pl | en

FELIETON

 

AKUSTYKA POMIESZCZENIA ODSŁUCHOWEGO

Akustyka pomieszczenia odsłuchowego to jeden z pełnoprawnych elementów systemu audio, zwykle niedoceniany. O problemach z nią związanych opowiada nasz czytelnik.

POLSKA


uż od jakiegoś czasu nosiłem się z zamiarem podzielenia się moim doświadczeniami z frontu walki z akustyką pomieszczenia, a finalnie sprowokował mnie do tego jeden z czytelników, który w pytaniu do redaktora Wojtka Pacuły, w odniesieniu do swojego nowoprojektowanego pokoju odsłuchowego, napisał: „…chcę w nim zaokrąglić wszelkie kąty proste w pionie i w poziomie (zaoszczędzę na tzw. "ustrojach")”. Pomysł może i dobry, sam bym z niego chętnie skorzystał, gdyby tylko to było takie proste…

Słucham muzyki od zawsze. To znaczy od jakichś 35 lat. Zaczęło się klasycznie, od małego monofonicznego Grundiga i nagrywania piosenek z Listy Przebojów Trójki i nocnych audycji Piotra Kaczkowskiego. Potem przyszedł pierwszy sprzęt stereo i wreszcie pierwszy prawdziwy japoński gramofon, z niezapomnianego stoiska ze sprzętem audio w Pewexie na ul. 18-go stycznia w Krakowie.

W audiofilskim sensie zacząłem słuchać kilkanaście lat temu. Najpierw tranzystorowo, potem coraz bardziej analogowo i lampowo. Testowałem dziesiątki urządzeń, kabli, głośników i akcesoriów kupowanych i pożyczanych od kolegów i zaprzyjaźnionych salonów audio w Krakowie i Warszawie. Czytałem prasę i magazyny branżowe (z „High Fidelity” na czele, to chyba jasne:), odwiedzałem wystawy audio w kraju z za granicą, korespondowałem bezpośrednio z producentami i projektantami sprzętu, ale też z wydawcami i kolekcjonerami płyt, żeby w końcu po krótkim – dziesięcioletnim – okresie prób i błędów stwierdzić, że wreszcie udało mi się zestawić świetnie grający zestaw. Brzmi nieskromnie, ale to prostu fakt.

Wszystko było OK do lata zeszłego roku, kiedy przeprowadziliśmy się do nowego domu, a moje audio przestało być powodem do sporów z żoną o zajmowane miejsce w salonie i powędrowało do dedykowanego „pokoju przesłuchań” (jak go nazywa jeden z członków mojej rodziny). Miejsca wreszcie miałem pod dostatkiem, ale za to dźwięk się zmienił, i to znacznie. Wiedziałem, że akustyka pomieszczenia ma znaczenie, ale wydawało mi się że oba pomieszczenia, tj. stary salon i nowy pokój odsłuchowy, mają dobrą akustykę, więc wszystko będzie w porządku. Generalnie – było, ale nie do końca. A to pojawiało się za dużo basu, a to coś zadudniło, a to znowu scena jakaś taka jakby płytka, a to jakby ze stereofonią raz było dobrze, a raz nie bardzo…

W audio (jak i w życiu) podstawą są koledzy, więc i w tym wypadku pomógł jeden z nich. Powiedział mianowicie, że z kolei jego kolega miał podobne problemy w nowym domu, więc „zrobił sobie adaptację akustyczną i jest super”. Pomyślałem więc – czemu i u mnie nie ma być super? Kolega kolegi dał namiary na firmę Audioform z Niepołomic, zadzwoniłem, umówiłem się i za parę dni przyjechał do mnie na oględziny pan Tomasz Kursa, który – jak sam mówi – zajmuje się powietrzem w audio. A dokładniej tymi elementami które wchodzą w interakcję z powietrzem, czyli głośnikami i ustrojami akustycznymi.

Po kolejnych kliku dniach dostałem projekt kompleksowej adaptacji wraz z wyceną. Przyznam, że dość umiarkowaną, ponieważ Audioform robi swoje ustroje ze styroduru (biały, szary lub zielony). Można zamówić tez ich drewniane wersje, ale będą kilkukrotnie droższe. Pomyślałem więc, że póki nie wiadomo jak to zadziała nie ma sensu inwestować majątku i zamówiłem pierwszą część ustrojów ze styroduru: duży ustrój 2D (tzw. SkyLine) na ścianę za głośnikami oraz rozpraszacze 1D na sufit.

Pan Tomasz najpierw przywiózł rozpraszacze i zaproponował, żeby dopóki nie ma „skajlajna” oprzeć je o ścianę za głośnikami i zobaczyć co się dzieje. No i zadziało się. Pstryk i „stała się” scena. Pogłębiła się, wygładziła, lepiej poukładała. Pojawiły się zupełnie nowe informacje z dobrze znanych płyt. Po prostu nie mogłem się oderwać i przestać słuchać.

Jak się łatwo domyślić po tym co już usłyszałem łaknąłem SkyLine’a „jak kania dżdżu”. Wreszcie pan Tomasz dał znać że jest gotowy i możemy montować. Zamontowaliśmy. Zrobiło się późno. Zostałem sam. Otworzyłem butelkę czerwonego wina, nalałem kieliszek, zasiadłem do słuchania. Słucham. Hmmm, już bardzo późno, zmęczony jestem , źle słyszę. A może coś z płytą nie tak. Próbuję drugą. Próbuję trzecią. Po prostu pstryk i przestało grać. Szaro, matowo, nie ma góry, nie ma sceny. Dramat.

Na następny dzień pan Tomasz wraca i stawia diagnozę: coś padło w sprzęcie, pewnie jakaś lampa. Nazajutrz, zanim zapakowałem sprzęt i zawiozłem do serwisu, pan Tomasz, dla spokoju sumienia, przywiózł swój sprzęt (CD + wzmacniacz). Opad szczęki: jest dokładnie tak samo jak na moim, nie ma góry, jest szaro, buro i mętnie. Czyli, że to jednak pomieszczenie. Pan Tomasz mówi, że to dla niego szok, bo SkyLine jest konstrukcją sprawdzoną i testowaną od kilkudziesięciu lat, on sam wykonał z nim mnóstwo adaptacji i ten ustrój działa po prostu zawsze i wszędzie. Ale nie u mnie…

Konsultacje z akustykami z AGH potwierdzają, że to ja mam takie wredne pomieszczenie i że w nim trzeba szukać innych rozwiązań. Znaleźliśmy je - OK., pan Tomasz znalazł, ja tylko asystowałem, ale ile mnie to nerwów kosztowało, to tylko ja wiem. Okazało się, że głównym problemem była tworząca się gdzieś fala stojąca, która literalnie wysysała część pasma. Może to nie jest do końca profesjonalne wyjaśnienie, ale tak ja to rozumiem. Wystarczyło zlokalizować obszar, w którym może ona występować, proszę mi wierzyć – do tego naprawdę trzeba mieć wiedzę i doświadczenie – poprzesuwać elementy wpływające na rozchodzenie i odbijanie się fal , tj. dywan, meble i ustroje – na szczęście przylepione tymczasowo taśmą, ale też przesunąć kolumny i zmienić ich kąty pochylenia i odchylenia i jeszcze parę drobiazgów. I JUŻ.

Wróciła cała góra, cała barwność przekazu. I zrobiło się jeszcze piękniej – takiej sceny (chwilami mam wrażenie, że ma 20 metrów głębokości), takiej plastyczności, takiej namacalnej obecności instrumentów jeszcze nie słyszałem. Nigdzie, na żadnym systemie (niezależnie od ceny). Do tego pojawiła się niesamowita ilość detali, ale nie w sensie natłoku informacji, tylko wielości wydarzeń odbywających się w najróżniejszych zakamarkach przestrzeni między, przed i za kolumnami. Dźwięk stał się też wyraźnie gładszy i bardziej spójny, wszystko dzieje się dokładnie wtedy, kiedy powinno. Ciężko to opisać, ale słowo które mi tu przychodzi do głowy to „punktualność” dźwięku.

Konkludując: jestem absolutnie pewny, że pieniądze wydane na adaptację akustyczną to najlepsza inwestycja jaką można zrobić w audio – żaden inny element „systemu” nie przyniesie tak diametralnej poprawy jakości dźwięku w stosunku do wydanych pieniędzy. Ta sama kasa wydana na lepszy kabel, głośnik czy przetwornik przyniesie poprawę o kilka procent (zakładając że mamy już system na dobrym poziomie), a dobrze dobrane ustroje o kilkadziesiąt. Naprawdę. Ale też nie ma się co łudzić, że to jest łatwe zadanie. To niezwykle czuły mechanizm naczyń połączonych, w którym każdy nowy element wchodzi w interakcję z pozostałymi elementami. Bez pomocy specjalisty łatwo jest wyrzucić pieniądze na zbieracze kurzu zamiast adaptację akustyczną, albo się do tego po prostu zniechęcić.

Po tych doświadczeniach, przed zamówieniem pozostałych ustrojów - na ściany boczne plus (ewentualnie) dodatkowe na sufit plus (ewentualnie) pułapki basowe - zdecydowałem się na pomiar akustyki pomieszczenia. To niestety podnosi koszty, ale moim zdaniem warto to zrobić, zwłaszcza przed finalnym „dostrojeniem” pomieszczenia – można wykonać też pomiar na samym początku, ale może się on okazać niewystarczający i po założeniu pierwszej części ustrojów może być konieczny powtórny, więc moim zdaniem na początek wystarczy w zupełności komputerowa symulacja akustyki pomieszczenia, a pomiar dopiero przed finałem.

Mój system gra już tak, że trudno mi sobie wyobrazić co jeszcze można by w tym dźwięku poprawić, ale pan Tomasz mówi, że to jeszcze nie koniec drogi, że to jeszcze nie jest wszystko na co ten system stać. Posłuchamy, zobaczymy…


O AUTORZE

Autor jest audiofilem o wieloletnim doświadczeniu i wyrobionym guście, nie zawsze zbieżnym z audiofilskim mainstreamem. Śledzi uważnie polski rynek audio, bywa regularnie na branżowych targach i wydarzeniach, a swoimi refleksjami dzielił się kilkukrotnie na łamach „High Fidelity”.

Po latach prób i eksperymentów obecnie słucha głównie analogu, zarówno jak chodzi o źródło, jak i amplifikację, choć posiada też drugi zestaw, gdzie podstawowym źródłem jest dedykowany PC i biblioteka plików FLAC.

Mieszka w domu, w którym szeroko rozumiana Sztuka jest bardzo mocno obecna – piwnicę zdominowała muzyka, natomiast w reszcie domu ton nadaje malarstwo, głównie za sprawą żony, znanej malarki (Małgorzata Karp-Soja, www.karp-soja.pl).