pl | en

FELIETON


AUDIO SHOW 2013
WG BLOGERA

Nazwa wystawy: Audio Show
Edycja: XVII
Organizator: Adam Mokrzycki Services

Miejsce: Hotele Radisson Blu Sobieski, Golden Tulip, Bristol

Strona internetowa: www.audioshow.com.pl


zy dwa lata to dużo czasu? Zależy kogo zapytamy. Dla ludzi zajmujących się np. kosmosem lub też dziejami ziemi dwa lata to dosłownie mniej niż nic. Dla człowieka, który zajmuje się historią ludzkości dwa lata to również nie jest przesadnie długi okres czasu, podobnie jak dla ludzi, którzy młodzi byli już dawno. Dla mnie jednak dwa lata to okres ogromny, w moim życiu zmieniło się w tym czasie ogromnie dużo, jestem w zupełnie innej epoce, niż byłem, muzycznie zaś jestem w innej erze. Zmieniłem połowę swojego systemu audio, mocniej zainteresowałem się wykorzystaniem komputera jako dobrego źródła dźwięku, poznałem niezliczoną ilość świetnych zespołów, a gdybym liczył ilość godzin, które spędziłem na słuchaniu muzyki, to w stosunku do 2011 roku powiększyłaby się o kilka rzędów. Dwa lata, to dokładnie tyle czasu minęło odkąd ostatni raz odwiedziłem warszawską wystawę Audio Show.
Wtedy wystawa szczerze mnie zachwyciła. Byłem pod wrażeniem jej wielkości i ilości pokazywanego na niej sprzętu. Spodobali mi się ludzie, którzy tej wystawy byli częścią – producenci, dystrybutorzy, zaproszeni ludzie, zwiedzający. Byłem naprawdę zadowolony, gdy widziałem ludzi odwiedzających tę wystawę – całe rodziny z dziećmi, ludzie starszy i młodzi, kobiety i mężczyźni – czuć było, że świat sprzętu w Polsce wychodzi z półświatka na światło dzienne. Słowem – wystawa Audio Show 2011 podobała mi się bardzo, czego wyrazem była moja relacja, która ukazała się w „High Fidelity” dwa lata temu (czytaj TUTAJ). A jak oceniam najnowszą odsłonę tej imprezy, dwa lata później? Po dwóch intensywnych latach, w czasie których, jak mówiłem, muzycznie tak bardzo dorosłem?

Na początek kilka suchych faktów na temat Audio Show. Wystawa ta odbywa się od siedemnastu lat w Warszawie. Podzielona, a właściwie – rozrzucona jest pomiędzy trzy hotele: Radisson Blu Sobieski, Bristol i Golden Tulip, organizowana jest przez firmę Adam Mokrzycki Services prowadzoną przez pana Adama Mokrzyckiego i jest jedyną tego typu imprezą w kraju. Choć nie może konkurować wielkością np. z targami odbywającymi się w Monachium, to jest ona naprawdę spora. Jak czytamy na oficjalnej stronie wystawy pod względem rozmachu to 3. tego typu impreza w Europie i pokazywane są na niej co raz lepsze i „większe” rzeczy. W tym roku większe dosłownie – projektory Sony wyświetlający obraz w jakości 4K był kosmicznie wielki. Przeglądając dalej stronę internetową wystawy możemy przeczytać: „Audio Show to jedyne miejsce gdzie można osobiście posłuchać i obiektywnie porównać tak wiele znakomitych urządzeń z praktycznie wszystkich pułapów cenowych. W jednym miejscu, bez presji sprzedawcy, bez proszenia, bez zobowiązań. To także niepowtarzalna szansa aby zapoznać się z możliwościami najdroższych urządzeń ze świata, z których wiele sprowadzono do Polski tylko na czas wystawy”. Jak to wygląda praktyce?

Audio Show 2013 zostanie przeze mnie zapamiętane jako wystawa kontrastów. Uderzyło mnie to naprawdę szybko, praktycznie od razu, gdy dojechałem do pierwszego hotelu (Sobieski), a potem miało mnie to jeszcze kilka razy zaskakiwać, swoje apogeum osiągając w ostatnim hotelu, jaki odwiedziłem, czyli Golden Tulip. Dysonanse te można było zauważyć praktycznie na każdej płaszczyźnie tej wystawy – od wystawców, przez zwiedzających ją ludzi, po sam sprzęt i muzykę na nim odtwarzaną. To co mnie najbardziej zdziwiło, to bez wątpienia muzyka puszczana podczas wystawy. Kilka miesięcy temu w jednej z dyskusji broniłem audiofilów i ich gustu muzycznego, mówiąc, że jest masa dobrej i świetnie nagranej muzyki, której ci ludzie słuchają. Tymczasem wchodząc do niektórych pokoi można było odnieść wrażenie, że gustu muzycznego wśród fanów sprzętu audio po prostu nie ma. Niesamowite jest, jak mając tak drogi sprzęt można puszczać na nim taki szajs, czasami naprawdę ogromny. Pół biedy, gdy leciała jeszcze jakaś klasyka czy jazz, ale ten dobrego gatunku (Miles Davis chociaż czy Sinatra) – najczęściej w pokojach grała jakaś podwórkowa podróba jazzu, sprawiająca jednak wrażenie czegoś wysublimowanego i elitarnego. Nie wiem, czy to nadęcie wystawców, czy też oczekiwania odwiedzających wystawę sprawiły, że musiałem godzinami słuchać czegoś takiego. Było to wyjątkowo przykre doświadczenie, które jest wodą na młyn tych, którzy audiofilom zarzucają zerowy gust muzyczny. Podczas zwiedzania kolejnych pokoi jak nigdy wcześniej byłem gotów przyznać im rację.
Jednak nie wszędzie było tak samo, bo w niektórych miejsca muzyka, która leciała, była naprawdę dobra i nie była ograniczona tylko do dobrego jazzu czy klasyki rocka. W jednym z pokoi miałem okazję posłuchać chyba najpopularniejszej piosenki tego roku, czyli Get Lucky autorstwa francuskiego duetu Daft Punk. Gdzie indziej zasiedziałem się w pokoju na osiem minut, bo dokładnie tyle trwała piosenka November Rain zespołu Guns’n’Roses. W pokoju, który był zajmowany przez firmę MIP, mogłem sam sobie wybrać co chciałem słuchać z dość bogatej playlisty, wybrałem więc Moonchild z płyty In the Court of the Crmison King (i to w świetnej jakości 24 bity/192 kHz). Jeszcze gdzie indziej leciał świetny kawałek Dire Straits Walk of Life, a podczas prezentacji sprzętu Ayon Audio pana Gerharda Hirta, wysłuchałem po raz pierwszy w życiu niezwykle klimatycznego utworu Four Wild Horses. To był jedyny „audiofilski” kawałek, który miał jakiś sens. Jednakże pokojów z muzyką słabą, bądź beznadziejną było tyle samo, a nawet więcej, niż tych z muzyką dobrą. Szkoda, bo marnowanie sprzętu za kilkadziesiąt (czasami kilkaset) tysięcy na odtworzenie jakiegoś badziewia jest naprawdę smutne.

Kolejnym, równie sporym, dysonansem był ten między sprzętem dobrym, a sprzętem nienajlepszym. Wystawa rządzi się swoimi prawami. Pokoje, w których sprzęt jest prezentowany, nie są pokojami zaprojektowanymi specjalnie do tego, wystawcy nie mają też zbyt wielu okazji, by przetestować to, jak ich sprzęt w miejscu jego pokazywania będzie grał, jednakże czasami przykro było niektórych rzeczy słuchać, nawet jeśli leciała tam dobra muzyka. Z drugiej strony niektórym udawało się korzystnie pokazać swój sprzęt i udowodnić, że jest on naprawdę wysokiej jakości i to pomimo zgiełku wystawy i nieprzystosowania pokoi do tego typu przedsięwzięć. Miejsc takich było sporo. Nie wymienię oczywiście ich wszystkich, ale bez wątpienia były to pokoje zajmowane m.in. przez Audio Center Poland, Ancient Audio, RCM czy też wyżej wspomniana prezentacja systemu Ayon Audio, która była dźwiękowo naprawdę świetna.

Następną rzeczą, która wzbudzała mieszane uczucia była sama postawa wystawców i ich podejście do zwiedzających. Czasami pobyt w jakimś pokoju był naprawdę przyjemnym doświadczeniem. Człowiek czuł, że jest odpowiednio traktowany, że wystawca chce uczciwie z nim pogadać, na dodatek w miłej atmosferze.

Takie uczucie towarzyszyło mi w naprawdę sporej liczbie miejsc, czy to we wspomnianym już pokoju MIP, gdzie mogłem sam sobie wybrać co chcę słuchać, na dodatek zapewniono mi komfortowe warunki, w pokoju zajmowanym przez Moje Audio, przy spotkaniu z Larsem Kristensenem i jego kolumnami D-1, wyżej wspomnianych już Ancient Audio i Audio Center, najlepiej zaś wspominam prezentację Ayon Audio, do której ciągle wracam i będę wracać, bo moim zdaniem był to najjaśniejszy punkt mojego pobytu na Audio Show. Z drugiej strony były miejsca gdzie człowiek aż nie chciał przebywać i to nie ze względu na jakość sprzętu. Np. w pokoju, gdzie były sprzedawane winyle w stanie „near mint” za ponad 300 zł, co ceną jest absolutnie śmieszną. Pamiętam, że kiedy licytowałem kiedyś japońskie (!) wydanie Animalsów autorstwa Pink Floyd w stanie „mint”, cena zatrzymała się na 220 zł. Tutaj panowie dołożyli jeszcze kilkadziesiąt złotych i czekali na naiwniaków, którzy – co ciekawe – szybko się znaleźli. Gdzie indziej odbyła się prezentacja niezwykle drogiego sprzętu. Po tej prezentacji jeden człowiek podszedł do prowadzącego i zadał proste, lecz bardzo istotne pytanie. Prowadzący tę prezentacje nie miał zielonego pojęcia co powiedzieć, a całość skończyła się drobną kłótnią podczas której zadający pytanie został obrażony. Naprawdę aż strach się czasami pytać – a mówią, że kto pyta nie błądzi. Zabawne też było, jak wchodziłem gdzieś i od razu miałem wrażenie, że jestem niepożądanym, a czasami – że jestem gościem niepożądanym bardzo. Nie rozumiem tego podejścia w ogóle. Jeśli ktoś wystawia swój sprzęt to powinno mu zależeć na tym, żebym poczuł się dobrze i miło, i żebym miał okazję ze sprzętem się dobrze zapoznać.

To jednak nie koniec jaskrawych różnic jakie zdążyłem podczas tej wystawy zauważyć. Za kolejnym kontrastem stali sami zwiedzający. Warto od razu zauważyć, że było ich naprawdę dużo. Trudno mi ocenić czy więcej było w roku 2011, czy teraz, nie zmienia to jednak faktu, że czasami trudno było się gdzieś dostać – taki był tłok. Pośród tego mrowia ludzi dało się zauważyć praktycznie każdy typ człowieka jaki przyjdzie nam do głowy – duże rodziny z dziećmi, małe rodziny z dziećmi, samotni mężczyźni, samotne kobiety, młodzież, ludzi starszych, ludzi wyraźnie bogatych i tych wyraźnie biednych. Niestety nie wszyscy pośród tego tłumu byli uprzejmi i mili. Wśród rozmów o sprzęcie panowała wszechobecna dezynwoltura albo czysta niewiedza, czasami człowiekowi niedobrze się robiło, gdy słuchał rozmów tych wszystkich „fachowców”. Często też ludzie się wpychali, darli nieprzytomnie głośno, rzucali niemiłe uwagi dotyczące dosłownie wszystkiego. Chcemy uchodzić za „cywilizowanych”, przychodzimy słuchać muzyki na drogim sprzęcie, a czasami zachowujemy się naprawdę obrzydliwie. Na szczęście nie każdy taki był. Zdarzali się (i to wcale nierzadko) ludzie mili, z którymi dało się spokojnie porozmawiać, którzy nie uzależniali dosłownie swojego życia od tego czy uda im się gdzieś „na chamca” wepchać czy nie – ludzie, dla których Audio Show było świętem i którzy chcieli to świętować w dobrej atmosferze.

Tak, Audio Show 2013 pozostanie w mojej pamięci jako wystawa pełna kontrastów, czasami zaskakujących. Ale to duża wystawa, działo się wiele, a część rzeczy będę miło wspominał. Jakich? Na początek – hostessy. W roku 2011 zwróciłem uwagę na jedną. Dosłownie jedną. W tym roku było ich znacznie więcej, co było naprawdę fajne (choć moja dziewczyna uważa inaczej). Każda wielka wystawa, czy to z branży filmowej, czy z branży gier wideo, a nawet wystawa książkowa, charakteryzuje się obecnością hostess i cieszę się, że Audio Show do tego grona dołączyło. Następną rzeczą, którą muszę pochwalić to pokój, który zajmowany był przez HI-FI Club. Być może na moją ocenę wpływa fakt, że darzę bezgranicznym uwielbieniem sprzęty McIntosha, ale moment, w którym wszedłem do „przedsionka” pokoju o którym mowa, był magiczny – tyle wspaniałych McIntoshów z idealnym MC275 na czele. Podobał mi się również fakt, że wejście na samą prezentację było biletowane (wejściówki były oczywiście za darmo, lecz trzeba było się po taką zgłosić i stawić na rozpoczęcie prezentacji), dzięki czemu w sali była odpowiednia ilość ludzi i wszyscy mogli cieszyć się słuchaniem sprzętu. Innym miłym przeżyciem był pobyt w pokoju Ancient Audio, gdzie pan Jaromir Waszczyszyn pokazywał swoje najnowsze dzieło, czyli kolumny i przetwornik D/A. Znając jego wcześniejsze osiągnięcia jestem pewny, że obydwa będą naprawdę znakomite. Kolejnym miejscem, które będę dobrze wspominał to sala krakowskiego Living Soundu, gdzie grały kolejne McIntoshe, co bardzo mnie ucieszyło. Natomiast momentem najlepszym, do którego będę pamięcią wracał jeszcze wiele razy (a w tym tekście pisałem już o tym kilkukrotnie) była prezentacja sprzętu Ayon Audio w pokoju Eter Audio. Po pierwsze - prezentacja ta, podobnie jak w przypadku HI-FI Club była „reglamentowana”, więc nikt nie przeszkadzał słuchającym nagłym wchodzeniem do pokoju. Po drugie – sam sprzęt zagrał naprawdę, naprawdę świetnie. Po trzecie – podczas tej prezentacji muzyka, która była puszczana nie przyprawiała o mdłości, ale była fajna, dobrze dobrana i na dodatek bardzo świadomie, dzięki czemu całość zagrała tak jak zagrała. To wszystko sprawiło, że pobyt w Sali Kiepury w hotelu Bristol był dla mnie czymś wyjątkowym. Z rzeczy, które przykuły jeszcze moją uwagę była spora liczba miejsc, gdzie sprzedawane były płyty i wcale nie po zbrodniczych cenach. Ja sam wyjechałem bogatszy o winyl Children of Sanchez Chucka Mangione, było też kilka innych płyt, nad którymi się zastanawiałem, a sprzedający nie ograniczyli się tylko do klasyki i jazzu (gdzieś tam mignął mi winyl In The Court of the Crimson King, a nawet Led Zeppelin II).

Na koniec tego tekstu pozostaje mi jeszcze tylko odpowiedzieć na zasadnicze pytanie – czy warto odwiedzać warszawską wystawę Audio Show, której najbliższa edycja odbędzie się przecież już za rok? Choć sporo w tekście było narzekania, to moja odpowiedź jest jak najbardziej twierdząca. Bo co z tego, że część ludzi zachowywała się chamsko, że wystawiający sprzęt również nie byli w tej kwestii idealni? Kogo obchodzi, że w niektórych miejscach płyty były absurdalnie drogie, a sprzęt nie zawsze grał tak jak powinien, na dodatek odtwarzając w kółko nudną muzykę? Wystarczyło bowiem wejść do odpowiedniego pokoju, których nie brakowało, i człowiek o wszystkich wadach i niedogodnościach zapominał od razu. I czuł się szczęśliwy, naprawdę szczęśliwy. A przecież to jest powód dla którego zajmujemy się sprzętem i muzyką, prawda?

O autorze

Student pierwszego roku Zaawansowanych Materiałów i Nanotechnologii na Uniwersytecie Jagiellońskim w Krakowie, autor muzycznego bloga Music to the People. Od czasu do czasu publikuje swoje teksty na highfidelity.pl, ostatnim z nich była relacja z koncertu Portishead (czytaj TUTAJ).