pl | en

Kolumny głośnikowe

 

PMC
TWENTY.26

Producent: The Professional Monitor Company Ltd
Cena (w czasie testu): 4250 £ (+VAT)

Home Court, BIGGLESWADE, SG18 9ST, UK
Admin@promonitor.co.uk


pmc-speakers.com

MADE IN GREAT BRITAIN

Do testu dostarczyła firma: MJ AudioLab


niej więcej rok temu testowałem największy model kolumn brytyjskiej firmy PMC z jubileuszowej serii Twenty, oznaczony liczbą 24. To stosunkowo nieduża, dwudrożna podłogówka, która bez trudu wypełniała średniej wielkości pokój mocnym dźwiękiem. Robiła to w wyjątkowo wyważony, muzykalny sposób trafiając na listę moich prywatnych ulubieńców.
Nie bez znaczenia był fakt, iż obudowy tych kolumn, wbrew wszechobecnemu trendowi, dla wsparcia reprodukcji niskich tonów nie wykorzystują bas-refleksu. PMC znane jest raczej z kolumn z linią transmisyjną – długim (kilkumetrowym) tunelem umieszczonym za driverami, którego rola jest zasadniczo podobna do bas-refleksu, ale brzmienie kolumn z tym rozwiązaniem jest inne. Pisałem już wiele razy, że nie jestem fanem bas-refleksu, więc nie będę się kolejny raz powtarzał. Linia transmisyjna natomiast podobała mi się zawsze, tzn. od czasu gdy posłuchałem głośników z tym rozwiązaniem po raz pierwszy. Spotkanie z Twenty.24 było bardzo udane, więc propozycję przetestowania najnowszego dodatku do tej serii przyjąłem z uśmiechem na ustach.

Brytyjski producent postanowił zrobić coś dla osób posiadających nieco większe pomieszczenia oraz tych, którzy uważają, że dopiero od konstrukcji trójdrożnych zaczyna się „prawdziwe granie”. Twenty.26 to bowiem nowy topowy model w tej serii. To kolumna większa niż 24-ka, model trójdrożny. Kolumna nie jest jednak wiele większa. To ledwie circa 4 cm więcej wysokości, 0,6 cm szerokości i o 2 cm większa głębokość. Również różnica wagi jest niewielka – ledwie 1,5 kg na sztuce.
Mimo stosunkowo niedużych różnic w wielkości odróżnienie 26-tek od 24-rek nie stanowi problemu – po pierwsze mamy tu trzy przetworniki, w tym charakterystyczną dla PMC kopułkę średniotonową, a na dole obudowy uwagę zwracają dwa, zamiast jednego, wyloty tunelu linii transmisyjnej. Gwoli ścisłości tunel jest oczywiście jeden, ale w 26-tkach postanowiono zwiększyć jego wylot – słowem za obiema maskownicami znajduje się jedna komora wylotu linii transmisyjnej.

Obudowa, podobnie jak inne modele z tej serii, jest nieco pochylona do tyłu. Zamontowano ją na dodatkowym, zwiększającym stabilność konstrukcji, przykręcanym czterema śrubami cokole, do którego wkręca się regulowane kolce (z ostrymi, lub zaokrąglonymi zakończeniami).
Ciekawie robi się, gdy spojrzymy na tylną ściankę, gdzie znajdują się potrójne gniazda głośnikowe. Ciekawie o tyle, że pomimo faktu, iż linia transmisyjna zwykle nie jest najłatwiejszym obciążeniem dla wzmacniacza, producent w opisie Twenty.26 podaje informację, iż są one stosunkowo łatwe do napędzenia. Mimo to daje użytkownikom możliwość tri-wiringu, czy tri-ampingu.

Z moich dotychczasowych doświadczeń z kolumnami z TL także wynika, że - jak to się potocznie mówi – potrzebują one sporo „prądu”, by pokazać pełnię swoich możliwości. Polski dystrybutor napędza kolumny PMC (w czasie wystawy Audio Show) mocnymi wzmacniaczami Brystone'a, co tylko potwierdza fakt, iż te głośniki lubią „moc”.
Tak się złożyło, że w czasie tego testu oprócz mojego zestawu ModWrighta miałem w domu również najnowszą integrę Hegla, model H160, którą wyposażono w wejście na końcówkę mocy. Dzięki temu, oprócz odsłuchu z moim KWA100SE, mogłem także zabawić się w bi-amping, używając Hegla do napędzania samego basu, a Modwrighta średnicy i góry. Jako że nie byłem pewny jak długo będę miał do dyspozycji H160 zacząłem odsłuchy od, teoretycznie przynajmniej, tej „lepszej” opcji, czyli bi-ampingu, a ponieważ rezultaty były znakomite, więc ostatecznie przez większość czasu słuchałem testowanych kolumn właśnie w takim zestawieniu.

PMC w „High Fidelity”
  • NAGRODY ROKU 2014: PMC DB1 Gold – kolumny głośnikowe, czytaj TUTAJ
  • TEST: PMC DB1 Gold – kolumny głośnikowe, czytaj TUTAJ
  • TEST: PMC TWENTY.24 – kolumny głośnikowe, czytaj TUTAJ
  • TEST: PMC TWENTY.22 – kolumny głośnikowe, czytaj TUTAJ
  • TEST: PMC GB1i – kolumny głośnikowe, czytaj TUTAJ
  • NAGRODY ROKU 2011: PMC OB1i – kolumny głośnikowe, czytaj TUTAJ
  • TEST: PMC OB1i – kolumny głośnikowe, czytaj TUTAJ
  • TEST: PMC DB1+ – kolumny głośnikowe, czytaj TUTAJ

  • Nagrania użyte w teście (wybór)

    • Pavarotti, The 50 greatest tracks, Decca 478 5944, CD/FLAC
    • Puccini, La Boheme, Decca B001C4Q7IM, CD/FLAC.
    • Beethoven, Symphonie No. 9, Deutsche Grammophon DG 445 503-2, CD/FLAC.
    • Joseph Haydn, Les sept dernieres paroles de notre Rédempteur sur la Croix, Le Concert des Nations, Jordi Savall, Astree B00004R7PQ, CD/FLAC.
    • Georges Bizet, Carmen, RCA Red Seal 74321 39495 2, CD/FLAC.
    • Kermit Ruffins, Livin' a Treme life, Basin Street B001T46TVU, CD/FLAC.
    • Louis Armstrong & Duke Ellington, Louis Armstrong & Duke Ellington. The Complete Session, “Deluxe Edition”, Roulette Jazz 24547 2 (i 3), CD/FLAC.
    • Wycliff Gordon, Dreams of New Orleans, Chesky B0090PX4U4, CD/FLAC.
    • TREME, Season 1, HBO 0602527508450, CD/FLAC.
    • Lee Ritenour, Rhythm sessions, Concord Records CRE 33709-02, CD/FLAC.
    • AC/DC, Live, EPIC E2 90553, LP.
    • Dire Straits, Love Over Gold, Mercury Records 1996, 800088-2, CD/FLAC.
    • Pink Floyd, Wish you were here, EMI/EMI Records Japan TOCP-53808, CD/FLAC. I
    • za Zając, Piosenki dla Armstronga, Polskie Radio PRCD238, CD/FLAC.
    • Al di Meola, John McLaughlin, Paco de Lucia, Friday night in San Francisco, Philips 800 047-2, CD/FLAC.
    • Isao Suzuki, Blow up, Three Blind Mice B000682FAE, CD/FLAC.
    • Eva Cassidy, Eva by heart, Blix Street 410047, CD.
    • Leszek Możdżer, Piano, ARMS 1427-001-2 , CD/FLAC.
    Japońskie wersje płyt dostępne na

    Kolumny PMC słuchane na wystawach (Audio Show w Warszawie, albo High-End W Monachium) kojarzą mi się z dynamicznym, mocnym graniem. Oczywiście wynika to z faktu, iż na wystawach gra się (niestety) zwykle głośno lub bardzo głośno. Będąc na wystawach służbowo strasznie tego nie lubię, bo już po 2-3 godzinach szumi mi w głowie od hałasu.
    Muszę jednocześnie powiedzieć, że PMC zwykle, nawet grające głośno, tak na mnie nie działały. W ich dźwięku trudno było doszukać się podbarwień, kompresji, czy innych negatywnych objawów zbyt głośnego grania, na które nakładają się zwykle także nieprzyjazne warunki akustyczne.

    Mając więc nadzieję, że i u siebie w domu pogram też nieco głośniej niż zwykle swoje odsłuchy zacząłem od... cichego grania spokojnej, w większości akustycznej muzyki – pierwszy odsłuch zacząłem dość późnym wieczorem. Jak się okazało, karmione prądem przez dwa wzmacniacze 26-tki spisywały się znakomicie także i na niskim poziomie głośności. Tego zbyt wiele kolumn nie potrafi – potencjometr trzeba przy nich odkręcić przynajmniej na średni poziom, by uzyskać pełny, detaliczny, równy w całym paśmie dźwięk. Tu, przy naprawdę cichym, nocnym słuchaniu, zaskakiwała mnie ilość i czytelność detali, które często giną gdzieś w tle.

    PMC kreowały także dużą, dobrze poukładaną, wieloplanową przestrzeń, korzystając m.in. z bardzo dobrej selektywności i umiejętności pokazywania trójwymiarowych brył poszczególnych źródeł dźwięku. Również bas nie dawał żadnych podstaw do narzekania – najczęściej przy takim graniu trzeba się go niemal domyślać (chyba, że są to kolumny wysokoskuteczne, jak moje Bastianisy). A tu był obecny, jak najbardziej. Schodził nisko, miał dobrą definicję i był nawet dobrze różnicowany – słowem zupełnie nie odstawał od reszty pasma. Wniosek z tego taki, potwierdzony następnie także przy „normalnym” słuchaniu, iż to właśnie jest jeden z podstawowych atutów tych kolumn – wyrównane, spójne pasmo i to niezależnie od poziomu głośności.

    Jest jeszcze jeden istotny element grania 26-tek, który od razu zwracał uwagę nawet na tak niskim poziomie głośności, to otwartość brzmienia – ani przez moment nie brakowało powietrza, wybrzmień, nie znikała akustyka otoczenia muzyków. Słowem - było to pełne, bogate, barwne brzmienie, które na dodatek miało w sobie to coś, co sprawia, że nie bardzo można skupić się na robieniu czegoś innego. Można próbować ale już po chwili człowiek się łapie na tym, że zamiast robić co zamierzał, wsłuchuje się w muzykę płynącą z głośników.
    Tzn. umownie płynącą z głośników, jako że te trójdrożne PMC potrafiły znikać z pomieszczenia jak mało które kolumny podłogowe. To w moim pomieszczeniu (bo od niego to również zależy) dość unikalna cecha – kolumny podstawkowe i owszem łatwo „znikają”, ale podłogówkom nie idzie to tak łatwo, a większości nigdy się to w pełni nie udaje. 26-tki znikały natychmiast i całkowicie – dźwięk dochodził (głównie) z przestrzeni między nimi i to przestrzeni mocno rozbudowanej w głąb, a wcale nierzadko wychodzącej również poza rozstaw kolumn.

    Lekko skręcone do środka 26-tki scenę zaczynały budować tuż za linią głośników i dalej kreując kolejne plany w głąb. Co niezwykłe (w sensie rzadko spotykane) te dalekie plany także (choć już raczej przy słuchaniu na normalnym poziomie głośności) imponowały ilością szczegółów, różnicowaniem i dobrą definicją poszczególnych elementów. Zwykle jednak degradacja szczegółowości i precyzji pokazywania coraz odleglejszych planów postępuje dość szybko. Tu bez trudu mogłem wybrać dowolnego muzyka i śledzić jego poczynania, nawet jeśli zajmował on najodleglejsze miejsce w głębi sceny. Oczywiście pierwszy plan był rysowany najdokładniej, w końcu tak też jest i w naturze, ale zwykle utrata szczegółowości, rozmywanie precyzji na dalszych planach postępuje dużo szybciej niż w przypadku tych PMC.
    Słuchanie na „normalnym”, ale i wyższym niż zwykle poziomie głośności dostarczyło mi równie pozytywnych wrażeń. PMC grają bardzo czysto, bez podbarwień, precyzyjnie i – powtarzam się ale po prostu muszę – nadzwyczaj spójnie. Może to nie aż tak genialna spójność jak w przypadku Mangerów MSS p1, ale jak na kolumnę trójdrożną była znakomita.

    Tak doskonałe zszycie podzakresów reprodukowanych przez poszczególne przetworniki jest istotnym elementem składającym się na naturalność brzmienia. Do niej przyczynia się bez wątpienia także oryginalny głośnik średniotonowy – w końcu z iloma kopułkami średniotonowymi mieliście Państwo do czynienia? Ta zaproponowana przez PMC mnie osobiście zachwyciła naturalnością prezentacji – zarówno wokali, jak i instrumentów akustycznych.
    Gdy testowałem Twenty.24 pisałem, że ten model spisywał się wybornie w muzyce rockowej imponując dynamiką, werwą, zadziornością brzmienia, ale do wokali czy muzyki jazzowej wybrałbym wówczas testowane równolegle kolumny AudioSolutions Rhapsody 80. 24-ki grały też lepiej na średnich i wyższych poziomach głośności, a nie spisywały się aż tak dobrze, gdy grałem na nich cicho.

    Nowy, topowy model jest po pierwsze bardziej uniwersalny, bo gra równie dobrze każdą muzykę i to niezależnie od poziomu głośności, a po drugie wyraźnie lepszy właściwie w każdym aspekcie dźwięku ze szczególnym uwzględnieniem średnicy.
    Teoretycznie gdy przechodzi się z kolumny dwudrożnej na trójdrożną największy „zysk” zauważa się na dole pasma. W przypadku PMC z serii Twenty jest jednakże inaczej. Tu najwięcej zyskała właśnie średnica. To ona prezentowana jest w pełniejszy, gładszy, bardziej nasycony sposób. Przekłada się to bezpośrednio przede wszystkim na wspomnianą prezentację wokali i instrumentów akustycznych.

    Na 26-tkach przesłuchałem np. większość moich ulubionych oper Verdiego i Mozarta, plus oczywiście ukochaną Carmen z Leontyną Price. Dlaczego właśnie opery? Ano dlatego, że testowane kolumny świetnie radziły sobie z oddaniem skali tych muzycznych spektakli, bez trudu pokazywały wieloplanowe obrazy, ponadprzeciętną głębię sceny, doskonale separowały wszystkie głosy. Grały taką dużą muzykę barwnie, z rozmachem i swobodą, których nie powstydziłyby się dużo większe kolumny. Świetnie porządkowały wydarzenia rozgrywające się na scenie i pięknie prezentowały muzyczne tło dostarczane przez orkiestrę.
    No i w końcu, choć to tak naprawdę jeden z najistotniejszych elementów, dopieszczały solistów jak niewiele innych kolumn. To nie tylko kwestia prezentacji barwy i faktury każdego głosu, nie tylko precyzyjnego pokazania gdzie, kto się na scenie znajduje, ale i ponadprzeciętnej ekspresji, tak ważnej przy tego typu muzyce. To w końcu spektakle teatralne, opowiadające często o dramatycznych wydarzeniach, których przecież nie możemy zobaczyć. A skoro nie możemy zobaczyć min, gestów, interakcji między aktorami/śpiewakami to, by w pełni rozumieć wydarzenia na scenie, by się w nie wczuć, musimy to wszystko usłyszeć. Twenty.26 potrafią sprawić, że brak wizji w niczym nie przeszkadza – to co dzieje się przed naszymi uszami jest na tyle realne, że wydarzenia na scenie widzi się oczami wyobraźni i przeżywa równie intensywnie.

    Ekspresji nie brakowało także np. na płycie Rodrigo y Gabrieli. Z ich akustycznych gitar zawsze tryska żywy ogień (w końcu to byli heavymetalowcy), co PMC oddawały w imponujący sposób. Dynamika w skali makro i mikro, świetne oddanie najdrobniejszych detali, barwa, faktura, udział pudła (wykorzystywanego także w charakterze instrumentu perkusyjnego przez Gabrielę) – wszystko to przypominało mi doskonały koncert tego duetu w warszawskiej Stodole. Lepszej rekomendacji (dla mnie) nie trzeba.
    Równie dobrze bawiłem się słuchając genialnego koncertu Muddy’ego Watersa z Rolling Stonesami. W ich przypadku dużą rolę miał sposób prezentacji basu. Linia transmisyjna (dobrze zrealizowana oczywiście) nie wprowadza tego przeciągania, buczenia basu, które jest (niemal) nieodłącznym elementem kolumn z bas-refleksem. Bas jest szybki, zwarty, dobrze różnicowany, dociążony i schodzi nisko. Te elementy składają się na cechę brzmienia niezbędną do dobrego zagrania bluesa – świetny pace&rhythm. Bez rytmu nie ma bluesa. Z niedoskonale prowadzonym rytmem też bluesa nie ma, a przy najmniej się go nie „czuje”. Gdy natomiast rytm i tempo trzymane są żelazną ręką, wsparte dociążeniem, piękną barwą, bardzo dobrym różnicowaniem niskich tonów, to od bluesa nie da się oderwać. Przynajmniej ja nie mogę. Jest coś hipnotycznego w takim graniu. Coś, co sprawia, że teoretycznie podobnych do siebie kawałków można słuchać godzinami, a nawet i całymi dniami doskonale się przy tym bawiąc. Pod warunkiem, że zostanie to zagrane w odpowiedni sposób, z feelingiem, tak jak to robiły Twenty.26.

    Od elektrycznego bluesa było już niedaleko do rocka, którego prezentacja była tak mocna stroną 24-rek. Z 26-tkami było jeszcze lepiej – większa swoboda, zadziorność, tempo, dynamiki, potężniejszy bas, który wydawał się schodzić niżej. Wydawał, bo według danych podawanych przez producenta różnica w zejściu basu między tymi modelami jest minimalna, teoretycznie przy takiej muzyce niezauważalna. A jednak w muzyce rockowej, ale i np. soundtrackach z Incepcji i Mrocznego rycerza, gdzie słuchać potężny, niski, elektroniczny bas, miałem wrażenie, że ten model schodzi niżej niż 24-tki i że czyni to z niezwykłą swobodą. A przecież za bas odpowiada tu niespełna 18 cm głośnik... OK., może nie dawał aż tak fizycznie odczuwalnej masy jak porządny 15-calowiec, ale jakoś mi to zupełnie nie przeszkadzało (a zwykle marudzę, że małe głośniki niskotonowe to nie „to”).

    Mówiąc szczerze, zanim zacząłem słuchać nowych kolumn PMC, patrząc jedynie na parametry i wymiary byłem mocno zdziwiony faktem, iż są on zdecydowanie droższe od poprzedniego flagowca tej serii. Wystarczył mi jednakże jeden wieczór z nimi, by całkowicie i nieodwracalnie zapomnieć o różnicy w cenie.
    Już z powyższego opisu widać, jak bardzo różnią się 26-tki od testowanych przeze mnie wcześniej 24-rek. Rzecz nie w ogólnym charakterze brzmienia, bo ten nie jest aż tak bardzo różny, ale w klasie brzmienia i w uniwersalności. Nowy topowy model serii Twenty jest zdecydowanie lepszy niż poprzednik. Osiągnięto to zwiększając samą kolumnę jedynie minimalnie, więc nadal bez problemu pasuje ona do średniej wielkości pokoju (jak mój). Kolumny są nieco trudniejsze do napędzenia – skuteczność jest niższa (86 dB vs 90 dB), a i zaoferowanie użytkownikom możliwości podłączenia tych kolumn nawet w tri-wiringu czy tri-ampingu sugerują, że model ten z takiego rozwiązania skorzysta.

    Opcji z trzema wzmacniaczami przetestować nie miałem okazji, ale napędzenie 26-tek dwoma dawało zauważalnie większą swobodę grania, niewielkie, ale istotne dociążenie dołu pasma i pewność (rosnącą z każdą odsłuchaną płytą), że taki zestaw sprosta każdemu wyzwaniu, każdej muzyce.
    Oczywiście nie sugeruję potencjalnym użytkownikom stosowanie na basie integry za kilkanaście tysięcy złotych. Wykorzystałem Hegla H160, bo akurat był pod ręką i miał wejście bezpośrednio na końcówkę, a on swoją rolę wypełnił znakomicie (jako integra to również świetna maszyna). Niemniej do tego zastosowania (napędzania samego basu) wystarczyłaby zapewne niedroga końcówka w klasie D, a wyżej można zastosować już wybrany „do smaku” wzmacniacz (lub dwa), który zapewni pożądane brzmienie średnicy i góry.
    Mój Modwright nadawał się do tego znakomicie, bo to jeden z tych tranzystorów, które grają pełną, delikatnie ciepłą, barwną średnicą a i góra pasma jest dźwięczna, otwarta i pełna powietrza. Ale to oczywiście wybór indywidualny.

    Nie twierdzę, że Twenty.26 nie da się napędzić pojedynczym wzmacniaczem – oczywiście, że tak. Już z moim KWA100SE obsługującym całe pasmo było bardzo dobrze i gdyby nie odsłuch w bi-ampingu nie wiedziałbym, że można jeszcze lepiej. Tyle, że ewidentna korzyść z bi-ampingu skłania mnie do twierdzenia, że jednak takie rozwiązanie, z niedrogą końcówką w klasie D na basie (bo w tym zakresie klasa D jest znakomita) sprawdzi się lepiej. To oczywiście oznacza także dodatkowy wydatek w postaci drugiej pary kabli głośnikowych i dodatkowego interkonektu, ale wydaje mi się, że po prostu warto. To po prostu znakomite kolumny i warto pozwolić im w pełni rozwinąć skrzydła.

    Podsumowanie

    Powiem wprost – PMC Twenty.26 spodobały mi się bardzo. Nie są to w końcu kosmicznie drogie kolumny (tak, to rzecz względna, ale patrząc na oferty za 100 czy 200 tysięcy...), a mimo to grają tak, że właściwie nie da im się niczego zarzucić. Pewne rzeczy da się pokazać oczywiście jeszcze trochę lepiej, ale zapłacić za to trzeba dużo więcej, a postęp już nie będzie wcale taki wielki, jak mogłaby to sugerować różnica w cenie. Oczywiście zakładam, że szukamy kolumn do średniej wielkości pokoju – dwadzieścia parę do trzydziestu kilku metrów – niełatwo będzie znaleźć kolumny w podobnej cenie, które zagrają lepiej.

    26-tki, znacząco droższe od 24-rek, są od nich wyraźnie lepsze i to pod każdym względem. Konstruktorom udało się bardzo dobrze zrealizować podział pasma między trzy przetworniki, czy może raczej świetnie je zintegrować, co pozwoliło uzyskać niezwykle spójny, przekonujący obraz muzyczny. PMC utwierdziły mnie w moim przekonaniu, że to właśnie linia transmisyjna, obok obudowy zamkniętej, prezentuje lepszy, barwniejszy, bardziej naturalny bas niż większość, nie tylko porównywalnych cenowo, ale i droższych, kolumn z bas-refleksem.

    Bardzo naturalnie wypada średnica prezentowana przez dość oryginalny przetwornik - kopułkę średniotonową, a i góra pasma zaskakuje wyrafinowaniem, otwartością i dźwięcznością. Najważniejsza jest jednakże spójność całego pasma, która przekłada się na wyjątkową naturalność brzmienia. Dołóżmy do tego swobodę z jaką kolumny radzą sobie z każdą muzyką (zwłaszcza w bi-ampingu, więc pewnie i w tri-ampingu) i pozostaje już tylko jedno – usiąść wygodnie i rozkoszować się pięknym spektaklem muzycznym, czy to granym cicho, na normalnym poziomie, czy nawet bardzo głośno, czy to wyrafinowanym jazzem, czy rock'n'rollową jazdą bez trzymanki – zawsze tak samo pełnym, swobodnym, precyzyjnym i naturalnym. Klasa!



    QUEEN
    „Queen Forever”

    Virgin/Universal Music LLC (Japan)
    UICY-15347/8, 2 x SHM-CD

    Tekst: Bartosz Pacuła

    Gdy po raz pierwszy usłyszałem o planach wydawniczych Queen na rok 2014 nie mogłem wytrzymać z ekscytacji – oto jeden z moich ulubionych zespołów zapowiedział wydanie nie jednej, ale aż dwóch krążków z nowym materiałem. Pierwszym z nich jest wydany we wrześniu koncert Live at The Rainbow ‘74, który okazał się być naprawdę dobrze zrobionym (również dźwiękowo) krążkiem i idealną propozycją dla wszystkich fanów Queen. Drugim zapowiedzianym albumem był ten zatytułowany Queen Forever. Miały być archiwalne nagrania, coś w stylu Made in Heaven XXI wieku.

    Z tych zapowiedzi jednak niewiele finalnie wyniknęło – z „świeżego” materiału otrzymaliśmy zaledwie trzy nowe piosenki (dwie pochodzące z sesji nagraniowych do albumu „The Works” z 1984 roku oraz kawałek zaśpiewany przez duet Freddie Mercury- Michael Jackson), zaś resztę płyty (płyt w wersji „Deluxe”) wypełniły stare, znane wszystkim ballady zespołu. To trochę słabo, szczególnie jeśli weźmiemy pod uwagę przedpremierowe obietnice. Jednak, paradoksalnie, przy Queen Forever bawiłem się naprawdę bardzo fajnie – to naprawdę przemyślana składanka, która pozwala ponownie przeżyć magiczne chwile z Królową, absolutnie nie nudzi i wciąż zachęca do ponownych spotkań z nią. Co zabawne najsłabiej na Queen… wypadają nowe utwory – są nudne, bezpłciowe i po prostu nieciekawe.

    Jednak zaletą, która zdecydowanie poprawia odbiór albumu jest jakość dźwięku. Przed zapoznaniem się z tym wydawnictwem nie sądziłem, że zespół dowodzony przez Mercury’ego może brzmieć tak dobrze – wreszcie słychać wszystkie instrumenty (i docenić umiejętności basisty – Johna Deacona), w końcu do naszych uszu docierają różne smaczki i detale, które wcześniej gdzieś ginęły, pośród natłoku ogólnej kakofonii. Na dodatek żadne z pasm dźwięku nie jest tutaj faworyzowane i stanowią one (nareszcie!) jedną, koherentną całość. Wisienką na torcie jest poprawiona dynamika, która zabiera niektóre hity Queen na zupełnie inny poziom. Dźwiękowo Queen Forever to znakomita robota (chociaż, powiedzmy to wprost, nagrania Queen nigdy nie będą brzmieć szczególnie audiofilską), a ja, głównie dzięki temu aspektowi, będę do płyty wracał bardzo często.

    Jakość dźwięku: 8,5/10

    www.queenonline.com


    Twenty.26 to obecnie największy przedstawiciel serii Twenty stworzonej z okazji 20-lecia firmy PMC. Choć to konstrukcja trójdrożna to nadal co najwyżej średniej wielkości kolumna podłogowa, w obudowie z linią transmisyjną (ASL – Advanced Transmission Line). Kolumnę wyposażono w trzy przetworniki – 27 mm miękką kopułkę z Solonexu chłodzoną ferrofluidem stworzoną we współpracy z SEAS-em, 50 mm kopułkę średniotonową oraz głośnik niskotonowy z membraną papierową i odlewanym koszem, produkt własny PMC zaprojektowany specjalnie do tej serii, o średnicy 177 mm.

    Linia transmisyjna wewnątrz obudowy ma długość 3,3 m, a jej wylot skrywa się pod dwoma czarnymi maskownicami w dolnej części przedniej ścianki kolumny. Obudowa o wysokości nieco ponad metra, szeroka zaledwie na niecałe 19 jest bardzo smukła, do czego przyczynia się także pochylenie do tyłu przedniej i tylnej ścianki (o ok. 5º). Całość umieszczono na przykręcanym czterema śrubami cokoliku wystającym poza obrys kolumny, co zwiększa jej stabilność, do którego wkręca się regulowane kolce.

    Dostępne wykończenia to trzy naturalne forniry, oraz nieco droższa wersja wykończenia nazwana Diamond Black. Jakość wykonania i wykończenia jest bardzo dobra, kolumny prezentują się znakomicie. Punkty podziału zwrotnicy ustalono na 380 Hz i 3800 Hz. Konstrukcję zwrotnicy zapożyczono z droższej linii FACT – wykonano ją na płytce. Z tyłu umieszczono metalowy element z potrójnymi gniazdami głośnikowymi, do których w komplecie producent dodaje zwory – pozłacane druty. Kolumny wyposażono w maskownice mocowane na magnesach.


    Dane techniczne (wg producenta)

    Pasmo przenoszenia: 27 Hz – 25 kHz
    Czułość: 86 dB/1 W/1 m
    Długość linii transmisyjnej (ATL): 3,3 m
    Impedancja: 8 Ω
    Głośniki:

  • LF PMC Twenty, fi 177 mm, z odlewanym, aluminiowym koszem
  • MF PMC, 50 mm kopułka średniotonowa
  • HF PMC/SEAS, 27 mm miękka kopułka SONOFLEX
    Punkty podziału zwrotnicy: 380 HZ i 3,8 kHz
    Połączenia: 3 pary 4 mm gniazd (Tri-amp, Tri-wire)
    Wymiary: 1062 mm x 190 mm x 439 mm
    Waga: 22,5 kg/szt.


  • Dystrybucja w Polsce:

    MJ AUDIOLAB

    tel.: (22) 397 79 08 | (22) 397 79 07
    tel. kom.: +48 888 693 711 | +48 506 063 857

    e-mail: office@mjaudiolab.pl

    hifi.mjaudiolab.pl

    • HighFidelity.pl
    • HighFidelity.pl
    • HighFidelity.pl
    • HighFidelity.pl
    • HighFidelity.pl
    • HighFidelity.pl
    • HighFidelity.pl
    • HighFidelity.pl
    • HighFidelity.pl
    • HighFidelity.pl
    • HighFidelity.pl
    • HighFidelity.pl

    System odniesienia

    - Odtwarzacz multiformatowy (BR, CD, SACD, DVD-A) Oppo BDP-83SE z lampową modyfikacją, w tym nowym stopniem analogowym i oddzielnym, lampowym zasilaniem, modyfikowany przez Dana Wrighta
    - Wzmacniacz zintegrowany ArtAudio Symphony II z upgradem w postaci transformatorów wyjściowych z modelu Diavolo, wykonanym przez Toma Willisa
    - Końcówka mocy Modwright KWA100SE
    - Przedwzmacniacz lampowy Modwright LS100
    - Przetwornik cyfrowo analogowy: TeddyDAC, oraz Hegel HD11
    - Konwerter USB: Berkeley Audio Design Alpha USB, Lampizator
    - Gramofon: TransFi Salvation z ramieniem TransFi T3PRO Tomahawk i wkładkami AT33PTG (MC), Koetsu Black Gold Line (MC), Goldring 2100 (MM)
    - Przedwzmacniacz gramofonowy: ESELabs Nibiru MC, iPhono MM/MC
    - Kolumny: Bastanis Matterhorn
    - Wzmacniacz słuchawkowy: Schiit Lyr
    - Słuchawki: Audeze LCD3
    - Interkonekty - LessLoss Anchorwave; Gabriel Gold Extreme mk2, Antipodes Komako
    - Przewód głośnikowy -
    LessLoss Anchorwave
    - Przewody zasilające - LessLoss DFPC Signature; Gigawatt LC-3
    - Kable cyfrowe: kabel USB AudioQuest Carbon, kable koaksjalne i BNC Audiomica Flint Consequence
    - Zasilanie: listwy pasywne: Gigawatt PF-2 MK2 i Furutech TP-609e; dedykowana linia od skrzynki kablem Gigawatt LC-Y; gniazdka ścienne Gigawatt G-044 Schuko i Furutech FT-SWS-D (R)
    - Stolik: Rogoż Audio 4SB2N
    - Akcesoria antywibracyjne: platforma ROGOZ-AUDIO SMO40; platforma ROGOZ-AUDIO CPPB16; nóżki antywibracyjne ROGOZ AUDIO BW40MKII i Franc Accessories Ceramic Disc Slim Foot