pl | en

Kolumny głośnikowe | podstawkowe

AudioForm
ADVENTURE M200

Producent: AUDIOFORM
Cena (w czasie testu): 14 900 zł/para

Kontakt:
Tomasz Kursa
tel.: +48 501 481 885
oraz przez formularz kontaktowy na stronie


www.audioform.pl

MADE IN POLAND

Do testu dostarczyła firma: AUDIOFORM


o tej pory już dwukrotnie mieliście państwo okazję czytać w „High Fidelity” testy kolumn pana Tomasza Kursy, czyli produktów marki AudioForm. Najpierw miałem przyjemność zrecenzować model Adventure 304, później natomiast Wojtek odsłuchał i nagrodził Adventure 50. W obu tekstach znajdziecie państwo sporo informacji o historii tej niewielkiej manufaktury z Niepołomic, nie będę więc ich kolejny raz przytaczał. Napiszę tylko krótko, że pan Tomek audio zajmuje się już od wielu lat, najpierw projektując i budując systemy nagłaśniające, później kolumny do użytku domowego. Ta druga gałąź jego działalności przez lata była „podziemną”, czyli korzystała z marketingu szeptanego.

W ostatnich latach firma wypłynęła na nieco szersze wody, a w branżowej prasie zaczęły się pojawiać recenzje. W czasie ostatniej edycji wystawy Audio Video Show natomiast w końcu szersze grono miłośników dobrego brzmienia odwiedzając Hotel Radisson Blu Sobieski miało okazję posłuchać produktów AudioForm i porozmawiać z zawsze chętnym do dzielenia się swoją wiedzą konstruktorem. Dlatego też przejdę od razu do rzeczy, czyli najnowszego modelu w ofercie, także będącego częścią linii Adventure, czyli modelu M200.

| M200, czyli nazwa

Skąd taka nazwa? M oznacza po prostu ‘monitor’, 200 to z kolei moc (200 W). W przypadku kolumn pana Tomasza z powodu ich oryginalnej formy zawsze można mieć pewne wątpliwości, czy mamy do czynienia z kolumnami podłogowymi, czy podstawkowymi. Nawet duże modele stoją bowiem na nóżce niczym chatka Baby Jagi, a owa nóżka, niezależnie od długości, jest zintegrowana z obudową. „M” w nazwie ma rozwiewać wszelkie wątpliwości, choć wystarczy szybki rzut oka, by było jasne, że tym razem ewidentnie mamy do czynienia z kolumnami podstawkowymi, także zintegrowanymi z podstawką.

Tak to sobie pan Tomasz wymyślił (tzn. ową integrację), a w tekście modelu A50 znajdziecie państwo wyjaśnienie dlaczego. Kolumna wyposażona została w trzy przetworniki – dwa nisko- średniotonowe STX-a i własną kopułkę AudioForm umieszczoną między głośnikami nisko-średniotonowymi. Niezmiennie stosowana jest skomplikowana, wykonana i wykończona z najwyższą starannością obudowa zamknięta i jak zwykle jest to kolumna 6 Ω o dość przyjaznej impedancji, która nie spada poniżej 3,6 Ω.

| Przed testem

Moja przygoda z tym modelem była znacząco inna od „normalnych” testów. Oto bowiem już kilka miesięcy temu pan Tomasz przywiózł mi prototypową parę M200. Miałem sporo czasu na odsłuchy, plus możliwość sprawdzeniach jej w wielu różnych konfiguracjach. Dzięki temu miałem szansę zgłosić kilka wniosków racjonalizatorskich, których efektem było... przełożenie tej recenzji. Pierwotnie miała się ona ukazać w kwietniu, ale właśnie z powodu owych (niewielkich) zastrzeżeń, jakie zgłosiłem, konstruktor postanowił „poprawić” M200 – słowem, jeśli Państwu coś się nie będzie podobać to będzie pewnie moja wina :)

Pan Tomasz, gdy do mnie przyjeżdża z kolumnami, zostaje dłuższą chwilę, żeby posłuchać jak grają i ewentualnie wysłuchać moich, powstających na gorąco, uwag. W przypadku prototypu M200 jednym z pierwszych utworów, jakie puściłem, był fragment płyty Michela Godarda. To nagranie, o czym już wiele razy pisałem, zrealizowane w opactwie Noirlac, na którym fantastycznie uchwycono akustykę tego miejsca, a więc i pogłos instrumentów i głosów. Przestrzeń jako taką, jak przystało na monitory, M200 pokazały wybornie. Tyle, że przy tym pogłos niemal całkowicie zniknął z nagrania – to była moja pierwsza i tak naprawdę najważniejsza uwaga dotycząca prototypu. Później pojawiły się jeszcze niewielkie zastrzeżenia do basu to było w zasadzie tyle.

Minęły jakieś dwa miesiące i oto konstruktor pojawił się u mnie z drugą parą M200, na pierwszy rzut oka identyczną. Z zewnątrz nie zmieniło się bowiem nic. Podłączyliśmy je do grającej u mnie w tym czasie wzmacniacza zintegrowanego Kondo Overture II i... Kwestią otwartą pozostaje, który z nas był pod większym wrażeniem. Pan Tomek zastanawiał się, jak to możliwe, że wzmacniacz na lampach EL34 gra z jego kolumnami tak szybko, dynamicznie, napędzając je bez wysiłku, choć nie ma odczepów dla obciążenia 6 Ω, a ja podpiąłem je pod 8 Ω.

Ja natomiast zaraz na początku „odpaliłem” Godarda i już po chwili jasne było, że moje uwagi zostały potraktowane bardzo poważnie, a kolumnom na pierwszy rzut ucha nie mogę już niczego zarzucić. Jeszcze większe wrażenie zrobiło na mnie oświadczenie pana Tomka, że w porównaniu do prototypu nie dołożył do tej konstrukcji ani złotówki stosując dokładnie te same elementy co wcześniej. Jak to ujął: „wszystkie zmiany osiągnął poprzez zmiany impedancji”. Posłuchaliśmy kilkanaście minut i dopóki były to bardzo dobre realizacje brzmienie było świetne. Dopiero gdy puściłem kilka nieco słabszych realizacji z ostrzejszą, bądź nieco podkreśloną górą uznałem, że pan Tomek miał rację dopytując, czy aby na pewno nie ma „za dużo góry”. W ciągu 15 minut dokonał więc korekty w zwrotnicy zmieniając dosłownie jeden rezystor o bardzo małej wartości i to wystarczyło, by zlikwidować potencjalne zagrożenie, że słuchanie tych słabszych realizacji mogłoby być męczące na dłuższą metę.

| Zalety małych manufaktur

Warto w tym miejscu przypomnieć o ogromnej zalecie kupowania produktów audio w takich małych manufakturach jak AudioForm, których właściciele są zorientowani na klienta. Nabycie – dla przykładu – kolumn nie musi oznaczać skazania się na dokładnie takie brzmienie, jakie oferuje fabryczna wersja. Jak pan Tomasz przyznał, jeździ do różnych klientów ze swoimi produktami i jedni twierdzą, że w dźwięku jest trochę za dużo wysokich, a inni o dokładnie tej samej parze kolumn mówią, że góry jest za mało. Zależy to po części od systemu, po części od pomieszczenia i jego akustyki, jak również od indywidualnych preferencji i osłuchania.

Jak więc wszystkim dogodzić (przez wszystkich rozumiem tu tych, którym brzmienie zasadniczo się podoba, ale mają niewielkie zastrzeżenia)? Jeśli dany konstruktor zna się na tym, co robi, jest w stanie drobną korektą w zwrotnicy osiągnąć efekt pożądany przez klienta. Z punktu widzenia tego ostatniego, to zdecydowanie prostsze niż przesłuchiwanie wielu modeli kolumn różnych firm. Pan Tomasz najwyraźniej doskonale wie co robi, stąd – nawet jeśli zajęło mu to trochę czasu – był stanie zareagować na moje uwagi dotyczące prototypu, a potem już w finalnym modelu błyskawicznie wprowadzić drobną korektę.

Wzmacniacz zintegrowany Kondo Overture II gościł u mnie już po raz drugi po kilku miesięcznej przerwie. Nie wdając się tu w szczegóły napiszę po prostu, że to fantastyczne urządzenie. Obiektywnie nie aż tak genialne, jak modeli Souga czy Kagura, ale jednak była to ogromna klasa i żal mi było każdej chwili bez „Japończyka” w torze. Od pierwszego podłączenia jasne było, że świetnie radził sobie również z M200, dlaczegóż więc miałbym sobie odmówić przyjemności słuchania tego zestawienia, skoro wzmacniacz znałem już doskonale? Nikt takiego systemu raczej dla siebie nie złoży, Overture to w końcu jakieś 130 tys. złotych, ale w testach w końcu chodzi (jeśli tylko to możliwe) o sprawdzenie maksimum możliwości testowanego komponentu.

Efektem tego toku rozumowania było przeznaczenie jakichś 75% czasu (mówię o wersji finalnej tych kolumn) na odsłuch właśnie z Overture II, a w czasie pozostałych 25% polskim kolumnom towarzyszył znakomity wzmacniacz Shinai firmy GrandiNote (tranzystor w klasie A). Ponieważ wcześniej wykorzystałem prototyp M200 w teście podkładek pod kolce pana Kiuchi, czyli Harmonixów RF-909X, i to połączenie bardzo mi się podobało, więc i tym razem je wykorzystałem pod testowanymi kolumnami (z równie pozytywnym skutkiem).

AUDIOFORM w „High Fidelity”
  • TEST: AudioForm Adventure 304 | kolumny gośnikowe
  • TEST: AudioForm Adventure 50 | kolumny gośnikowe.

  • Płyty użyte do odsłuchu (wybór):

    • AC/DC, Live, EPIC E2 90553, LP
    • Mahler, Symphony no. 1, Hi-Q Records EMI Classical Supercuts HIQSXR35, XRCD24
    • McCoy Tyner, Solo: Live from San Francisco, Half Note Records B002F3BPSQ, CD/FLAC
    • Alan Silvestri, Predator, Intrada MAF 7118 , CD/FLAC
    • Isao Suzuki, Blow up, Three Blind Mice B000682FAE, CD FLAC
    • The Ray Brown Trio, Summer Wind, Concord Jazz CCD-4426, CD/FLAC
    • Renaud Garcia-Fons, Oriental bass, Enja B000005CD8, CD/FLAC
    • Leszek Możdżer, Kaczmarek by Możdżer, Universal Music 273 643-7, CD/FLAC
    • Michał Wróblewski Trio, City album, Ellite Records, CD/FLAC
    • Coleman Hawkins, The Hawk Flies High, Mobile Fidelity MFSL 1-290, 180 g LP
    • Arne Domnerus, Antiphone blues, Proprius PRCD 7744, CD/FLAC
    • Miles Davis, Sketches of Spain, Columbia PC8271, LP
    • Cannonball Adderley, Somethin' else, Classic Records BST 1595-45, LP
    • Keith Jarret, The Koeln Concert, ECM 1064/65 ST, LP
    • Pavarotti, The 50 greatest tracks, Decca 478 5944, CD/FLAC
    • John McLaughlin Trio, Que alegria, Verve B00000478E, CD
    • John Coltrane, Blue train, Blue Note TOJJ-6505 (BN-1577), LP
    • Mozart, Le nozze di Figaro, dyr. Teodor Currentzis, MusicAeterna Orchestra, Sony Classical B00GK8P1EG, LP
    • Louis Armstrong & Duke Ellington, The Complete Session. Deluxe Edition, Roulette Jazz 7243 5 24547 2 2 (i 3), CD/FLAC

    Japońskie wersje płyt dostępne na

    Zacznę od oczywistości – jak przystało na wysokiej klasy monitory M200 znikają z pokoju zostawiając słuchacza sam na sam z muzyką rozgrywającą się na obszernej, głębokiej, wieloplanowej scenie. Już w czasie pierwszego odsłuchu, gdy pan Tomasz przywiózł recenzowaną parę, zwróciłem uwagę na to, że scena na wielu nagraniach ma delikatnie wklęsły kształt. Centralne postaci danego nagrania, czy to wokaliści, czy instrumenty prowadzące, lokowane były pół kroku za linią łączącą kolumny, a instrumenty po bokach na tejże linii.

    Choć w pierwszej chwili miałem mieszane uczucia co do takiej prezentacji, bo było to granie nieco inne niż to, do którego przywykłem, to w praktyce powodowało to intensywniejsze jeszcze ogniskowanie uwagi słuchacza na głównej postaci na scenie. A postać ta była, przynajmniej w dobrych realizacjach, duża, treściwa, zdecydowanie trójwymiarowa i nawet pomimo niewielkiego wycofania bardzo obecna. Podobnie rzecz się miała z pozostałymi źródłami pozornymi – M200 lokowały je dość precyzyjnie we właściwym, czyli znanym mi z innych odsłuchów, punkcie sceny, rysowały je dość grubą, miękką kreską, nadawały im też dużą, acz nieprzesadzoną masę, co wzmacniało poczucie obecności muzyków w moim pokoju. Dzięki takiej, namacalnej i przekonującej prezentacji testowane kolumny bez trudu. mimowolnie angażowały mnie w większość odsłuchiwanych krążków. Za tę część piątka z plusem!

    Prezentacja całości, co dość nietypowe jak na kolumny podstawkowe, była osadzona dość nisko na skali barwy. Rzecz nie w przewadze i dominacji basu, a raczej w gęstości lekko ciepłego przekazu. W mocnej, nasyconej, gładkiej, ale i energetycznej średnicy, a zwłaszcza jej niższej części, uzupełnionej zwartym, dobrze różnicowanym, dociążonym basem. Wszelkie nagrania np. z gitarami elektrycznymi, także basowymi wypadały dzięki temu przekonująco, a niektóre wręcz porywająco. By uzyskać ten ostatni efekt wystarczyło odkręcić nieco bardziej głośność w Overture.

    (Zawodna) pamięć podpowiadała mi, że podobnie zachowywały się Adventure 304, które kiedyś miałem przyjemność testować. Na wszelki wypadek sięgnąłem więc do tamtego tekstu, by to potwierdzić. I faktycznie, widocznie coś u pana Tomasza pozostało z czasów, gdy tworzył systemy nagłaśniające choćby do pubów, czy innych tego typu lokali. Głośniki grające w takich miejscach muszą być uniwersalne – zagrać każdą muzykę i to zarówno przy niewielkim poziomie głośności, jak i gdy trzeba dać czadu. M200 doskonale to potrafią, z tym że grają w zdecydowanie bardziej wyrafinowany i kulturalny sposób niż większość kolumn, jakich zdarzyło mi się „słuchać” w różnych klubach.

    Wracając do odsłuchu – dawno tak dobrze nie bawiłem się przy albumie Thunder supergrupy SMV (Stanley Clarke, Marcus Miller, Victor Wooten) jak właśnie przy odsłuchu na M200 napędzanych przez Kondo. Trzy gitary basowe zagrane z odpowiednią szybkością, wręcz natychmiastowością, zwartością, dynamiką, i naprawdę momentami wręcz zaskakującym kopnięciem nie pozwalały mi się ani przez chwilę nudzić. Masa tych instrumentów nie była aż tak duża, jak z moimi kolumnami Ubiqa, a w kilku momentach, gdy któryś z panów wybierał się bardzo nisko w dół skali słychać było delikatne ograniczenie, ale przecież mówimy o niezbyt dużych monitorach – fizyki obejść się nie da.

    Im głośniej (acz w granicach rozsądku) grałem, tym lepiej taka muzyka brzmiała. Tym bardziej że nie powodowało to zniekształceń czy kompresji. Jeśli tylko nagranie było dobrej jakości z głośników płynęła czysta muzyka powodująca, że kończyny same wystukiwały rytm. Równie angażująco brzmiały krążki Al di Meoli, czy bluesowe rytmy choćby Buddy Guya. Nie dość, że gitary brzmiały tak dobrze z M200, to jeszcze prowadzenie tempa i rytmu, a więc i timing były zdecydowanie ponadprzeciętne.

    Mocniejsze elektryczne granie, ale także elektronika, która nieco przypadkowo pojawiła się w trakcie moich odsłuchów, brzmiały naprawdę świetnie – czysto, żwawo, bez podbarwień. Mówię o graniu bez oszukiwania fizyki – to w końcu kolumny podstawkowe, więc proszę brać na to pewną poprawkę. Te kolumny nie zagrają aż tak potężnie, z aż takim rozmachem, czy też nie pokażą tak dociążonego niskiego basu, jak duże kolumny podłogowe. Niemniej jednak w pokoju rozsądnej wielkości nie sądzę, by ktokolwiek mógł narzekać na dół pasma, bo jego jakość jest znakomita. Kolejna piątka w moim dzienniczku.

    Podobnie jak w przypadku wspominanych Adventure 304 spieszę wyjaśnić, że testowane kolumny bardzo dobrze brzmią już od niskich poziomów głośności, a gdy grają głośniej jest po prostu ciut lepiej. Jest to właściwie zasada obowiązują większość kolumn, może poza modelami wysokoskutecznymi (też nie wszystkimi). To jak głośno słuchamy zależy od wielu czynników, a jednym z ważniejszych jest rodzaj muzyki i nagrania. Tych akustycznych zwykle słucha się jednak ciszej, a przy wieczornych odsłuchach też szukamy raczej spokojnych, relaksujących albumów, by wyciszyć się po męczącym dniu i nie przeszkadzać rodzinie, czy sąsiadom. Wieczorami oddawałem się więc z nie mniejszą przyjemnością słuchaniu nagrań bez prądu, w tym klasyki, a także nagrań wokalnych.

    Zanim przejdę do „ważniejszej”, górnej części pasma, jeszcze dwa słowa o akustycznym basie. Do moich ukochanych instrumentów należy kontrabas, więc sesje z Rayem Brownem, Ronem Carterem czy Garcią Renauld-Fonsem są przy każdej recenzji obowiązkowe. M200 grały ten instrument tak jak lubię, czyli stawiając na szybkość, energetykę grania oraz dobrą definicję każdego szarpnięcia struny wspartą ponadprzeciętnym różnicowaniem. Pudła w dźwięku też było sporo, choć oczywiście mniej niż gdy gram te same albumy z kolumnami Ubiqa. Nie było skracania wybrzmień, masa była ciut mniejsza, ale wolę taką wersję niż dodawanie masy niższym dźwiękom na siłę.

    Tak naprawdę dla mnie liczy się przede wszystkim to, że pomimo pewnych ograniczeń wynikających z fizycznych rozmiarów kolumn/przetworników, M200 potrafiły sprawić, że kilka razy słuchałem po kilka albumów z kontrabasem w roli głównej. To, co słyszałem zachęcało mnie bowiem do kontynuowania przygód z tym instrumentem. W skali bezwzględnej M200 dostałyby za ten element u mnie czwórkę, ale na tle innych monitorów ocena byłaby już wyższa.

    Nagrania akustyczne i wokalne to także okazja, by przyjrzeć się bliżej średnicy i górze pasma. Już na początku pisałem, że brzmienie Adventure M200 jest osadzone dość nisko, jest gęste i delikatnie ciepłe. Za ten efekt odpowiada przede wszystkim średnica, której brzmienie jest przede wszystkim wyjątkowo naturalne, a po drugie energetyczne. To dlatego, o czym już wspominałem, wokaliści czy soliści skupiają mocno uwagę słuchacza. Nie jest to kwestia samej tylko namacalności i ekspresyjności prezentacji, ale i dużej ilości informacji podanych w czysty, rozdzielczy sposób, dobrze różnicowanych.

    Owa ekspresyjność nie wiąże się z żadnymi „wyskokami”, podkreśleniami, podbiciami i podbarwieniami, ale faktycznie z dobrze oddaną charyzmą wykonawców. M200 dają dobry wgląd w barwę i fakturę instrumentów i głosów, prezentując je w pełny, uporządkowany sposób. Robią to tak dobrze, że sporo czasu spędziłem po prostu słuchając na nich muzyki zapominając o ocenianiu.

    Na taki odbiór składała się również owa odrobinę „uspokojona” góra (mówię o wspomnianym na początku drobnym zabiegu przeprowadzonym na zwrotnicy). Przez „uspokojenie” rozumiem nie odebranie wysokim tonom energii, ale delikatne zaokrąglenie, czy może wygładzenie, dzięki czemu nawet w czasie odsłuchu nieidealnie zrealizowanych nagrań można ich było słuchać „bezpiecznie”, bez krzywienia się, gdy syczące zgłoski robią się zbyt agresywne, czy gdy ostrości pochodzące z nagrania rujnują przyjemność płynącą ze słuchania. Takie podejście sprawia, że M200 nie są zapewne najlepszym narzędziem do studia, czy do przeprowadzania sekcji nagrań, ale do słuchania muzyki nadają się doskonale.

    Ważna jest wspomniana energetyczność wysokich tonów i ich dobre różnicowanie, które sprawiają, że popisy perkusistów w połączeniu z szybkimi, sprężystymi, mocnymi bębnami brzmią znakomicie. Równie dobrze wypadły instrumenty smyczkowe, a także moje ulubione dęciaki w nagraniach nowoorleańskiego jazzu. Wydawałoby się, że owo „wygładzenie” góry może zmatowić np. trąbkę, ale nic takiego się nie działo. Gdy było trzeba drapały mnie przyjemnie w uszy, lśniły pełnym blaskiem, a wspominana już tyle razy wysoka energetyczność tego grania i tu robiła dobrą robotę sprawiając, że trudno było się oprzeć porywającym rytmom.

    Jestem w stanie zrozumieć fakt, że niektórym mogłaby bardziej pasować wersja wysokich tonów sprzed owej małej korekty, ale ja bardzo cenię sobie ów nieco bezpieczniejszy sposób prezentacji tej części pasma, który daje komfort słuchania nawet trochę gorzej nagranej muzyki bez ponoszenia większych konsekwencji w postaci obniżenia jakości prezentacji. Ode mnie kolejna bardzo dobra ocena.

    Podsumowanie

    Trochę wbrew sobie rozbiłem opis brzmienia na poszczególne elementy, podzakresy, muszę więc wyraźnie zaznaczyć, że to bardzo spójnie, równo grające kolumny. Zaskoczyły mnie bardzo pozytywnie tym, jak dojrzałe, szlachetne brzmienie oferują. Grały w pomieszczeniu o powierzchni 24 m², wysokim na ponad 3 m i bez wysiłku wypełniały je dźwiękiem. Grały z wielokrotnie droższymi wzmacniaczami i nie było tego specjalnie słychać, to znaczy po zamianie kolumn odniesienia na M200 nie łapałem się za głowę, wyrzekając jak dużo traciłem z klasy wzmacniaczy. Oczywiście nikt ich w realnym świecie nie zestawi z aż tak drogimi systemami, ale warto wiedzieć, że im lepsze będzie towarzystwo, tym więcej nowe Adventure dadzą z siebie.

    Potrafią grać głośno bez zniekształceń i kompresji, ale bardzo dobrze brzmią już na niskim poziomie głośności. Wysoka energetyczność grania, dźwięk mocno osadzony w niższej części pasma i bezpieczna, ale czysta, otwarta i mocna góra sprawiają, że można na nich zagrać każdą muzykę i przy każdej świetnie się bawić bądź relaksować. Dobrze różnicują nagrania, ale na pierwszym planie zawsze jest muzyka i warstwa emocjonalna, a te sprawiają, że błyskawicznie „wsiąka” się w klimat każdego dobrego grania, nawet jeśli jakość nagrania nie do końca za nim nadąża.

    Adventure M200 to kolumny do średnich pomieszczeń, dla ludzi kochających muzykę. Podepnijcie je do dobrego, muzykalnego wzmacniacza (według pana Tomasza bardzo udane połączenie uzyskał już z niezbyt przecież mocnym i relatywnie niedrogim małym Lebenem CS-300F), uzupełnijcie dobrym źródłem i będziecie mieli uniwersalny system zdecydowanie wyższej klasy, niżby na to wskazywała jego cena. Kolejny raz pozostaje mi powtórzyć – Polak potrafi! Brawo, piątka z plusem!

    | Obudowa

    AudioForm Adventure M200 to dwuipółdrożne kolumny podstawkowe zintegrowane z podstawką. Bardzo ważną informacją jest typ konstrukcji – zamknięta. Obudowy, podobnie jak w przypadku wcześniej opisywanych modeli, są złożonymi, wielowarstwowymi konstrukcjami. Ścianki boczne i zaokrąglona tylna wykonane są z giętej sklejki wykończonej naturalnym fornirem. Górna, dolna i przednia ścianka zrobione zostały z płyty MDF, a na froncie umieszczono akrylową płytę. Obudowa wewnątrz mieści 50 cm komorę rezonansową usztywnioną przymocowanymi co 10 cm żebrami. Jak zwykle w swoich kolumnach, pan Tomasz nie zastosował tu wewnątrz żadnych materiałów tłumiących, natomiast umieścił tam dyfuzor własnej konstrukcji.

    | Przetworniki

    Kolumna korzysta z przetworników nisko-średniotonowych polskiego producenta, firmy STX, z membranami z włókien węglowych. Przetwornik wysokotonowy to własna konstrukcja pana Kursy ze sztywną membraną tekstylną.

    | Podstawa

    Obudowę zintegrowano z podstawką ustawioną na sporej stopie zapewniającej kolumnie odpowiednią stabilność. Nogę i podstawę wykończono podobnie jak obudowę, dzięki czemu wizualnie tworzą zgraną całość. Noga jest standardowo zasypywana piaskiem i ma to duży wpływ na ostateczną, znaczącą wagę każdej sztuki (25 kg). W stopie zamontowano cztery regulowane nóżki zakończone półokrągłymi metalowymi elementami. Dzięki nim kolumny można ustawić nawet na drewnianej podłodze bez ryzyka jej uszkodzenia, a jednocześnie owo zakończenie jest na tyle niewielkie, że nadal można użyć podstawek pod kolce.

    | Zwrotnica

    W podstawie umieszczono także zwrotnicę kolumny – dostęp do niej jest od spodu, a otwór zasłonięto przezroczystą płytką z firmowym logiem. Dzięki temu widać, że AudioForm korzysta z elementów wysokiej jakości, ale niekoniecznie z najdroższych dostępnych na rynku. Po prostu mają mieć odpowiednie parametry i spełniać wyznaczoną funkcję.


    Dane techniczne (wg producenta)

    Pasmo przenoszenia: 39 Hz – 23 kHz
    Przetworniki: 6,5” | 2,1”
    Moc: 200 W
    Punkty podziału zwrotnicy: 325 i 2600 Hz
    Skuteczność: 88 dB
    Impedancja nominalna: 6 Ω (min. 3,6 Ω)
    Sugerowana moc wzmacniacza: od 25 W
    Powierzchnia dedykowana: min. 20 m²
    Wymiary (WxSxG): 1050 x 250 x 330 mm
    Waga: 25 kg/szt.

    System odniesienia

    - Odtwarzacz multiformatowy (BR, CD, SACD, DVD-A) Oppo BDP-83SE z lampową modyfikacją, w tym nowym stopniem analogowym i oddzielnym, lampowym zasilaniem, modyfikowany przez Dana Wrighta
    - Wzmacniacz zintegrowany ArtAudio Symphony II z upgradem w postaci transformatorów wyjściowych z modelu Diavolo, wykonanym przez Toma Willisa
    - Końcówka mocy Modwright KWA100SE
    - Przedwzmacniacz lampowy Modwright LS100
    - Przetwornik cyfrowo analogowy: TeddyDAC, oraz Hegel HD11
    - Konwerter USB: Berkeley Audio Design Alpha USB, Lampizator
    - Gramofon: TransFi Salvation z ramieniem TransFi T3PRO Tomahawk i wkładkami AT33PTG (MC), Koetsu Black Gold Line (MC), Goldring 2100 (MM)
    - Przedwzmacniacz gramofonowy: ESELabs Nibiru MC, iPhono MM/MC
    - Kolumny: Bastanis Matterhorn
    - Wzmacniacz słuchawkowy: Schiit Lyr
    - Słuchawki: Audeze LCD3
    - Interkonekty - LessLoss Anchorwave; Gabriel Gold Extreme mk2, Antipodes Komako
    - Przewód głośnikowy -
    LessLoss Anchorwave
    - Przewody zasilające - LessLoss DFPC Signature; Gigawatt LC-3
    - Kable cyfrowe: kabel USB AudioQuest Carbon, kable koaksjalne i BNC Audiomica Flint Consequence
    - Zasilanie: listwy pasywne: Gigawatt PF-2 MK2 i Furutech TP-609e; dedykowana linia od skrzynki kablem Gigawatt LC-Y; gniazdka ścienne Gigawatt G-044 Schuko i Furutech FT-SWS-D (R)
    - Stolik: Rogoż Audio 4SB2N
    - Akcesoria antywibracyjne: platforma ROGOZ-AUDIO SMO40; platforma ROGOZ-AUDIO CPPB16; nóżki antywibracyjne ROGOZ AUDIO BW40MKII i Franc Accessories Ceramic Disc Slim Foot