pl | en

Kolumny głośnikowe | podłogowe

Phonar
Veritas p4 NEXT SE

Producent: PHONAR AKUSTIK GmbH
Cena (w czasie testu): 7900 zł/para

Kontakt: info@phonar.de

www.PHONAR.de

DESIGNED & ENGINEERED IN GERMANY

Do testu dostarczyła firma: NAUTILUS Dystrybucja


Test

Tekst: MAREK DYBA
Zdjęcia: Phonar | Marek Dyba

No 202

16 lutego 2021

Historia firmy PHONAR sięga roku 1976, kiedy to Klaus Henningsen założył firmę Scan Akustik. W roku 1978 zaprojektował i wykonał pierwsze kolumny, które sprzedawał w systemie OEM. W roku 1983 powstaje PHONAR AKUSTIK GMBH, a produkowane przez nią kolumny sprzedawane są pod marką PHONAR. Testujemy kolumny VERITAX p4 NEXT w apgrejdowanej wersji SE.

DY DOWIEDZIAŁEM SIĘ, ŻE DO TESTU trafią do mnie kolumny marki Phonar zacząłem się zastanawiać, czy kiedykolwiek miałem już z nimi do czynienia. O ile pamiętam, to jest to moja pierwsza recenzja produktu tej marki. Wybrałem się więc na wycieczkę w otchłanie internetu, dzięki czemu dowiedziałem się, że na polskim rynku Phonar jest obecny już od 10 lat. Oczywiście sama nazwa marki nie jest mi obca.

Firma to o tyle specyficzna, że po pierwsze istnieje od 1983 roku, słowem już blisko 40 lat, a doświadczenie jej założyciela, pana Klausa Henningsena, sięga kolejne 10 lat wstecz, kiedy to produkował już kolumny OEM-owe dla innych producentów. Specyfika Phonara polega również na tym, iż, choć to firma niemiecka, oferuje kolumny w, oczywiście relatywnie, atrakcyjnych cenach produkując je ciągle w Tarp, w północnych Niemczech. Jak chwali się firma, aktualnie zarządzana już przez syna założyciela, pana Kaia Henningsena, na swojej stronie, w samych Niemczech ich kolumny oferowane są przez ponad 100 dilerów, a ponad 40% produkcji sprzedawane jest zagranicę.

Marka znana jest przede wszystkim za sprawą dwóch serii kolumn pasywnych (poza subwooferami, rzecz jasna, które posiadają wbudowane wzmacniacze) Veristas Style i Veritas Next. Warto jednakże zauważyć, że tę pierwszą wycofano już z produkcji, stąd Next, której przedstawiciela w postaci modelu p4 testujemy, jest już jedyną serią głośników pasywnych. Nowym trendem z ofercie marki są bowiem kolumny aktywne oferowane w relatywnie nowych seriach, Veritas Match i Veritas Match Air (jak sugeruje nazwa - te drugie to modele bezprzewodowe).

Linia Next, którą się zajmujemy, to klasyczna, chciałoby by się rzec, oferta skierowana do miłośników zarówno muzyki, jak i kina domowego. Otwiera ją model podstawkowy m4, który równie dobrze może funkcjonować jako tylne kanały w systemie wielokanałowym, cztery modele podłogowe (p4, p6, p9, p10 - do niedawna był jeszcze p8, ale został wycofany), dwa głośniki centralne (c4 i c8) oraz subwoofer. Serie aktywne wyglądają podobnie z tym, że nie znajdziecie tam głośników centralnych, ani subwoofera.

| KONSTRUKCJA

JAK JUŻ WSPOMNIAŁEM, DO TESTU TRAFIŁ pasywny model, Veritas p4 Next SE, czyli najmniejsza pośród czterech podłogówek w tej serii. To, stosunkowo nieduża, mierząca bowiem niespełna metr, konstrukcja 2,5-drożna, pasywna. Obudowa wentylowana jest dwoma bas-refleksami skierowanym do tyłu, co sugeruje, że dwa woofery pracują w osobnych komorach. Para dostarczona do testu wykończona była fornirem walnut, czyli orzech.

Z jednej strony model to niby wizualnie niepozorny, z drugiej drobne szczegóły - sfazowane (bardziej bliżej górnej i dolnej części kolumny, mniej w środku wysokości) pionowe krawędzie, delikatne pochylenie (5 stopni) przedniej i tylnej ścianki do tyłu, czy osadzenie całości na czarnym cokole - sprawiają, że śmiało można mówić o dyskretnej elegancji.

Tym bardziej, że tej jakości wykonania i wykończenia nie powstydziłyby się nawet i dwukrotnie droższe konstrukcje. Oczywiście elementy te nie mają służyć wyłącznie estetyce p4 Next. Ścięte krawędzie boczne zapewne mają poprawiać dyspersję fal dźwiękowych, pochylenie ścianki przedniej wyrównuje centra akustyczne przetworników (celem jest odpowiednia zgodność czasowa i fazowa).

W zestawie otrzymujemy również klasyczne, czarne maskownice. Sposób ich mocowania to jedyny mały zgrzyt estetyczny, jaki potrafię wskazać (tzn. zgrzyt, jeśli zdejmuje się je do odsłuchów, bo założone prezentują się bardzo dobrze). Instaluje się je bowiem na metalowych kołkach zamocowanych w przedniej ściance kolumny. Być może da się je wykręcić - nie próbowałem - ale nawet jeśli, to z kolei zostaną otwory. Faktem jest także, że dzięki swojemu kolorowi nie rzucają się za bardzo w oczy. Wydaje się jednakże, że tak popularne dziś mocowanie magnetyczne rozwiązuje problem niezbyt estetycznych kołków, czy otworów mocujących, więc może warto byłoby po nie sięgnąć.

W zestawie użytkownik znajdzie również komplet metalowych kolców i podkładek. Te pierwsze wkręca się w czarny cokół, co, wraz z konstrukcją - dwie płyty przełożone materiałem tłumiącym - po pierwsze służy izolacji kolumn od drgań. Po drugie pozwala je wypoziomować i w niewielkim zakresie zmieniać wysokość, na jakiej znajduje się (nie tylko, ale to jest akurat kwestia istotna) przetwornik wysokotonowy. W skromnej instrukcji producent podkreśla bowiem, iż tweetery powinny znajdować się na wysokości uszu słuchającego.

Na tylnej ściance każdej kolumny, w jej dolnej części, umieszczono panel z podwójnymi gniazdami głośnikowymi umożliwiającymi bi-wiring, czy bi-amping. Producent w zestawie dostarcza zworki (pozłacane blaszki), acz, jak zawsze w takich przypadkach, warto je zastąpić zworkami zrobionymi z kabla. Jak wspomniałem, p4 Next SE to konstrukcja 2,5-drożna.

Na górze pracuje 25 mm kopułka Scan Speaka, poniżej dwa 130 mm woofery Peerlesa, z których jeden jest odcięty filtrem dolnoprzepustowym na 700 Hz, drugi na 2800 Hz. Powyżej gniazd głośnikowych umieszczono jeszcze trzy gniazda i zworkę. Z jej pomocą, w zależności od tego, gdzie zostanie wetknięta, użytkownik może regulować ilość wysokich tonów w zakresie +/- 1 dB (ustawienia -1, 0, +1 dB). Teoretycznie różnica jest niewielka, ale wystarczająca, by brzmienie w danym pomieszczeniu lepiej dopasować do swoich potrzeb/gustu. Przez większość czasu kolumn słuchałem z ustawieniem 0 dB.

I teraz – polski dystrybutor zaskoczony jakością dźwięku podstawowego modelu, zdecydował się na firmowe, uzgodnione z Phonarem, poprawki, wymieniając kabel wewnątrz na Oyaide Explorer 2.0 v2 (w każdej kolumnie jest aż 6 m kabla!) oraz kondensatory na Mundorfy. W nazwie kolumny pojawiły się dzięki temu literki „SE”, a kolumna jest przez to droższa niż model podstawowy.

| ODSŁUCH

JAK SŁUCHALIŚMY Phonary p4 Next zagrały w moim systemie referencyjnym ze wzmacniaczem zintegrowanym GrandiNote Shinai karmionym sygnałem z LampizatOra Pacific na przemian z gramofonem J.Sikora Standard Max z ramieniem KV12 i wkładką typu MC, AirTightem PC3. Sygnał z gramofonu wzmacniał mój ESELab Nibiru. W końcowej części testu wzięła udział również świetna polska integra, Circle Labs A200, a także gramofon Mark Levinson No. 5105 z wkładką Ortofon Quintet Black.

»«

OPIS BRZMIENIA ZACZNĘ OD STWIERDZENIA, że p4 Next „wolą” grać nieco głośniej, niż mnie do tego przyzwyczaiły kolumny MACH4 GrandiNote. Nie ma w tym właściwie nic dziwnego, jako że włoskie kolumny, których używam na co dzień, mają po prostu wyższą skuteczność i są wyjątkowo łatwe do napędzenia. Phonary ze swoimi 89 dB i 4 Ω nie należą do „paczek” stanowiących szczególne wyzwanie dla wzmacniacza, ale do trudniejszych niż moje (i moc wzmacniacza nie ma tu wiele do rzeczy, przynajmniej powyżej pewnego minimum) i owszem.

Miało to znaczenie o tyle, że jestem w sytuacji podobnej do tej, która jest codziennością dla milionów ludzi na całym świecie. Mianowicie moi współdomownicy pracują, tudzież uczą się, od dłuższego już czasu, w domu. Oznacza to w praktyce tyle, że do godziny 17-18 zmuszony jestem słuchać muzyki nieco ciszej niż zwykle. Tak właśnie rozpocząłem odsłuchy p4 Next SE.

Od początku było jasne, że oferują one spójne, równe, naturalne brzmienie z niezłą rozdzielczością. Jednocześnie, jak na mój gust, nieco zbyt mało otwarte, z odrobinę jakby zgaszoną górą (nawet przy ustawieniu + 1 dB), niezbyt „wyrywne”, że tak to ujmę, i to zarówno na górze, jak i dole pasma.

Ot, grały sobie luźno, spokojnie, bez napinania się, bez podkreślania jakichkolwiek podzakresów pasma, acz było to raczej granie do słuchania w tle niż jakoś szczególnie wciągające, czy ekspresyjne. Przy zbliżonym, niewysokim poziomie głośności, odbierałem ten dźwięk zarówno z 37-watowym wzmacniaczem SHINAI, jak i z 200-watowym (dla 4 Ω) A200 firmy CIRCLE LABS.

Gdybym na tym zakończył odsłuchy napisałbym, że to świetnie wyglądające, przyjemnie, bardzo poprawnie grające kolumny. Taki „bezpieczny wybór”, w sensie: nie grożące niespodziankami w postaci jakiejś części pasma wyskakującej do przodu, ostrej góry, czy dudniącego basu. Czyli kolumny, jakich wiele, nie wyróżniające się specjalnie ani na plus ani na minus, chyba że w zakresie wszechstronności, bo odbierałem je tak samo słuchając jazzowego trio, zespołu bluesowego, rockowego, jak i orkiestry.

Na szczęście popołudniu już pierwszego dnia odsłuchów mogłem ustawić poziom głośności nawet nie tyle jakoś szczególnie wysoki, ale mniej więcej taki, jakiego „normalnie” używam słuchając muzyki. Pierwsze, co zauważyłem, nawet jeśli nie wydaje się to do końca logiczne - w końcu nie mam już 20 lat i wysokie tony na pewno słyszę gorzej niż kiedyś - to owo wytęsknione otwarcie się dźwięku właśnie na górze.

Na blachach perkusji ADAMA CZERWIŃSKIEGO pojawiły się iskierki, których wcześniej mi brakowało. Trójkąt, wcześniej lekko zgaszony i trochę schowany, teraz zabrzmiał soczyście, mocno i wyraziście na tle wielkiej orkiestry. Dzwoneczki (choć elektroniczne), na winylu MARKA BILIŃSKIEGO, też w końcu zakłuły mnie przyjemnie (!) w uszy. Każde z tych nagrań (nawet elektronika) wypełniło się powietrzem, instrumenty (akustyczne) złapały oddech, dźwięk zaczął się swobodniej rozchodzić po pokoju i szczelnie go wypełniać. Ten ostatni fakt robił wrażenie, bo to, zwłaszcza w porównaniu do MACHów 4, a tym bardziej do Ubiqów Model One Duelund Edition, nieduże paczki.

To nadal było granie dość „bezpieczne”, co pokazały krążki MARILLIONU, czy GENESIS, na których wysokie tony potrafią być nieco szorstkie, jaskrawe. Z Phonarami bowiem zabrzmiały one bardzo akceptowalnie, nadal nieidealnie, ale wady realizacji nie były już elementami przeszkadzającymi w odbiorze świetnej muzyki. Z drugiej strony, co koniecznie warto zauważyć, nie zostały też przez kolumny przesadnie „ugrzecznione”, czy wygładzone, więc nie brakowało w nich rockowego brudu i pewnej dozy agresywności i ostrości.

Otwarta, dźwięczniejsza góra pasma nie była jedyną, natychmiastowo odczuwalną różnicą w sposobie prezentacji muzyki przez Phonary za sprawą podkręcenia głośności. Równie ważne, a w dłuższej perspektywie nawet ważniejsze, było to o ile bardziej ekspresyjna, a przez to bardziej ekscytująca, ciekawsza, stała się prezentacja jako całość.

Nagrany w 1987 roku, w czasie koncertu w Montreux, i dopiero niedawno wydany na winylu album JOHNA MCLAUGHLINA i PACO DE LUCII, zaczął się skrzyć emocjami, pulsować energią, którą tych dwóch fenomenalnych muzyków potrafiło wydobyć ze swoich gitar wzbudzając entuzjazm wśród licznie zgromadzonej publiczności (w Montreux i przed Phonarami :). To było granie, przy którym nie było już mowy o zajmowaniu się czymś innym przy muzyce przygrywającej gdzieś w tle.

Widowisko rozgrywało się na niezbyt dużej scenie, ale w sporo większej przestrzeni otaczającej scenę, którą to p4 Next SE potrafiły pięknie zrenderować w moim pokoju śmiało wykraczając poza ograniczenia jego ścian. W nagraniu bardzo dobrze bowiem uchwycono akustykę tego wydarzenia, a Phonary nie omieszkały jej oddać skrzętnie korzystając z wszelkich dostępnych na krążku informacji.

Dźwięk gitar nie zastał aż tak doskonale nagrany, jak na słynnym Friday night in San Francisco (co wybitnie słychać na najnowszym wydaniu tegoż genialnego koncertu, które trafiło na rynek w ubiegłym roku za sprawą firmy Impex Records – myślę zwłaszcza o podwójnym albumie na 45 obrotów), ale to nie miało aż tak dużego znaczenia. Mimo że instrumenty obserwowałem z nieco większej odległości, było w tym graniu mnóstwo energii, była wysoka dynamika, zwłaszcza ta w skali mikro.

Bardzo dobrze oddana została barwa każdej gitary, szybkość uderzeń w struny, odpowiedź pudła, wybrzmienia, styl grania obu mistrzów. Co dla mnie bardzo ważne w przypadku nagrań koncertowych, czuć było tę wyjątkową chemię zarówno między Johnem i Paco, jak i wykonawcami a publicznością.

Jako fan gitary nie mogłem zakończyć przygód z tym instrumentem na jednej płycie. Wyszukałem więc na półce inne doskonałe nagranie, wydane przez Dekkę Flamenco puro live Paco Peny i jego zespołu. Flamenco jest muzyką i tańcem wybitnie ognistym, kipiącym emocjami i by to oddać potrzebny jest odpowiedni system muzyczny. Genialnie robią to moje MACHy4, nawet chyba jeszcze lepiej testowane przeze mnie w tym samym czasie co Phonary, półaktywne SoundSpace Systems Robin. Tyle, że jedne są jakieś 6 razy droższe, a drugie ponad 10 razy. Trudno więc było oczekiwać, że p4 Next dotrzymają im kroku, ale w rzeczywistości zupełnie nie było słychać aż tak znaczącej różnicy w cenie.

Niemieckie kolumny potrafiły się bardzo szybko zbierać nadążając i za najszybszymi uderzeniami, bądź szarpnięciami strun i za strzelającymi niczym karabin maszynowy obcasami tancerzy. Te ostatnie nie były tak mocne, tak doskonale zdefiniowane, jak w przypadku droższych kolumn, ale i tak słuchałem występu z zapartym tchem. Palce lewej ręki mimowolnie tańczyły po wyimaginowanych strunach gitary, a nogi wystukiwały co mocniejsze akcenty wraz z tancerzami.

Duża w tym zasługa świetnej reprodukcji średnicy, która – mimo że kolumny grają równo – jest jednakże najważniejszą, najbardziej dopieszczoną częścią pasma. Podobnie jak na poprzednim krążku, bliskie mojemu sercu gitary brzmiały bardzo autentycznie, z delikatną przewagą strun nad pudłami, ale to wynikało z charakteru grania, a nie samych kolumn.

Muzycy zostali pokazani na linii kolumn, podobnie jak wokalista, klaszczący znajdowali się krok za nimi, a tańczący z przodu. Scena wypadała więc bardzo prawdziwie, podobnie zresztą jak żywo reagująca publiczność. Wyjątkowo dobrze oddany został inny, niełatwy do zaprezentowania w naturalny sposób, czy wręcz będący swego rodzaju wyznacznikiem (przynajmniej dla mnie) naturalności brzmienia element, czyli klaskanie. Słuchając nagrań, w których się ono pojawia wystarczy dołączyć do klaszczących, by usłyszeć, czy dźwięk płynący z głośników jest prawdziwy, naturalny – kolumny Phonara zdały ten prosty test śpiewająco (klaszcząco? :).

Na tym nagraniu Phonary miały okazję wykazać się umiejętnością budowania sporo większej sceny niż w przypadku koncertu Paco i Johna. Dużo większy zespół - muzycy, tancerze, wokaliści - okupował przestrzeń zdecydowanie szerszą niż rozstaw kolumn, sięgającą również zdecydowanie za ścianę za kolumnami. To nadal nie była jakaś wybitnie duża (zwłaszcza w wymiarze głębokości) scena, ale też i nie miałem wrażenia jej ograniczenia. Duże, choć nie jakoś nadzwyczajnie namacalne, źródła pozorne p4 Next SE lokowały w konkretnych miejscach na scenie pokazując, że i precyzja prezentacji nie jest im obca.

Jak na kolumny kosztujące w kategoriach audiofilskich niedużo, Phonary potrafiły mi zaimponować ilością prezentowanych informacji. To nie są absolutnie kolumny, które można określić mianem analitycznych, nie sprawdziłyby się także w studio do dogłębnej analizy dźwięku. Wykorzystują dobrą rozdzielczość, dużą ilość detali i subtelności do budowy niezwykle spójnej, płynnej, bogatej całości, ale robią to bez eksponowania tych drobnych elementów.

Kontynuując (jeszcze przez wiele godzin) przygodę z nagraniami koncertowymi, sięgnąłem po jeden z ostatnich nabytków. Nagrany w Tychach w 2018 roku w Riedel Music Club koncert legendarnej grupy SBB z gościnnym występem BASTKA RIEDLA. Album wydano w limitowanym nakładzie 500 sztuk, a mnie udało się go niedawno zakupić przy okazji nabywania dwóch tomów wspomnień o Ryśku Riedlu - zarówno płytę, jak i książkę gorąco polecam! (Gwoli jasności - nie mam w tym żadnego interesu - obie pozycje zakupiłem, a wydawców, tudzież autora nie znam.)

A sam koncert, może nie audiofilsko, ale całkiem dobrze zrealizowany, Phonary zaprezentowały z podobną werwą i energią, jak gitarowe duo. Nie potrafiły zejść tak nisko i przyłożyć basem tak potężnie, jak moje Ubiq Model One, ale i tak robiły wrażenie, bo to przecież niezbyt duże paczki (objętościowo to może 1/4 Ubiqów). Gitara była gęsta, zadziorna, tempo i rytm prowadzone nienagannie, a i wokal brzmiał autentycznie. Świetne, pełne autentycznej energii, wymuszające wręcz wystukiwanie rytmu i kiwanie głową granie, z którym nieduże p4 Next poradziły sobie zaskakująco dobrze.

| PODSUMOWANIE

Cały szereg kolejnych płyt odtwarzanych z dwóch gramofonów i z pomocą odtwarzacza plików LampizatOr Pacific, zarówno ze wzmacniaczem Shinai, jak i z A200, pokazał jasno, że Phonary p4 Next SE nie tylko świetnie wyglądają, ale i oferują klasę brzmienia, której dziś zwykle oczekuje się od kolumn za większe pieniądze. Grają równo, spójnie, naturalnie. Nie koncentrują się na szczegółach, choć informacji potrafią zaprezentować bardzo dużo, ale raczej na ogóle.

Świetnie radzą sobie z przekazywaniem wysokiej energii nagrań (przede wszystkim koncertowych), pewnie prowadzą tempo i rytm, budują sporą scenę i precyzyjnie lokują na niej źródła pozorne. Grając cicho zapewnią przyjemne tło dla innych zajęć, ale wystarczy nieco podkręcić głośność by przykuły niepodzielnie uwagę do wydarzeń rozgrywających się na muzyczne scenie. Rodzaj muzyki nie ma przy tym znaczenia - z każdą radzą sobie równie dobrze. Wyjątkowo udany produkt!

Dane techniczne (wg producenta)

Typ obudowy: bas-refleks (z tyłu)
Przetwornik wysokotonowy: 26 mm
Przetworniki nisko-średniotonowy: 130 mm
Pasmo przenoszenia:
36 Hz-27 kHz (-3 dB) | 38 Hz - 30 kHz (-6 dB)
Punkty podziału zwrotnicy: 700/2800 Hz
Czułość: 89 dB
Impedancja nominalna: 4 Ω
Moc maksymalna: 170 W
Wymiary (wys. x szer. x gł.): 927 x 170 x 295 mm
Waga netto: 19 kg/szt.



System referencyjny 2021



|1| Kolumny: HARBETH M40.1 |TEST|
|2| Podstawki: ACOUSTIC REVIVE (custom)
|3| Przedwzmacniacz: AYON AUDIO Spheris III |TEST|
|4| Odtwarzacz Super Audio CD: AYON AUDIO CD-35 HF Edition No. 01/50 |TEST|
|5| Wzmacniacz mocy: SOULUTION 710
|6| Stolik: FINITE ELEMENTE Pagode Edition |OPIS|
|7| Filtr głośnikowy: SPEC REAL-SOUND PROCESSOR RSP-AZ9EX (prototyp) |TEST|

Okablowanie

Interkonekt: SACD → przedwzmacniacz - SILTECH Triple Crown (1 m) |TEST|
Interkonekt: przedwzmacniacz → wzmacniacz mocy - ACOUSTIC REVIVE RCA-1.0 Absolute Triple-C FM (1 m) |TEST|
Kable głośnikowe: SILTECH Triple Crown (2,5 m) |ARTYKUŁ|

Zasilanie

Kabel zasilający AC: listwa zasilająca AC → odtwarzacz SACD - SILTECH Triple Crown (2 m) |TEST|
Kabel zasilający AC: listwa zasilająca AC → przedwzmacniacz - ACOUSTIC REVIVE Power Reference Triple-C (2 m) |TEST|
Kabel zasilający AC: listwa zasilająca AC → wzmacniacz mocy - ACROLINK Mexcel 7N-PC9500 |TEST|
Kabel zasilający: gniazdko ścienne → listwa zasilająca AC - ACROLINK Mexcel 7N-PC9500 (2 m) |TEST|
Listwa zasilająca: AC Acoustic Revive RTP-4eu ULTIMATE |TEST|
Listwa zasilająca: KBL Sound REFERENCE POWER DISTRIBUTOR (+ Himalaya AC) |TEST|
Platforma antywibracyjna pod listwą zasilającą: Asura QUALITY RECOVERY SYSTEM Level 1 |TEST|
Filtr pasywny EMI/RFI (wzmacniacz słuchawkowy, wzmacniacz mocy, przedwzmacniacz): VERICTUM Block |TEST|

Elementy antywibracyjne

Podstawki pod kolumny: ACOUSTIC REVIVE (custom)
Stolik: FINITE ELEMENTE Pagode Edition |OPIS|
Platformy antywibracyjne: ACOUSTIC REVIVE RAF-48H |TEST|
Nóżki pod przedwzmacniaczem: FRANC AUDIO ACCESSORIES Ceramic Classic |ARTYKUŁ|
Nóżki pod testowanymi urządzeniami:
  • PRO AUDIO BONO Ceramic 7SN |TEST|
  • FRANC AUDIO ACCESSORIES Ceramic Classic |ARTYKUŁ|
  • HARMONIX TU-666M „BeauTone” MILLION MAESTRO 20th Anniversary Edition |TEST|

Analog

Przedwzmacniacz gramofonowy:
  • GRANDINOTE Celio Mk IV |TEST|
  • RCM AUDIO Sensor Prelude IC |TEST|
Wkładki gramofonowe:
  • DENON DL-103 | DENON DL-103 SA |TEST|
  • MIYAJIMA LABORATORY Madake |TEST|
  • MIYAJIMA LABORATORY Zero |TEST|
  • MIYAJIMA LABORATORY Shilabe |TEST|
Ramię gramofonowe: Reed 3P |TEST|

Docisk do płyty: PATHE WINGS Titanium PW-Ti 770 | Limited Edition

Mata:
  • HARMONIX TU-800EX
  • PATHE WINGS

Słuchawki

Wzmacniacz słuchawkowy: AYON AUDIO HA-3 |TEST|

Słuchawki:
  • HiFiMAN HE-1000 v2 |TEST|
  • Audeze LCD-3 |TEST|
  • Sennheiser HD800
  • AKG K701 |TEST|
  • Beyerdynamic DT-990 Pro (old version) |TEST|
Kable słuchawkowe: Forza AudioWorks NOIR HYBRID HPC |MIKROTEST|