pl | en
Test
ODTWARZACZ SACD
McIntosh
MCD500


Cena: 25 000 zł

Dystrybucja: Hi-Fi Club

Kontakt:
ul. Kopernika 34, Warszawa
tel.: (22) 826 47 67
Fax: (22) 826 24 58

e-mail: salon@hificlub.pl

Strona producenta: MCINTOSH

Tekst: Wojciech Pacuła

Chociaż McIntosh, w Polsce zwany często „Makiem”, obchodzi w tym roku swoje 60. lecie, to pierwszy w swojej historii odtwarzacz SACD zaproponował dopiero w roku 2005 (model MCD201), równo dwadzieścia lat po tym, jak – też przecież bez pośpiechu – przygotował pierwszy w swojej historii odtwarzacz Compact Disc. O ile jednak właśnie w połowie lat 80. sprzedaż płyt tego formatu przekroczyła masę krytyczną, dając mu w ten sposób, na kilkadziesiąt następnych lat, status formatu dominującego, o tyle rok 2005 dla SACD nie znaczył nic. Sprzedaż płyt tego typu wciąż była (i jest) marginalna, a i tak większość z nich kupowana jest dlatego, że posiadają warstwę CD, którą można odtwarzać w klasycznych odtwarzaczach. Zalety płyt Super Audio CD są znane od dawna i wiadomo, że jest to dźwięk wysokiej rozdzielczości o teoretycznym limicie 20 bitów i zakresie przenoszonych częstotliwości do 100 kHz (w rzeczywistości niemal zawsze stosuje się filtry tnące już od 50 kHz, co jest zalecane przez licencjodawcę – firmę Sony), gdzie przy kodowaniu i dekodowaniu nie trzeba stosować filtrów destrukcyjnie wpływających na dźwięk. Można na jednej płycie zapisać trzy wersje materiału – SACD stereo, SACD wielokanałowe oraz klasyczne CD (lub HDCD – robi tak np. Linn Records). Jest wielu pasjonatów, dla których PCM w wydaniu CD to pomiot Szatana, a SACD jawi się im jako święty Graal. Warto rzucić okiem chociażby na artykuł Teresy Goodwin SACD Software - Taking Full Advantage of the Format, TUTAJ (“Positive-Feedback”, Issue 44), żeby wiedzieć, o czym mówię. Problemów z formatem jest jednak sporo, począwszy od niewielkiej rozdzielczości w zakresie wysokich częstotliwości oraz bardzo wysokiego poziomu szumu poza pasmem przenoszenia, jednak i zalety są niepodważalne. Poza Japonią, gdzie poza winylem to właśnie format SACD traktowany jest jako ten „właściwy”, nigdzie na świecie nie zdobył on jednak należnej mu popularności. I moim zdaniem już nigdy nie zdobędzie, co najwyżej zajmując ograniczoną niszę, mniejszą nawet niż płyty gramofonowe. Takie jest życie – nie zawsze to, co lepsze wygrywa.

Dlatego też, jeśli już jakaś firma decyduje się na odtwarzacz Super Audio CD, jednym z jej podstawowych zadań musi być zapewnienie możliwie najlepszego dźwięku z płyt CD i dopiero potem walka o SACD. Jak pokazuje przykład firm dCS, EMM Labs, Accuphase czy Esoteric, takie działania w dużej mierze się udają. Skąd jednak drążenie tematu w firmie tak tradycyjnej, jak McIntosh, amerykańskiej zresztą? Odpowiedź jest chyba zaskakująco prosta: w sierpniu 2003 roku z rąk japońskiego Clariona została ona wykupiona przez inną japońską firmę, tym razem chyba odpowiedniejszą do tej roli, a mianowicie przez D&M Holding, w którym literki D i M pochodzą od nazw dwóch podstawowych dla niej firm – Denona i Marantza. A i Denon, i Marantz zaangażowane są na maxa, że tak powiem, w format SACD. Dwa lata trwały prace koncepcyjne i projekty i wreszcie pojawił się odtwarzacz tego formatu o symbolu MCD201. Jego podstawą był napęd Denona (co jest zrozumiałe), jednak cała elektronika i oprogramowanie wykonano w Binghamgton, N. Y. (USA), gdzie firma ma siedzibę niemal od początku swojego istnienia, tj. od 1951 roku. Testowany tym razem model MCD500 jest nowszą konstrukcją, pochodzi z roku 2008 i jest w tej chwili najdroższym odtwarzaczem tego typu w ofercie McIntosha. Wyżej znajdziemy jeszcze dzielony system, transport + DAC, który SACD nie odtwarza. Co ciekawe, McIntosh postawił wyłącznie na stereofoniczny dźwięk, wielokanałowy pozostawiając swoim urządzeniom wieloformatowym, przeznaczonym głównie do kina domowego, jak np. MVP871.

Płyty użyte do testu:
Compact Disc

  • Solveiga Slettahjell, Good Rain, ACT Music+Vision, ACT 9713-2, CD; recenzja TUTAJ.
  • Laurie Allyn, Paradise, Mode Records/Muzak, MZCS-1124, CD.
  • King Crimson, Larks’ Tounges in Aspic, Discipline Global Mobile/WHD Entertainment, IECP-30006, HQCD/HDCD.
  • Roger Waters, Amused To Death, Columbia/Sony Music Direct (Japan), MHCP-693, CD.
  • Tsuyoshi Yamamoto Trio, What a Wonderful Trio!, First Impression Music, FIM DXD 079, silver-CD.
  • Depeche Mode, Piece, Mute, CDBONG41, SP CD.
  • Depeche Mode, Piece. Remixes, Mute, LCDBONG41, SP CD.
Super Audio CD
  • Manuel de Falla, The Three Cornered Hat, Ansermet, Decca/Esoteric, ESSD-90016, SACD/CD.
  • Mozart, Piano Contertos No.20&No.27, Curzon/Britten, Decca/Esoteric ESSD-90014, SACD/CD.
  • Christian Willisohn, Hold On, Stockfisch, SFR 357.4038.2, SACD/CD; recenzja TUTAJ.
  • Sting, Sacred Love, A&M Records, 9860618, SACD/CD.
  • Depeche Mode, Exciter, Mute, DMCD10, SACD/CD+DVD.
  • Dead Can Dance, Toward The Within, 4AD/Warner Music Japan, WPCB-10077, SACD/CD; recenzja TUTAJ.
  • Henry Purcell, Fantasias for the Viols, Hespèrion XX, Jordi Savall, Alia Vox. Heritage, AVSA 9859, SACD/CD; recenzja TUTAJ.
  • J.S. Bach, Matthew Passion (ver. 1742), Dunedin Consort&Players, Linn Records, CKD 313, 3 x SACD/CD; recenzja TUTAJ.

ODSŁUCH

Miałem kilka różnych początków tej części testu. Każdy odpowiedni, każdy dobrze wprowadzający w temat. Musiałem jednak wybrać jeden, a nie było to łatwe – odtwarzacz McIntosha, a właściwie jego dźwięk, jest bowiem wielowymiarowy i nie daje się zamknąć w zgrabnych formułkach. Wybieram wiec na chybił-trafił i będzie to brzmiało, mniej-więcej, w ten sposób: „Jak wspomniałem na początku, najważniejszą „powinnością” odtwarzacza cyfrowych płyt audio początku XXI wieku jest mistrzostwo w odtwarzaniu płyt Compact Disc, wszystkie pozostałe formaty traktując jako coś dodatkowego”. Niech będzie… Jak wspomniałem na początku, najważniejszą „powinnością” odtwarzacza cyfrowych płyt audio początku XXI wieku jest mistrzostwo w odtwarzaniu płyt Compact Disc, wszystkie pozostałe formaty traktując jako coś dodatkowego. To moje prywatne zdanie, nie wszyscy je podzielają, ale tak wynika z moich doświadczeń i ze zdrowego rozsądku – na dwa i pół tysiąca płyt, które posiadam, tylko jakieś 200 to płyty SACD (i ze dwadzieścia to DVD-A). Dlatego pierwszą część odsłuchów przeprowadziłem wyłącznie z płytami PCM16/44,1, nie chcąc się sugerować dźwiękiem dysków hybrydowych (mam tylko jedną płytę SACD z pojedynczą warstwą). Dźwięk amerykańskiego odtwarzacza z takim materiałem jest niezwykle czysty i fantastycznie „żywy”. Czystość zakresu średnio-wysokotonowego można było docenić zarówno przy perełkach rockowych, jak Larks’ Toungs In Aspic King Crimson, gdzie w utworze Exile mamy świetnie zarejestrowane blachy, przeszkadzajki itp., ale także z gorzej zarejestrowanymi płytami (choć całkiem, całkiem…), jak najnowszy singiel Depeche Mode pt. Piece, pochodzący z płyty Sounds Of The Universe. Uderzenie w blachy było mianowicie mocne, dźwięczne, pełne, bez żadnego ścieniania, bez dźwięczenia i rozjaśnienia. W głosie Dave’a Gahana dało się wyczuć śladowe podkreślenie elementów „z gardła”, podobnie, jak za chwilę w głosie Solveigi Slettahjell, z jej płyty Good Rain. Obydwa krążki mają ten element nieco mocniejszy niż to powinno być, ale Mak, podobnie zresztą, jak mój Prime jeszcze to delikatnie podkręcał. Jak mówiłem, nie chodzi o rozjaśnienie, ale raczej o większą energię w wycinku wyższej średnicy. Myślę, że to odchyłka w większości systemów dopuszczalna, tym bardziej, że odpowiedzialna jest także za coś dobrego – niesamowitą otwartość dźwięku. To nie jest coś, co się spotyka zbyt często i nawet tak wyjątkowemu odtwarzaczowi, jakim jest DP-700 Accuphase’a coś takiego by się przydało.

Jest przy tym dźwięk wyjątkowo duży. To kolejna rzecz, która występuje w świecie cyfrowym niezmiernie rzadko. MCD500 zawdzięcza to zapewne wspomnianej czystości, ale także plastyce i różnicowaniu planów. Po części dźwięk podkręca także lekko mocniejsza niższa średnica. Może zresztą wcale nie jest ona mocniejsza niż powinna, tylko – jak mówiłem – w cyfrze zdarza się tak nasycony w tym zakresie dźwięk bardzo rzadko. Wcześniej grały tak Lektor Grand SE Ancient Audio, topowy system Jadis i dzielony odtwarzacz Reymio. I tyle. Daje to niesamowitą radość ze słuchania. Bo nagle mamy przed sobą nie główkę od szpilki, imitującą źródło dźwięku, a prawdziwy instrument (chodzi mi o skalę) i prawdziwy głos. Ach, głos… MCD500 nieco eksponuje wokale. Daje je bliżej niż się do tego przyzwyczaiłem, co w połączeniu z intensywnością dźwięku i rysunkiem daje niezwykle namacalne, „tu-i-teraz”. Wszystkie przywoływane dotychczas płyty na tym skorzystały, a najbardziej jazzowe perełki w rodzaju Laurie Allyn i jej płyty Paradise (to płyta oryginalnie wydana przez wytwórnię Mode Records – to kopalnia wyjątkowych głosów, polecam!!!). Nie tylko zresztą głosy były tak porywające, bo wszystkie instrumenty ze środka pasma dostały nagle skrzydeł, bez względu na jakość nagrania. Najlepiej było oczywiście z perfekcyjnymi rejestracjami, jak wspomniana Allyn, czy też z wysmakowaną realizacją DXD What a Wonderful Trio! Tsuyoshi Yamamoto Trio, wydaną przez FIM. Ale także nie tak doskonałe, może wcale niezłe, ale już nie aspirujące do panteonu realizacyjnego płyty, jak przywołany wcześniej King Crimson, ale i Exciter Depeche Mode. No tak, miałem mówić o CD, a Excitera słuchałem z warstwy SACD… Zaraz do niego wrócimy.

Na koniec tej części kilka słów o pozostałych elementach. Dół pasma jest rozciągnięty, mocny, pulsujący, taki nieco „amerykański”, tj. pełen życia i wigoru. Nie jest on jednak aż tak dobry, jak to, co powyżej. Chodzi przede wszystkim o to, że choć bas jest świetnie kontrolowany, to jednak różnicowanie instrumentów nie jest tam jakoś szczególnie rozbudowane i większość nagrań będzie brzmiała pod tym względem podobnie. Zapewne niski zakres się spodoba, ponieważ jest wyrazisty i fajny, ale, jak mówię, da się lepiej. Scena dźwiękowa nie jest specjalnie głęboka, bo tylne plany są podciągane do przodu (co daje ową fantastyczną „bliskość”). Jej szerokość i pełnia jest jednak znakomita. Efekty przestrzenne z płyty Rogera Watersa Amused To Death były tak dobre, jak to się tylko da, bo separacja poszczególnych elementów wokół słuchacza szła w parze z ich spójnością i ciągłością. Było super. Dźwięk jako całość nie był tak rozdzielczy, jak to jest w droższych źródłach i nie było tak dobrego opisania przestrzeni, akustyki itp., ale biorąc pod uwagę umiarkowaną – jak na hi-end – cenę MCD500 nie jest to specjalnie bolesne.

Niezwykle ciekawie przebiegły odsłuchy płyt SACD. Powiem to teraz: nie jestem specjalnym fanem tego formatu, ponieważ mało jest dobrze zarejestrowanych płyt na te potrzeby, a jeszcze mniej dobrych odtwarzaczy. MCD500 jest jednak jednym z najlepszych, jakie słyszałem, stając dumnie obok znacznie droższych DP-700 Accuphase’a i systemu TSD1 + DAC2 EMM Labs (mówię o urządzeniach, które miałem u siebie w domu).

Prawdę mówiąc, Mak – pomimo że był zdecydowanie najtańszy – podobał mi się nawet ciut bardziej, a to dzięki wspomnianej intensywności brzmienia. Skala nagrań z symfoniką, jak np. z płyt The Three Cornered Hat Manuela de Falli, czy też Piano Concertos Mozarta była genialna (obydwie płyty oryginalnie wydane były przez Deccę, pięknie zremasterował je jednak Esoteric, specjalista od sygnału DSD). Zaraz potwierdziły to zresztą mniejsze składy z płyt Matthiew Passion J. S Bacha, wersja z 1742 r., w wykonaniu Dunedin Consort oraz Fantasias for the Viols Purcella z krążka Alii Vox (Hespèrion XX, Jordi Savall). Wszystkie te płyty zabrzmiały w niezwykle intensywny sposób, ze skalą, rozmachem i pełnią – elementami z cyfry naprawdę rzadko osiągalnymi, przypominając to, co można wyciągnąć z winyli. Miałem nawet wrażenie, że płyty, których podstawą były taśmy-matki cyfrowe (PCM), grały z Makiem lepiej niż ich „czarne” wersje (też nacinane z taśm cyfrowych).

Nie jest to jednak ideał. Średnia tylko rozdzielczość niskich dźwięków oraz lekkie homogenizowanie ich brzmienia dały znać i tutaj. Scena dźwiękowa z płyt SACD miała bardziej naturalny charakter, tj. nie było mocnego wycinania instrumentów z tła, a raczej ich rysowanie przez barwę i dynamikę. Generalnie to dobra droga, chociaż czasem szło to o krok za daleko, jak np. w przypadku płyty de Falla, gdzie na początku głos nagrany jest z dużej odległości. Był on nieco zbyt mało focusowany. Wiem, że w rzeczywistości brzmi to w podobny, nieco rozlany sposób, jednak stereo nie jest rzeczywistością, a mikrofony „widzą” to w nieco bardziej wyrazisty sposób. A przecież mamy dążyć do odtworzenia tego, co jest na płycie, troskę o nagranie zostawiając realizatorom, prawda? MCD500 w trybie SACD starał się ulepszyć nagranie, co czasem będzie dobre, ale generalnie jest krokiem w bok, a nie w przód. Przy płytach tego typu czasem wyższa średnica była zbyt przenikliwa. Chodzi o słabsze realizacje, jednak przy CD nie było to tak widoczne. Wydaje się, że dążenie do otwartego dźwięku SACD, co się całkowicie powiodło, dało taki właśnie, odprysk. Sygnał DSD charakteryzuje się bowiem dużą ilością szumów powyżej pasma użytecznego, a wpływa to na dźwięk w ten sposób, że zaokrągla nieco atak – i to właśnie to jest najczęściej odbierane jako „analogowa” miękkość i płynność. Dla mnie jest to zniekształcenie, nic więcej. Nie mam o to pretensji do Maka, bo to sprawa formatu, ale czasem da to o sobie znać i tutaj.

Znakomity, świetnie wyposażony odtwarzacz, który gra najlepiej z dobrym przedwzmacniaczem, ale nieźle jest i z wyjściem regulowanym. Zagra fantastycznie nawet z tak zmasakrowanymi płytami SACD, jak Sacred Love Stinga, która nigdzie indziej nie chce grać choćby na tyle poprawnie, żeby dało się wysłuchać (pod tym względem bije ją tylko prawdziwy „heft” w wykonaniu tego artysty, w postaci Songs From The Labyrinth). Mak zagrał ją najlepiej. Duża skala i namacalność dźwięku, a do tego niesamowita czystość średnich i wysokich tonów to główne jego zalety. I znakomite odtwarzanie płyt SACD. Dodać należy, że bardzo dobry okazał się wzmacniacz słuchawkowy – dopiero poważne inwestycje powyżej 4000 zł w zewnętrzny wzmak dadzą coś lepszego. Warto tylko pomyśleć raczej o słuchawkach Grado, z którymi zapewne był projektowany, ew. Sennheisera HD650 lub HD800, bo z moimi AKG K701 było nieco zbyt lekko. To nie jest odtwarzacz idealny, ma swoje słabsze strony, ale – prawdę mówiąc – podoba mi się bardziej niż topowy, dzielony odtwarzacz McIntosha, a w pewnych aspektach bardziej nawet niż mój Lektor Prime i przypomina w dużej mierze to, co zaprezentował system CEC-a TL-1N+DX1N.

BUDOWA

MCD500 to odtwarzacz płyt Super Audio CD firmy McIntosh, zintegrowany z przedwzmacniaczem. Ważne, iż jest to odtwarzacz wyłącznie stereofoniczny. Oprócz dwukanałowych płyt SACD oraz CD można na nim odtworzyć również płyty CD-R/RW z muzyką zapisaną w kompresji stratnej MP3 i WMA. Oznacza to, że zapewne urządzenie oparte jest o programowalną kość typu all-in-one. Front urządzenia jest klasyczny dla Maka – to szklana płyta z czarnym lakierem i zielonymi, podświetlanymi napisami. Pośrodku umieszczono szufladę, wykonaną z dość grubej, wytłaczanej blachy aluminiowej. Nie ma tu niestety takiej tacki, jaką widziałem wcześniej w transporcie MCD1000. Materiały firmowe mówią o tacce odlewanej, ale dla mnie wygląda to bardziej na wytłaczanie. Pod nią widać niewielki, ale zaskakująco czytelny wyświetlacz dot-matrix. Po obydwu stronach widać dwie gałki – z lewej sterującą napędem (podobne gałki do użytku wprowadziła niegdyś firma Sony, z dobrym skutkiem, trzeba przyznać), a z prawej sterującą siłą głosu. Obok niej mamy niewielki wyświetlacz, wskazujący tę ostatnią (w procentach). Szkoda, że nie ma tu tak dobrych wyświetlaczy, jak w części urządzeń tej firmy lub w Simaudio Moon. Pod gałkami umieszczono przyciski. Pod tą pierwszą mamy gniazdo słuchawkowe typu duży-jack, przycisk ‘mute’, odcinający wyjście odtwarzacza, wybór wejścia, o czym zaraz, zmianę warstwy na płycie hybrydowej SACD i zmianę wskazań czasu. Pod prawą umieszczono resztę przycisków sterujących napędem oraz czerwony przycisk standby. Wspomniałem o wejściach – wzorem najlepszych odtwarzaczy, jak Wadia, Luxman i Accuphase, mamy w Maku dwa wejścia cyfrowe – elektryczne i optyczne, dzięki którym można skorzystać z fantastycznego przetwornika D/A tego odtwarzacza. Z tyłu umieszczono dwie sekcje wyjść: zbalansowane XLR i niezbalansowane RCA dla wyjść z nieregulowanym poziomem (odpowiednio – 12 i 6 V) oraz zbalansowane XLR i niezbalansowane RCA dla wyjść ze stałym poziomem (odpowiednio) 4 i 2 V. Jest tam także gniazdo sieciowe IEC oraz małe gniazda do komunikacji z innymi urządzeniami tej firmy.

Obudowa odtwarzacza jest solidna, bo oprócz wewnętrznego chassis z wysokimi ściankami bocznymi, przykręca się do nich solidne, aluminiowe płyty. Pośrodku, we wnętrzu, umieszczono napęd DVD, zapakowany w aluminiowe blachy wzmacniające. Symbol na nim sugeruje, że może to być jednostka Yamahy, jednak stawiałbym raczej na Denona – obydwie firmy należą przecież do japońskiej spółki D&M. Płytka sterująca została przykręcona pod napędem i nie udało mi się odczytać, jaka kość nią steruje. W każdym razie pozwala ona na dwukrotnie szybszy odczyt danych z CD, ich buforowanie i przetaktowywanie, minimalizujące jitter. Układy zmontowano na dwóch dużych płytkach drukowanych i kilku mniejszych. Główna płytka to układy audio. Na wejściu umieszczono odbiornik sygnałów cyfrowych Cirrus Logic CS8416. To nowoczesna kość, akceptująca sygnały do 24 bitów i 192 kHz. W materiałach firmowych czytamy jednak, że wejście cyfrowe akceptuje jedynie sygnały 44,1 kHz, co byłoby dziwne, bo wyłączałoby z równania odtwarzacze pamięci stałych, na których można zapisać sygnał w postaci 24/192. Jak jest naprawdę, niestety, nie wiem, ponieważ w czasie testu nie miałem żadnego odtwarzacza DVD, ani też pamięci stałych. Do odbiornika przesyłany jest sygnał z płyt CD oraz z wejść cyfrowych, zamontowanych na dodatkowej płytce, nad płytką główną. Po odbiorniku mamy sekcję przetwornika. Są w niej trzy kości, zamknięte w specjalnym ekranie, podobnym do tego, w jakim zamyka się głowice w tunerach radiowych. Podstawą jest tu asynchroniczny konwerter częstotliwości Analog Devices AD1986, zamieniający sygnał PCM do postaci 24/192. Obok niego umieszczono pętlę PLL, ustalającą częstotliwość taktowania, oraz programowalną kość, w której przeprowadza się proces oversamplingu x 64 (dla PCM). W materiałach firmowych mówi się o ośmiu przetwornikach, po cztery na kanał, po dwie na gałąź (Sam Telling w teście odtwarzacza mówi o szesnastu przetwornikach – por. S. Telling, McIntosh Celebrates Its 60th, „Stereophile”, Vol.32 No.6, June 2009, jednak materiały firmy ESS potwierdzają, że to “tylko” osiem kanałów). Chodziłoby więc o rozwiązanie podobne do MCS (‘Multiple Circuit Summing’) w Accuphasie, gdzie równoległe przetwarzanie danych pozwala na obniżenie zniekształceń. Prawdę mówiąc nigdzie nie zobaczyłem żadnego, znanego mi przetwornika. I chyba dobrze – McIntosh skorzystał bowiem z czegoś „ekstra” – z układu Sabre ESS ES9008, widocznego przed częścią analogową. To duże wyzwanie, tym bardziej, że mamy tu do czynienia także z sygnałem DSD z płyt SACD. Nawiasem mówiąc, ten ostatni biegnie od razu do przetwornika, bez pośrednich układów, o których mówiłem.

Po DAC-u mamy łagodny filtr analogowy 2. rzędu, a po nim konwersję I/U na układach scalonych Burr-Browna OPA2134. Sekcja wzmocnienia i buforowania oparta jest o popularne, niskoszumne układy NE5532. Na wyjściu widać tranzystory, jednak pracują one tylko w układzie DC-servo i nie wzmacniają sygnału. Całość objęto płytkim sprzężeniem zwrotnym. Najważniejszą informacją jest to, że mamy tak naprawdę dwie, niezależne, identyczne sekcje analogowe – dla wyjść regulowanych i nieregulowanych. Pierwsza z nich ma na wejściu scalony, analogowy tłumik – układ Burr-Browna PGA2320. W układzie widać niezłe kondensatory oraz metalizowane, precyzyjne oporniki. Obok umieszczono sekcję zasilania, naprawdę ładnie rozbudowaną. Na początku ulokowano filtr sieciowy AC typu podwójne Pi, z którego napięcie trafia do znakomitego transformatora typu R-core, z którego wyprowadzono kilka uzwojeń wtórnych. Pojemności nie są imponujące, ale z tętnieniami mierzą się rozbudowane układy stabilizacyjne. Całość jest ładnie wykonana, chociaż oczekiwałem, że napęd będzie wyższej klasy – chociażby wieloformatowa jednostka Linna (skoro w topowym transporcie stosuje się napęd tego producenta, to dlaczego nie można by i tutaj), albo VRDS-Neo Teaca. To wprawdzie drogie rozwiązania, ale przecież MCD500 do tanich nie należy i z nimi mógłby bez problemu kosztować więcej. Poza tym jednym elementem jest naprawdę bardzo ładnie. Podkreślić należy obecność wejść cyfrowych i regulację poziomu wyjściowego, co czyni z tego odtwarzacza niezwykle wszechstronną propozycję. Szkoda tylko, że nie ma CD-Textu i SACD-Textu. I jeszcze jedno – górna częstotliwość przenoszenia Maka dla płyt SACD wynosi 40 kHz (+2 dB). To nieco inna wartość niż zazwyczaj – Sony rekomenduje stosowanie filtra przy 50 kHz, można też zostawić otwarte „okno”, wtedy będziemy mieli 100 kHz.

Dane techniczne (wg producenta):
Pasmo przenoszenia:
4 Hz-40 kHz (+0,5 dB/-2 dB, SACD)
4 Hz- 20 kHz (±0,5 dB, CD)
THD: 0,0015%/1 kHz (SACD, CD)
Stosunek S/N (ważony): >110 dB
Dynamika: >100 dB (1 kHz)
Napięcie wyjściowe:
Wyjście RCA – 2 V (wyjście nieregulowane)
Wyjście RCA – 0-6 V (wyjście regulowane)
Wyjście XLR – 4 V (wyjście nieregulowane)
Wyjście XLR – 0-12 V (wyjście regulowane)
Impedancja wyjściowa (XLR, RCA): 600 Ω
Separacja między kanałami: >98 dB/1 kHz
Wymiary (H x W x D, wraz z nóżkami i gałkami): 152,4 mm x 444,5 mm x 419,1 mm
Waga: 12,8 kg

g               a               l               e               r               i               a


System odniesienia

  • odtwarzacz CD: Ancient Audio Lektor Prime (test TUTAJ)
  • przedwzmacniacz gramofonowy: RCM Audio Sensor Prelude IC (test TUTAJ)
  • przedwzmacniacz: Leben RS-28CX (test TUTAJ; niedługo zmiana na Polaris II, test TUTAJ)
  • końcówka mocy: Luxman M-800A (test TUTAJ)
  • wzmacniacz zintegrowany: Leben CS300 (recenzja TUTAJ)
  • kolumny: Harpia Acoustics Dobermann (test TUTAJ)
  • słuchawki: AKG K701, Ultrasone PROLine 2500, Beyerdynamic DT-990 Pro, wersja 600 Ω (recenzje TUTAJ, TUTAJ i TUTAJ)
  • interkonekty: CD-przedwzmacniacz: Mexcel 7N-DA6300, artykuł TUTAJ, przedwzmacniacz-końcówka mocy: Wireworld Gold Eclipse 52 (test TUTAJ)
  • kable głośnikowe: Tara Labs Omega Onyx
  • kable zasilające: Acrolink Mexcel 7N-PC9100 (odtwarzacz; recenzja TUTAJ) i 2 x Acrolink Mexcel 7N-PC7100 (przedwzmacniacz, końcówka mocy (recenzja TUTAJ)
  • listwa sieciowa: Gigawatt PF-2 (recenzja TUTAJ)
  • stolik Base
  • pod odtwarzaczem podkładki Ceraball (artykuł TUTAJ)
  • Gramofony wciąż się zmieniają, podobnie jak wkładki. Moje marzenie: SME 30 z ramieniem Series V i wkładką Air Tight PC-1 (także w wersji PC-1 Mono).