pl | en

Kolumny głośnikowe

Living Voice
AUDITORIUM OBX-RW

Producent: LIVING VOICE
Cena (w czasie testu): 54 810 zł/para

Kontakt: Definitive Audio Ltd.,
Long Eaton, UK | NG10 4QE


shout@livingvoice.co.uk
www.livingvoice.co.uk

MADE IN UK

Do testu dostarczyła firma: MEDIAM


nam wiele osób, którym bardzo podoba się brzmienie lampowych wzmacniaczy niskich mocy, a który nigdy ich sobie nie kupią. Dlaczego? Powodów jest kilka. Są wśród nich przyczyny czysto praktyczne, czy może raczej powinienem powiedzieć: życiowe – takie wzmacniacze się grzeją, lampy nie dość, że się zużywają to jeszcze potencjalnie mogą się stłuc. Zniechęca to część ludzi, którzy mają dzieci i/lub czworonożnych członków rodziny, bo gorące lampy to dla nich (bardziej teoretyczne niż faktyczne, ale jednak) niebezpieczeństwo.

Jest także grupa osób, które chciałyby taki wzmacniacz mieć, tyle że zdają sobie sprawę z faktu, iż wybór kolumn, które z taką amplifikacją zagrają jest mocno ograniczony. Nie wszyscy przecież muszą lubić tuby, głośniki szerokopasmowe, itp. Są tacy, którzy chcieliby mieć „normalną” podłogówkę, nie za dużą, o nieudziwnionych kształtach, w miarę łatwą do wpasowania w, zwykle, niezbyt duże pomieszczenie i na dodatek klasą dorównującą świetnemu SET-owi wykorzystującemu, dajmy na to, triodę 300B. Odpadają więc wielkie szafy jak choćby moje Matterhorny, duże i nieco awangardowe Avantgarde Acoustic, specyficzne dc10audio, kolumny „vintage” (zwykle także spore i o raczej niskim WAF), a także spora część dostępnych na rynku marek, które oferują kolumny przeznaczone do współpracy ze słabowitymi „lampiakami”.

Ale przecież jedną z zalet wolnego rynku jest to, że gdy istnieje popyt to zwykle jest i podaż tenże popyt zaspokajająca. I wcale nie trzeba szukać aż tak daleko. W Polsce nieduże i niedrogie kolumny podłogowe przeznaczone do współpracy z wzmacniaczami niskiej mocy produkuje łódzki JAG. Firmą powstałą na podobnych fundamentach jest także Living Voice, brytyjska, istniejąca od 1991 roku marka, która w ofercie, oprócz niesamowitych Vox Olympian (zdj. 2), ma także kolumny, przy których nie trzeba odkładać na chwilę zakupu kolejnej wyspy na Karaibach, czy zamku nad Loarą. Właściwie niemal cała oferta (poza wspomnianym topowym modelem) to zupełnie normalnie (i z zewnątrz niemal identycznie) wyglądające kolumny w cenach od dwudziestu kilku do pięćdziesięciu kilku tysięcy złotych. Tanio nie jest, ale tanich, dobrych kolumn do lamp na rynku zbyt wielu nie ma.

Gdy zadzwonił do mnie pan Tomasz z firmy Mediam (polskiego dystrybutora m.in. Living Voice'a) i zapytał, czy chciałbym posłuchać kolumn tejże marki zgodziłem się natychmiast. Prawdę powiedziawszy moje jedyne dotychczasowe kontakty z produktami brytyjskiej firmy to odsłuchy na wystawach – słowem doświadczenie niemal zerowe. Wrzuciłem także Living Voice'a do wyszukiwarki w „High Fidelity”, a ta zwróciła wyniki dotyczące głównie relacji z monachijskich wystaw. O ile więc wyszukiwarka nie oszukuje to jest to pierwsza recenzja produktu istniejącej prawie 25 lat firmy w naszym magazynie. Przyznaję również, że gdy pan Tomasz rzucił przez telefon nazwę modelu, to nie do końca wiedziałem jak jest on pozycjonowany w ofercie firmy, choć uwaga o zewnętrznych zwrotnicach sugerowała, iż to produkt z górnych rejonów cennika.

I faktycznie – OBX-RW (OBX = OutBoard Crossover) to najwyższy z „normalnych” modeli tej firmy, nawet jeśli do końca na to nie wygląda. Co jednak ważne, jego parametry sugerują, że powinien grać nawet z SET-em na 300B – czyli to produkt dla mnie (nawet jeśli wspomaga się bas-refleksem)! Parametry parametrami, ale biorąc pod uwagę, że właściciel Living Voice'a jest także brytyjskim dystrybutorem Kondo można właściwie z góry założyć, że ich kolumny współpracują bezproblemowo z SET-ami niskiej mocy.

Wspomniany top Living Voice'a – czyli Vox Olympian – to absolutny kosmos cenowy, dizajnerski, no i chyba także brzmieniowy (piszę, chyba, bo miałem okazji ich słuchać jedynie w Monachium, a w warunkach wystawowych pokazały zapewne jedynie ułamek swoich możliwości). Jest spora szansa, że kolumny te zawitają także do Polski i zagrają w czasie najbliższej wystawy Audio Show na Stadionie Narodowym, ale jak to zwykle bywa w przypadku absolutnie topowych urządzeń, na pewno będziemy to wiedzieć, gdy kolumny do Warszawy dojadą (więcej o wystawie TUTAJ i TUTAJ).

Jak już wspomniałem, patrząc na zdjęcia produktów brytyjskiej marki można odnieść wrażenie, że w ofercie są dwa modele kolumn – wspomniany top oraz drugi, normalnie wyglądający, nie wiedzieć czemu oznaczony co rusz innymi symbolami. Polityka tej firmy jest bowiem prosta – wszystkie kolumny są z zewnątrz takie same – te same wymiary, takie same (na pozór) przetworniki w tym samym układzie. Na dole czarny cokół z wkręcanymi kolcami przyklejany do głównej obudowy... blue-takiem.

We wszystkich modelach mamy trzy drivery w układzie dwudrożnym – dwa nisko- średniotonowe z papierową membraną (wzorowane na nieprodukowanej już dziś Vifie) i umieszczony między nimi, nie w osi pionowej kolumny, ale przesunięty bliżej krawędzi bocznej, tweeter Revelator firmy Scan Speak. Takie umiejscowienie głośnika wysokotonowego daje dwie opcja ustawienia kolumn – z tweeterem od wewnętrznej, lub zewnętrznej strony. Z tyłu mamy podwójne gniazda głośnikowe i port bas-refleksu.

Wszystkie modele charakteryzują się skutecznością na poziomie 94 dB, przy impedancji nominalnej 6 Ω. Nawet dostępne wykończenia bodaj dla wszystkich modeli są te same. Różnice występują dopiero w środku – nieco inna konstrukcja wewnętrzna samej obudowy, zwrotnicy, a także różnice w samych, produkowanych na zamówienie przetwornikach – to z tych różnic wynikają różnice w cenie (i zapewne klasie brzmienia).

Część modeli, jak testowany OBX-RW, ma zwrotnice wyprowadzone do osobnej, wykończonej tak samo jak kolumna, obudowy. To purystyczne rozwiązanie eliminujące niepożądaną interakcję między elementami zwrotnicy a driverami, wymuszające jednakże stosowanie dodatkowych kabli (jeden przebieg między wzmacniaczem a zwrotnicą, drugi od zwrotnicy do kolumny). W tym konkretnym przypadku podłączenie wymaga albo dwóch kabli głośnikowych bi-wiringowych, albo czterech normalnych kompletów.

Ponieważ od razu zadeklarowałem, że nie mam wymaganej ilości kabli jednego rodzaju, Mediam wraz z kolumnami przysłał topowe kable głośnikowe Ortofona, model 7NX-SPK-X1-Premium. Człowiek uczy się całe życie – dla mnie Ortofon to wkładki gramofonowe, nawet nie wiedziałem, że oferują również kable... A te robią wrażenie – w przesyłce otrzymałem 4 paczki – 2 to kolumny, zwrotnice zapakowane były w jedno pudło, no a to czwarte pudło, niemal najcięższe z nich wszystkich zawierało właśnie cztery komplety węży, tj. chciałem powiedzieć, kabli głośnikowych imponujących średnicą przekroju, wagą i naprawdę ładnym wykonaniem.

Nie są one łatwe w użytkowaniu – w związku z grubością są strasznie sztywne i ciężkie (co stanowić może zagrożenie dla niektórych gniazd głośnikowych) i nawet cieńsze, dużo bardziej elastyczne końcówki z wtykami tematu do końca nie załatwiają. Podłączanie dwóch kompletów kabli, w każdym razie gdy oba są zakończone widełkami, jest naprawdę dużym wyzwaniem gdy ma się do czynienia z tak grubymi, ciężkimi i sztywnymi kablami. Producent testowanych kolumn życia użytkownikom nie ułatwia. Tzn. być może tym, którzy jak Kevin Scott (szef Living Voice'a) używają kabli Kondo (dość cienkich i elastycznych) nie robi to różnicy. Tym, którzy kable głośnikowe mają zakończone bananami (od strony kolumn) pewnie też nie, ale wpięcie 4 sztuk widełek w terminale głośnikowe OBX-RW wymaga niezłej gimnastyki. Producent umieścił bowiem gniazda, jak to jest często praktykowane, we wgłębieniu i wkomponowanie tam 4 sztuk sporych widełek wymaga anielskiej cierpliwości i sprawnych palców. Byłoby o niebo łatwiej, gdyby owego wgłębienia nie było, albo było nieco większe. Ale dość marudzenia – podpięcie kolumn i owszem, było dużym wyzwaniem, ale gdy się udało szybko przekonałem się, że było warto się pomęczyć.

Płyty użyte do odsłuchu (wybór):

  • Blues masters, Master Music MMSXR015, XRCD24.
  • Mahler, Symphony no. 1, EMI Classical/ Hi-Q Records HIQSXR35, Supercuts XRCD24.
  • Mccoy Tyner, Solo: Live from San Francisco, Half Note Records B002F3BPSQ, CD/FLAC.
  • Michel Godard, Monteverdi: A Trace of Grace, Carpe Diem Records CD 16286, CD/FLAC.
  • The Ray Brown Trio, Summer Wind, Concord Jazz CCD-4426, CD/FLAC.
  • Natural jazz recordings, fonejazz, DSD64.
  • Miles Davis, Sketches of Spain, Columbia PC8271, LP.
  • Renaud Garcia-Fons, Oriental bass, Enja B000005CD8, CD/FLAC.
  • Leszek Możdżer, Kaczmarek by Możdżer, Universal Music 273 643-7, CD/FLAC.
  • Cannonball Adderley, Somethin' else, Classic Records BST 1595-45, LP.
  • Daniel Gaede, The tube only vinyl, TACET L117, LP.
  • The Ben Webster Quintet, Soulville, Verve Records M GV-8274, LP.
  • Arne Domnérus, Antiphone blues, Proprius PRCD 7744, CD/FLAC.
  • Rodrigo y Gabriela, 11:11, EMI Music Poland 5651702, CD/FLAC.
  • Keith Jarrett, The Koeln Concert, ECM 1064/65 ST, LP.
  • Mozart, Le nozze di Figaro, dyr. Teodor Currentzis, MusicAeterna Orchestra, Sony Classical B00GK8P1EG, CD/FLAC.
  • Louis Armstrong & Duke Ellington, The Complete Session, Roulette Jazz 7243 5 24547 2 2 (i 3), “Deluxe Edition”, CD/FLAC.
Japońskie wersje płyt dostępne na

Gdy wykazuję się lenistwem - nie mówię o braku ruchu, ale o minimalizowaniu dźwigania ciężarów, z którym nasze hobby wiąże się właściwie nieodłącznie - mój kręgosłup bywa mi niezmiernie wdzięczny. Dlatego też, gdy udało mi się rozpakować kolumny, zwrotnice i kable, to zamiast od razu zmienić używany w tym momencie wzmacniacz (Einstein Audio The Tune) na mojego SET-a (apgrejdowany Art Audio Symphony II), zacząłem odsłuch Living Voice’ów z tym pierwszym (wzmacniaczem tranzystorowym, gwoli wyjaśnienia).
Einsteina słuchałem już od ładnych kilku dni (z moimi Matterhornami) i zostałem fanem tego wzmacniacza, co z jednej strony może dziwić tych, którzy znają mnie jako fana lamp, z drugiej nie było wielką niespodzianką, bo od kilku lat co roku spędzałem w pokoju tej niemieckiej marki w czasie wystawy HiFiDelux w Monachium sporo czasu. A takich prezentacji w Monachium zwykle nie ma zbyt wielu.

Na stronie Living Voice'a przeczytałem, że ich kolumny mogą być używane zarówno ze wzmacniaczami lampowymi jak i tranzystorowymi. Co prawda sam Kevin Scott swoje Vox Olympian nieodmiennie prezentuje z urządzeniami Kondo (monobloki Gakuoh), urządzeniami lampowymi, to jednak jest to po prostu jego własny wybór. Uznałem więc, że skoro The Tune tak bardzo przypadł mi do gustu z moimi Matterhornami, to może przecież przez jeden wieczór zagrać z OBX RW.

Zagrało zdecydowanie inaczej niż z moimi kolumnami. Living Voice'y zagrały w bardzo wyważony sposób, nieco bardziej skupiony na środku pasma, jakby nieco wycofany. Dlaczego? Po pierwsze brytyjskie kolumny nieco odsuwają scenę od słuchacza, nawet za linię kolumn. Dalej pięknie ją rozbudowują w głąb – potrafią, o ile tak zrealizowano nagranie, pokazać „hektary” przestrzeni. Z drugiej strony wydarzenia na scenie właściwie nie wychodziły poza rozstaw kolumn – wszystko rozgrywało się między nimi.
Z The Tune każdy element owej sceny był precyzyjnie definiowany, każde źródło pozorne było trójwymiarową bryłą, każde miało swoje przypisane miejsce na scenie. Jak na wzmacniacz tranzystorowy (nie taki znowu, jak na dzisiejsze standardy, drogi) Einstein zaoferował z OBX RW zaskakująco namacalną prezentację – moim zdaniem to jednak domena lamp, zwłaszcza SET-ów, a jednak z niemieckim wzmacniaczem było pod tym względem naprawdę dobrze.

Drugi aspekt, który był przyczyną mojego pierwszego wrażenia dotyczącego tych kolumn wynikał z inaczej budowanej góry pasma. Równie bogata w informacje, podawała je mniej bezpośrednio, sprawiała wrażenie mocniej dociążonej, a przez to ciemniejszej – efekt to właśnie owo pierwsze wrażenie wycofania wysokich tonów. Nie da się ukryć, że moje kolumny góry mają całkiem sporo – taka prezentacja mi odpowiada i taką właśnie lubię na co dzień. Czy to, co pokazywały brytyjskie kolumny było pod jakimkolwiek względem gorsze? Oczywiście, że nie – było inne, nieco subtelniejsze, ale równie wyrafinowane i przekonujące. Co bardzo istotne równie dobrze komponowało się z całą resztą pasma. Dodając do tego pozostałe składniki koktajlu – spójność, gładkość, płynność grania, dużą ilość detali – powstawała całość, dzięki której spędziłem z tym zestawem cały, długi wieczór ani przez chwilę nie myśląc, że może jednak warto się pomęczyć i podpiąć SET-a, słuchając m.in.: Milesa Davisa, Louisa Armstronga, Elli Fitzgerald, czy Raya Browna i czerpiąc z tego naprawdę sporo przyjemności.

Następnego ranka przyszedł jednakże czas na odsłuch właściwy – Living Voice'y podpiąłem do mojego SET-a, a oprócz Lampizatora Big 7 w charakterze źródeł wystąpiły także Chord Hugo TT (w parze z napędem Accustic Arts Drive II) oraz znakomity gramofon pana Janusza Sikory – model Basic z ramieniem i wkładką Kuzmy. Ten ostatni gra już u mnie od jakiś dwóch miesięcy potwierdzając swoją klasę w każdym zestawieniu.
A skoro już bawiłem się w przełączanie kolumn zrobiłem kolejną rzecz, od której normalnie bym zaczął, ale poprzedniego wieczora rozpakowanie i podpięcie OBX RW było na tyle męczące, że sobie odpuściłem. Teraz, zabierając się za odsłuch właściwy musiałem dać tym kolumnom szansę na pokazanie się z najlepszej możliwej strony.

Każdy test kolumn zacząć należy od znalezienia dla nich optymalnego ustawienia. Testowane LV nie są zbyt duże, a wylot bas-refleksu z tyłu wydaje się sugerować ustawianie ich raczej niezbyt daleko od tylnej ściany. I tu pojawia się zła wiadomość dla tych, którzy szukają kolumn, które można „przytulić” (zwykle z powodów lokalowych) do ściany – Living Voice'y do nich nie należą. Tzn. pierwszego wieczoru, grały ustawione jakieś 50-60 cm od tylnej ściany i było dobrze. Ale odsunięcie ich na jakieś 1,2 - 1,4 m (ze sporą przestrzenią po bokach) pokazało jasno, że wręcz łakną one swobody, przestrzeni. I nie mówię tu o niewielkiej różnicy w brzmieniu – mówię o różnicy co najmniej klasy, o niesamowitym otwarciu się dźwięku, o jeszcze większej, precyzyjniejszej także na dalszych planach prezentacji, a większej żywiołowości brzmienia, czy o mniej ”bas-refleksowym” brzmieniu basu (czego akurat można się było spodziewać). Gwoli jasności – to nie była kwestia różnicy w brzmieniu w związku ze zmianą wzmacniacza – o tych zmianach za chwilę – ale kwestia różnic między początkowym ustawieniem (identycznym jak dzień wcześniej) a ostatecznym, wynikającym z kilku prób.

Gdy już znalazłem optymalne (w moim pokoju – w innych być może wysunięcie tych kolumn jeszcze dalej w przestrzeń pokoju dałoby nawet jeszcze lepsze efekty) ustawienie mogłem zacząć odsłuch właściwy. Żeby nie wprowadzać jeszcze większej ilości zmian w systemie zacząłem odsłuchy (jak poprzedniego wieczora) od Hugo TT z Drive II i płytami CD. Tych ostatnich słucham naprawdę rzadko i właściwie tylko wtedy, gdy trafia do mnie tak wyjątkowe urządzenie jak choćby właśnie Accustic Arts. A ponieważ i Hugo TT jest znakomitym „dakiem” (zwłaszcza dla plików PCM) więc razem tworzą źródło z bardzo wysokiej półki.

Zmiana wzmacniacza na SET z lampami Western Electric 300B wniosła do brzmienia zarówno wszystkie zalety jak i słabości (w porównaniu do wysokiej klasy tranzystora) tegoż. Po pierwsze zdecydowanie zyskała holografia prezentacji. Z Einsteinem źródła pozorne już były namacalne, ale dopiero z ArtAudio była to namacalność, przy której faktycznie człowiek zapomina, że słucha jedynie reprodukcji muzyki, a nie występu na żywo. Teraz zatapiałem się w muzyce od pierwszej do ostatnie nuty, niezależnie od tego jaką płytę puściłem. Nie miały znaczenia pomniejsze słabości czy to nagrań, czy samego systemu – liczyła się tylko muzyka. Od pierwszej płyty wiedziałem jak trudne będzie opisywanie/ocena brzmienia tych kolumn – tak jest zawsze, gdy trafia się produkt, który za uszy wciąga człowieka w cudowny świat muzyki sprawiając, że zapomina o wszystkim innym, a więc i o pisaniu recenzji. To wcale nie musi być prezentacja idealna w każdym aspekcie. Na tym, między innymi polega magia systemów opartych na SET-ach – wcale nie wszystko jest idealne, tyle że nie ma to kompletnie żadnego znaczenia.

Kolejna rzecz, która zmieniła po części zmiana amplifikacji, a po części ustawienia kolumn, to ogromna ilość powietrza, która wypełniła przestrzeń sceny i wrażenie jeszcze większej otwartości dźwięku. Do sceny, która już z tranzystorem sięgała daleko w głąb, teraz doszło (w nagraniach live) świetne pokazanie otoczenia muzyków, interakcji muzyki z pomieszczeniem – odbicia, pogłos, etc. stały się pełnowartościowymi elementami prezentacji, gdy wcześniej były ledwie delikatnie zaznaczone. Kapitalnie było to słychać np. na Antiphone blues Arne Domnérusa, czy na płycie Michela Godarda Monteverdi A Trace of Grace. Prezentacja wydawał się też czystsza, bardziej klarowna, szczególnie w zakresie średnicy, ale także i góry pasma. A wszystko to przy zachowaniu raczej ciepłego, naturalnego charakteru brzmienia.

Bas generowany przez OBX RW nie należał do najpotężniejszych, nawet gdy kolumny stały dużo bliżej ściany. I to się oczywiście nie mogło zmienić, gdy odsunąłem je dalej. Niezależnie od ustawienia nie są to kolumny, w których bas jest tą najważniejszą, robiącą największe wrażenie częścią pasma. Nie ma tu bardzo niskiego zejścia – producent podaje co prawda zakres pasma od 35 Hz, ale nic nie pisze o spadku – wydaje mi się, że pasmo w pełni użyteczne zaczyna się jednak nieco wyżej. Bas-refleksu również (na szczęście!!!) nie zestrojono tak, by bas był efektowny, by robił wrażenie większego i potężniejszego niż faktycznie jest. Zaletą tego rozwiązania jest to, że, zwłaszcza gdy kolumny od ściany się odsunie, ów bas-refleksowy nalot właściwie znika. Dostajemy czysty, barwny, nieprzeciągany bas, który nie jest może demonem szybkości, ale jest świetnie zintegrowany ze średnicą dając jej solidną podstawę, nie próbując jej przy tym zdominować.

Z Lampizatorem i plikami DSD zrobiło się jeszcze naturalniej, bardziej „analogowo”. Nie będę tu prowadził żadnych rozważań o wyższości Świąt Wielkiej Nocy nad Świętami Bożego Narodzenia – audio to sztuka wyboru (między różnymi kompromisami) i każdy musi znaleźć tu swoją drogę. Dla mnie to właśnie pliki DSD (a w przypadku „Lampiego” nawet PCM-owe konwertowane do DSD) są idealnym, cyfrowym rozwiązaniem, bo ich brzmienie jest bardziej zbliżone do analogu. Nie czyni to z nich lepszego formatu niż PCM, ale inny, bardziej mi odpowiadający. Stąd też choć HugoTT z napędem Drive II spisywały się znakomicie, w tym systemie Big7 wniósł (z mojego punktu widzenia) kolejną wartość dodaną. W całej zabawie z SET-ami i kolumnami takimi jak testowane Living Voice’y nie chodzi o maksymalną wierność nagraniom, ale o wrażenie obcowania z żywą muzyką, o holografię, organiczność brzmienia, o emocje związane z przeżywaniem muzyki malowanej przed słuchaczem. OBX RW robią to, gdy dać im szansę (ustawieniem i odpowiednim systemem) w sposób nadzwyczajny, a Lampizator w roli źródła znacząco się do tego przyczynił.

Słuchając z nim testowanych kolumn już zupełnie nie potrafiłem się zmusić do analizy dźwięku, jego poszczególnych aspektów – usiadłem wygodniej z szklanką... chłodnej wody mineralnej, niegazowanej w dłoni i po prostu rozkoszowałem się muzyką. I to wcale nie było tak, że każde nagranie brzmiało tak samo. Living Voice'y są bowiem naprawdę niezłe jeśli chodzi o różnicowanie nagrań. Zupełnie inaczej brzmiał Miles Davis, czy John Coltrane sprzed kilkudziesięciu lat, a inaczej współczesne samplery Fone, czy Opus3. To co się nie zmieniało to fakt, że za każdym razem w pełnym skupieniu, z pełnym zaangażowanie słuchałem każdego z tych albumów od pierwszej do ostatniej nuty, a gdy tylko jeden się kończył wybierałem w pośpiechu kolejny, żeby magia OBX RW trwała.

W końcu na talerzu Basica pana Janusza Sikory położyłem pierwszą płytę. Gdy to już zrobiłem do końca odsłuchu nie wróciłem ani razu do cyfry, choć oba cyfrowe źródła były przecież znakomite. Jednakże to właśnie gramofon, czy to z moim przedwzmacniaczem ESE Labs Nibiru, czy z malutkim, ale jakże zacnym The Little Big Phono Einsteina, był jakby ostatnim elementem układanki. Wcale nie było łatwo wskazać dlaczego – ot po prostu, gdy zagrał gramofon natychmiast pomyślałem, że wszystkie elementy wskoczyły na swoje miejsce, że - choć wcześniej nie miałem zastrzeżeń - to jednak dopiero teraz wszystko idealnie do siebie pasuje, że to właśnie TAK ma być. Nie chodziło właściwie o jakąś dużą zmianę charakteru brzmienia całego systemu (zwłaszcza w porównaniu do Big7), a raczej o wzmocnienie właściwie wszystkich, opisanych wyżej jego zalet i dodanie szczypty analogowej magii.

Bogactwo harmonicznych, cudowne, długie, pełne wybrzmienia, naturalność barwy każdego głosu, czy instrumentu, niebywała ekspresja i spójność prezentacji – wszystko to złożyło się w jedną całość, za którą ja i wielu innych audiofilów na całym świecie kochamy systemy z wzmacniaczami SET. Pod warunkiem oczywiście, że ich zalety potrafi oddać kluczowy, znajdujący się na samym końcu element – kolumny. A testowane spisywały się po prostu znakomicie. Na dobrą sprawę trudno byłoby mi wskazać jakieś poszczególne cechy tych kolumn, które czynią je wyjątkowymi. To raczej wybornie skomponowana mieszanka całego mnóstwa mniejszych elementów połączonych w idealnych proporcjach. To sytuacja, w której wynik końcowy dodawania jest wyższy niż ten, który wynikałby z prostej sumy elementów. Ani na papierze, ani z racji aparycji OBX RW nie wyglądają na kolumny za ponad 50 tysięcy złotych. A jednak, gdy się ich posłucha, cena przestaje mieć znaczenie – są na tym świecie rzeczy bezcenne, a dla miłośnika muzyki taką rzeczą jest właśnie naturalna, organiczna, wciągająca i cudownie ekspresyjna prezentacja muzyki w jego własnym domu. Żadna reprodukcja nie dorówna żywej muzyce, ale niektóre zbliżają się do tego ideału bardziej niż inne – ta była jedną z nich.

Podsumowanie

OBX RW może i nie wyglądają na kolumny za ponad 50 000 zł. Tyle, że to właściwie ich jedyna wada. Gdyby ukryć je przed oczami odsłuchujących, odpowiednio ustawione, w odpowiednim systemie, to nie sądzę by dyskusja dotyczyła kwoty, jaką trzeba na nie wyłożyć. Rozmawiano by raczej o tym, jak fantastyczny, naturalny, organiczny wręcz obraz muzyczny potrafią wyczarować. Jak bez krztyny choćby efekciarstwa tworzą prezentację, przy której tracą sens analizy basu, średnicy, wysokich, a można ewentualnie zachwycać się spójnością, gładkością, organicznością, etc, etc.

Powiedziałbym nawet, że o ile nie trafiłoby na zatwardziałych audiofilów, ale na miłośników muzyki, to dyskutowaliby o tym, jak cudownie, namacalnie wypadły skrzypce Konstantego Kulki, jak pięknie zabrzmiał fortepian Jarretta, ile ognia ze swoich gitar wykrzesali Rodrigo i Gabriela, jak cudownym głosem dysponowała Ella Fitzgerald i o tym, ile używek jest właściwie potrzebnych, by mieć tak niesamowity głos jak Marek Dyjak.
To właśnie jest magia kolumn Living Voice – nie poszczególne aspekty brzmienia opisywane mnóstwem mało precyzyjnych, audiofilskich określeń, ale muzyka zagrana tak, że to ona skupia na sobie 100% uwagi słuchaczy. Poszczególne aspekty mogą być niedoskonałe, ale co z tego, skoro składają się na tak fantastyczną, tak wyjątkową całość! Ja zawsze wybiorę takie kolumny, a nie te, które mają np. świetny bas, albo wyjątkową górę pasma, które to aspekty same w sobie są rewelacyjne, tylko reszta pasma za nimi nie nadąża.

OBX RW Living Voice'a to propozycja nie dla wszystkich. Pomijając kwestię ceny, to kolumny te po prostu grają o niebo lepiej gdy stoją daleko od ścian i innych przeszkód (na co nie wszyscy mogą sobie pozwolić), podłączone do wzmacniacza typu SET, a najlepiej jeszcze z gramofonem jako źródłem. Swoją drogą do takiego brzmienia trzeba też dojrzeć. Trzeba sobie uświadomić (zwykle poprzez wieloletnie doświadczenie), że to nie efekciarstwa tak naprawdę szukamy, nie tektonicznego basu, nie świdrującej w uszach góry, bo te są fajne, ale na krótka metę. Liczy się to, jak dobrze poszczególne aspekty brzmienia łączą się ze sobą, jak współpracują by zaoferować słuchaczowi wyjątkowe doświadczenie, wrażenie bezpośredniego kontaktu z muzyką porównywalne jedynie z tym, co można usłyszeć na koncertach. Jeśli tego właśnie szukacie koniecznie sprawdźcie Living Voice'y w waszym systemie. Naprawdę warto!

Living Voice Auditorium OBX RW to dwudrożne kolumny podłogowe z obudową wentylowaną bas-refleksem skierowanym do tyłu. Nie są specjalnie duże, ani ciężkie i mówiąc szczerze, pomimo wysokiego poziomu wykonania, wyglądają raczej dość niepozornie. Dzięki dość wysokiej skuteczności (94 dB) oraz „przyjaznej” impedancji bardzo dobrze współpracują nawet z wzmacniaczami lampowymi niedużej mocy.

Obudowa składa się z dwóch części – z kolumny właściwej z trzema driverami zamontowanymi na froncie i wylotem bas-refleksu , a także podwójnymi gniazdami głośnikowymi z tyłu oraz z cokołu z wkręcanymi weń kolcami. Przetworniki – dwa 6,5-calowe nisko- średniotonowe z papierowymi membranami wzorowanymi na nieprodukowanej dziś Vifie (i produkowanymi na zamówienie również w Danii) oraz głośnik wysokotonowy Revelator Scan Speaka, zamontowano w układzie D'Appolito, acz tweeter umieszczono nie w osi pionowej kolumny, lecz nieco bliżej bocznej krawędzi. Daje to dwie opcje ustawienie kolumn – warto sprawdzić, która będzie lepsza w danym pomieszczeniu.

Podwójne, solidne gniazda głośnikowe umieszczone we wgłębieniu na płytce montowanej na tylnej ściance kolumny to rozwiązanie stosowane we wszystkich modelach Living Voice. Producent nie dodaje do swoich kolumn zworek ponieważ uważa, iż degradują one brzmienie – sugeruje więc stosowanie podwójnych kabli głośnikowych. Owo wgłębienie, w którym umieszczono dwie pary gniazd głośnikowych nie jest zbyt duże, więc zamontowanie kabli zakończonych dużymi widełkami jest dość trudne. Ciekawym, pomyślanym pod kątem poprawy brzmienia rozwiązaniem jest osobny, wysoki (bez kolców) na jakieś 15-20 cm cokół, który do obudowy głównej przyklejany blue-takiem. Cokół to właściwie dość wąska ramka, pomalowana na czarno (również wewnątrz). Od spodu wkręca się do niej regulowane kolce. Obudowy wykonywane, podobnie jak przetworniki, w Danii, acz a materiału pochodzącego z Walii. Producent również nie chwali się, jaki to dokładnie materiał, choć uważa, że jest on kluczowy dla ostatecznego brzmienia kolumn, stąd używa właśnie tego wybranego, mimo iż jest on dość trudny zarówno w obróbce jak i w wykończeniu.

Cechą charakterystyczną modelu OBX jest wyprowadzenie zwrotnic do osobnych obudów – rozwiązanie stosowane niezbyt często i raczej w topowych modelach kolumn. Likwiduje ono niekorzystne interakcje między elementami zwrotnicy a przetwornikami, acz wprowadza konieczność używania dodatkowej pary kabli głośnikowych (w tym przypadku dodatkowej pary bi-wire, albo dodatkowych dwóch, czyli w sumie czterech, par pojedynczych kabli głośnikowych). Zwrotnicę umieszczono w całkiem sporej skrzynce, wykończonej tak samo jak główna część obudowy. Można ją ustawić w pionie lub w poziomie i być może dlatego brakuje tu elementu, który zdecydowanie by się przydał – jakiegoś rodzaju nóżek. Zarówno gniazda wyjściowe ze zwrotnicy, jak i te w kolumnach, oznaczono każde innym kolorem tak, by użytkownik nie miał wątpliwości, które wyjście ze zwrotnicy, z którym gniazdem w kolumnie połączyć.


Dane techniczne (wg producenta)

Efektywność: 94dB
Impedancja nominalna: 6 Ω
Typ obudowy: bas refleks z otworem z tyłu obudowy
Moc ciągła: 100 W
Pasmo przenoszenia: 35 Hz – 25 kHz
Wymiary: wys./szer./głęb. 102 x 21,5 x 27 cm Ciężar jednej kolumny: 20 kg
Zewnętrzne zwrotnice (para, wykończenie w takim samym drewnie jak kolumny lub metalowe w kolorze czarnym na życzenie)
Wymiary jednej zwrotnicy: 45 x 27 x 12 cm
Ciężar jednej zwrotnicy: 5 kg
Dostępne kolory wykończenia: wiśnia, klon, orzech, palisander, czarny, satynowy orzech, dąb, heban, bambus


Dystrybucja w Polsce:

MEDIAM sp. z o.o.

livingvoice.eu

CHCESZ WIEDZIEĆ WIĘCEJ? SZYBCIEJ?
DOŁĄCZ DO NAS NA TWITTERZE: UNIKATOWE ZDJĘCIA, SZYBKIE INFORMACJE, POWIADOMIENIA O NOWOŚCIACH!!!
  • HighFidelity.pl
  • HighFidelity.pl
  • HighFidelity.pl
  • HighFidelity.pl
  • HighFidelity.pl
  • HighFidelity.pl
  • HighFidelity.pl
  • HighFidelity.pl

System odniesienia

- Odtwarzacz multiformatowy (BR, CD, SACD, DVD-A) Oppo BDP-83SE z lampową modyfikacją, w tym nowym stopniem analogowym i oddzielnym, lampowym zasilaniem, modyfikowany przez Dana Wrighta
- Wzmacniacz zintegrowany ArtAudio Symphony II z upgradem w postaci transformatorów wyjściowych z modelu Diavolo, wykonanym przez Toma Willisa
- Końcówka mocy Modwright KWA100SE
- Przedwzmacniacz lampowy Modwright LS100
- Przetwornik cyfrowo analogowy: TeddyDAC, oraz Hegel HD11
- Konwerter USB: Berkeley Audio Design Alpha USB, Lampizator
- Gramofon: TransFi Salvation z ramieniem TransFi T3PRO Tomahawk i wkładkami AT33PTG (MC), Koetsu Black Gold Line (MC), Goldring 2100 (MM)
- Przedwzmacniacz gramofonowy: ESELabs Nibiru MC, iPhono MM/MC
- Kolumny: Bastanis Matterhorn
- Wzmacniacz słuchawkowy: Schiit Lyr
- Słuchawki: Audeze LCD3
- Interkonekty - LessLoss Anchorwave; Gabriel Gold Extreme mk2, Antipodes Komako
- Przewód głośnikowy -
LessLoss Anchorwave
- Przewody zasilające - LessLoss DFPC Signature; Gigawatt LC-3
- Kable cyfrowe: kabel USB AudioQuest Carbon, kable koaksjalne i BNC Audiomica Flint Consequence
- Zasilanie: listwy pasywne: Gigawatt PF-2 MK2 i Furutech TP-609e; dedykowana linia od skrzynki kablem Gigawatt LC-Y; gniazdka ścienne Gigawatt G-044 Schuko i Furutech FT-SWS-D (R)
- Stolik: Rogoż Audio 4SB2N
- Akcesoria antywibracyjne: platforma ROGOZ-AUDIO SMO40; platforma ROGOZ-AUDIO CPPB16; nóżki antywibracyjne ROGOZ AUDIO BW40MKII i Franc Accessories Ceramic Disc Slim Foot