lektor Grand nie ma szuflady) wrzuciliśmy wydanie XRCD, będące jednym ze sztandarowych dokonań firmy First Impression Music i jej właściciela, pana Winstona Ma (który spędza w tłoczni w Jokohamie więcej czasu niż w domu...). Tłoczenie FIM jest genialne. Od razu powiem, że było najlepsze ze wszystkich czterech wersji CD, których słuchaliśmy (mówiąc o CD mam na myśli także warstwy tego typu na płytach SACD). Wszystko było pełniejsze, nieco cieplejsze, ale w tym sensie, że średnica nie była tak szorstka jak przedtem - rzecz, która gdzieś wcześniej była zauważalna, a nad którą w krótkim odsłuchu można było przejść do porządku. Tutaj okazało się, że da się to zrobić znacznie lepiej. Na mnie największe wrażenie zrobiły dwie rzeczy: głębokość sceny oraz dźwięk fortepianu. Ilości powietrza na m? w wersji XRCD starczyłoby na kilka innych płyt. Nie, że scena się rozdęła, albo że nagle klub dokupił parcelę obok i dobudował drugie tyle pomieszczenia. Wręcz przeciwnie, w skali absolutnej mogło się nawet wydawać, że klub nieco się ścieśnił. Ale tylko dlatego, że teraz dokładniej było "widać" tylną ścianę, a przez to pomieszczenie nabrało realnej, policzalnej przestrzeni, która będąc wcześniej nieco rozmyta nie poddawała się właściwej ocenie. Fortepian z kolei zabrzmiał tak, jakby został mocniej wyciągnięty w miksie, bo był bardziej perkusyjny, mocniejszy, a jego góra nie była taka matowa jak wcześniej. Można by więc przypuszczać, że wykonując nowy master z taśmy-matki Winston Ma (bo to on jest w FIM za to odpowiedzialny) podkręcił to i owo na mikserze. Tyle tylko, że: a) Nagra IV użyta w Sztokholmie jest magnetofonem stereofonicznym, a więc taśma-matka również i nie da się więc manipulować przy poziomie instrumentów oraz: b) FIM skraca proces masteringu do minimum, więc wpinanie w tor stołu mikserskiego i regulatorów zaprzeczałoby intencjom firmy.

Kolejną płytą była wersja także przygotowana przez FIM, jednak nowsza, bo SACD. Jej warstwa CD została przygotowana jednak inaczej niż zwykle. W 99% warstwa CD na płytach hybrydowych powstaje w procesie zwanym Direct SBM z sygnału przeznaczonego dla warstwy SACD (a więc mowa o sygnale DSD), poddanemu downsamplingowi. I trzeba powiedzieć, że w jakiś 98% brzmi gorzej niż zwykłe CD. Sprawdzaliśmy to wielokrotnie i zawsze wychodziło na to samo. Okazuje się jednak, że chyba nie tylko my niezbyt pochlebnie myślimy o tej procedurze, bo oto firmy LINN oraz właśnie FIM wypracowały swoją własną metodę na przygotowanie tej warstwy (w identyczny sposób postąpił Mark Knopfler podczas przygotowania nowej wersji "Brothers in Arms", gdzie warstwa CD także jest HDCD - patrz RECENZJA PŁYTY ). Przede wszystkim została ona zakodowana w HDCD. Żeby zaś zakodować płytę w HDCD należy wziąć taśmę-matkę analogową i przekonwertować ją do postaci cyfrowej w koderze/przetworniku A/D HDCD. Oznacza to, że nigdzie po drodze nie mamy do czynienia z sygnałem DSD, a jedynie PCM. I być może właśnie to sprawiło, że w dwie sekundy po wejściu oklasków John powiedział, że jest różnica pomiędzy tą płytą, a poprzednią (chodziło o XRCD), ale niewielka. Ponieważ wszystkie odsłuchy dokonywane były na "ślepo", więc nie mogliśmy się sugerować wydawcą itp. I rzeczywiście - warstwa HDCD z płyty FIM (a przecież wcale nie dekodowaliśmy sygnału, korzystając z niego jak z CD) była minimalnie tylko gorsza niż wypasione XRCD. Różnice, naprawdę niewielkie, były tylko w pewnej objętości instrumentów - na XRCD nieco pełniejszych, bardziej treściwych, jakby było coś więcej poza atakiem dźwięku. Jednak, jak mówiłem - różnice nie były duże. Czyżby więc problem był nie w dwuwarstwowości SACD, jak myśleliśmy, a w sposobie przygotowywania materiały na każdą z nich? Trudno jednoznacznie wyrokować, jednak doświadczenia z płytami LINN-a (patrz np. recenzja płyty Iana Shawa TUTAJ ) i teraz FIM-a pokazują, że coś w tym musi być. Na koniec zostawiliśmy najnowszy remastering płyty przygotowany przez macierzystą wytwórnię, która w międzyczasie zmieniła nazwę na Proprius, wydaną jako SACD. Ponieważ nie ma nigdzie info na temat "inności" warstwy CD można przyjąć, że została wykonana tradycyjnie dla SACD, a więc z sygnału DSD. Gdybym sam na własne uszy nie słyszał, to bym nie uwierzył. Ta wersja brzmiała najgorzej ze wszystkich - gorzej nawet niż klasyczne, aluminiowe wydanie. Płaska, odległa perspektywa, anemiczne dźwięki wydobywające się nie z instrumentów, ale zza uchylonych drzwi klubu. Nie wiem, nie wiem o co chodzi, ale w oderwaniu od wzorca (a słuchałem jej wcześniej przez dwa tygodnie) nie sprawiało to takiego bólu, a nawet było bardzo dobrze. Zapewne sprawiła to genialność samego nagrania, jednak krótkie porównanie z czymkolwiek innym i nie da się słuchać. No dobrze, może nieco przesadzam, jednak na dłuższą metę odczucia były właśnie takie.

"Jazz at the Pawnshop" był główną atrakcją wieczoru. Ponieważ jednak dobrze nam wszystkim szło, a John zdawał egzamin za egzaminem (ma naprawdę znakomity słuch), postanowiliśmy przyjrzeć się krótko także innym, zapowiedzianym wcześniej, płytom. Na początek Jan Garbarek. Bez wątpienia tłoczenie amerykańskie jest sporo lepsze. ślepy odsłuch nie dawał żadnej płycie forów, nie wiedzieliśmy co w danym momencie gra, jednak wszyscy zgodnie stwierdziliśmy, że tłoczenie z czerwonym logo (europejskie tłoczenia mają logo niebieskie) jest lepsze. Większa przestrzeń, nieco mniejsza "nordyckość" nagrania w sensie nadnaturalnej przejrzystości i większa integralność instrumentów - to główne atuty płyty, która przyleciała z USA. Następnie "Somethin' Else". I tutaj niespodzianka - wersja amerykańska zagrała lepiej niż japoński, wygłaskany mini-LP. Obydwie płyty reprezentują dokładnie ten sam remastering RVG Edition i różnią się tylko miejscem tłoczenia. Zazwyczaj preferujemy wersje japońskie, jednak nie tym razem. Japończyk wydawał się zbyt leniwy, cieplejszy, ale w gorszy, bardziej kluchowaty sposób. Sytuacja zmieniła się po włączeniu wersji Mobile Fidelity. To zupełnie inny miks, stereo, z innymi poziomami instrumentów i stanowi po prostu inną kreację artystyczną. Ta płyta nas podzieliła. Dla Johna i paru innych taka prezentacja była lepsza - ciekawsza i pełniejsza, jakby było w niej więcej muzyki. Dźwięk, jak to z Mobile, był ciepły i gęsty, jednak nie lepił się jak z Japończyka. Ja tam wolałem wersję mono (tym bardziej, że mam ją na DVD-Audio 24/192 i do niej się przyzwyczaiłem), ale to chyba sprawa gustu, a nie relacji lepszy-gorszy.

I nie wspomniałem, a powinienem, że na sam koniec zostawiliśmy perełkę. Dość dawno temu recenzowałem płytę "Dialog" pianisty Macieja Grzybowskiego (Universal Music Polska, 476 155 7, gold-CD; recenzja TUTAJ ). świetna muzyka, bardzo dobry dźwięk, po części zawdzięczany zaangażowaniu w przedsięwzięcie pana Zawady, właściciela firmy ESA. W jakiś czas po recenzji okazało się, że część nakładu, przeznaczona dla celów promocyjnych została wytłoczona nie na podkładzie złotym, ale aluminiowym. Wszystko w obydwu przypadkach było identyczne, aż po taśmę-matkę, oprócz samego podkładu. Odsłuch także był "na ślepo", jednak dość szybko wszyscy zaczęli kiwać głowami przy jednej płycie, a kręcić przy drugiej. Bezapelacyjnie lepiej zabrzmiała wersja "gold". Różnice były zbliżone do tych, jakie występowały między wersjami XRCD i aluminiową przy płycie "Jazz...". "Złota" płyta miała głębszy, dźwięczniejszy tembr, uderzenie w klawisze było lepiej definiowane i różnicowane. Znacznie, znacznie lepsze były też pogłosy - nieco ciemniejsze, ale dłuższe i bardziej naturalne.

Należy zaznaczyć, że odsłuch dokonywany był na top hi-endowych urządzeniach Ancient Audio i być może w gorszych systemach różnice będą mniejsze. Albo większe? To trzeba będzie jeszcze sprawdzić. Do naszego zadania należało poszukać odpowiedzi możliwie najbardziej zbliżonej do prawdziwej, czyli na jak najlepszym systemie, który wpływałby na reprodukowany dźwięk jak najmniej. I myślę, że się udało. Mieliśmy sporo zabawy, poznaliśmy fantastycznych ludzi i napiliśmy się nieco znakomitego wina. Czegóż chcieć więcej w taki upalny, niedzielny wieczór jak ten?

POWRÓT DO STRONY GŁÓWNEJ



© Copyright HIGH Fidelity 2006, Created by SLK Studio