pl | en

Witam!

Na kanale YouTube, w odcinku Reduktora Szumów o gramofonach, pojawiło się m.in. zdanie, że przed nagraniem płyty LP materiał jest poddawany "odpowiedniej" obróbce, w domyśle lekko filtrującej, bo gdyby próbować nagrać sygnał o b. wysokiej częstotliwości, jak np. 20 kHz z poziomem 0 dB, wówczas głowica nacinająca spaliłaby się. Pojawia się sugestia, że zapewne ta obróbka decyduje o charakterze brzmienia czarnego krążka. Bardzo proszę o rozwinięcie tego wątku, czy tak jest w rzeczywistości. Bo, zakładając, że nagranie uprzednio jest poddawane pewnemu filtrowaniu, można by tak przygotowany materiał umieszczać na płytach CD, co mogło by w znacznym stopniu pchnąć brzmienie CD w kierunku LP. Charakter dźwięku CD nie jest chyba wyłączną zasługą techniki cyfrowej. Sam posiadam CD-R, z nagranym materiałem z płyty analogowej, nie wiem na jakim sprzęcie, ale miało to miejsce w Polskim Radiu i charakter brzmienia czarnej płyty jest zachowany w bardzo wysokim stopniu. Nie jest to kwestią mojej sugestii, ten sam CD-R zawiera typowy materiał CD i różnicę słychać bez trudu. Przy okazji, jeśli owe zabiegi mają miejsce, ciekaw jestem jak to się ma w przypadku taśmy matki z "Sierżantem Pieprzem", o której można przeczytać w Waszym magazynie? Bo jeśli wspomniane zabiegi mają miejsce, to czy audytorium słuchało materiału sprzed czy po obróbce?

Pozdrawiam,
Cezary

P.S. W artykule o kalibracji gramofonu umknął antyskating. Tu jestem bardzo ciekaw pojawiających się opinii, że ustawianie tego parametru na gładkiej, nienagranej płycie wcale nie jest najlepszą metodą. Czy to rzeczywiście prawda? Wiele lat temu pracowałem w "Fonice" i antyskating był ustawiany na takich właśnie płytach. Jaka zatem metoda jest właściwa?
Witam!

Przepraszam za poślizg, ale przed świętami trudno się mi wyrobić...

Przygotowanie płyty LP to wieloetapowy proces, w którym robi się wiele rzeczy, które normalnie powinny zepsuć dźwięk. Na przykład minimalizuje się dynamikę do ok 70 dB kompresując ją. Zmniejsza sie też ilość basu i góry - to ostatnie jednak w nowych tłoczeniach znacznie mniej niż wcześniej, ponieważ lepiej kontroluje się proces tłoczenia. Robi się to na etapie taśmy przeznaczonej do tłoczenia.

Druga obróbka ma związek z krzywą RIAA – i o to chyba chodziło Reduktorowi. Polega to na tym, że wstępnie obniża się wysokie tony i podbija bas. Odwrotny proces zachodzi w przedwzmacniaczu gramofonowym. Cieka, ale początkowo podobnie działo się z CD – w początkowych latach stosowano tzw. preemfazę, zwiększając ilość wysokich tonów. W DAC-u nakładało się odwrotny filtr, wyrównując pasmo. Dawało to znacznie niższe szumy. Podobnie działa system Dolby. Pan Bob Carver przez jakiś czas oferował specjalny przedwzmacniacz, w którym były dwa filtry – jeden zmieniający dźwięk, jakby szedł z płyty LP i drugi linearyzujący go. Wynalazek się jednak nie przyjął :)

Taśma Beatlesów to jedna generacja wcześniej, to kopia z mastera. Master to zgrany i pocięty w odpowiedniej kolejności materiał, z którego robiło się albo taśmę do tłoczenia, albo do kopiowania na taśmy, albo (potem) na kasety. Nie jest więc modyfikowana.

Próby o których pan mówi były podejmowane - taką płytę przygotowała firma Stockfisch: DMM-CD. Słuchałem jej i są aspekty pozytywne, ale nie wszystko mi się podobało. Wszystko zależy wówczas od gramofonu i konwersji A/D. Moim zdaniem dobrze nagrany materiał, dobrze wydany na płycie CD jest wystarczająco dobry, wszystko zależy od odtwarzacza CD.

Antyskating to rzeczywiście rzecz dyskusyjna. Nie podaliśmy nic o nim, ponieważ w warunkach domowych zwykle ma pomijalne znaczenie. Jeśli producent przewidział jego regulację, to najlepiej zrobić to na słuch, grając sygnał monofoniczny, który powinien być pokazywany pośrodku sceny dźwiękowej. Można to robić też za pomocą płyty o której pan mówi, ale nie zawsze to dobrze działa. Generalnie nie przejmowałbym się tym zbytnio, szkoda czasu i życia :)

Pozdrawiam serdecznie
Wojtek Pacuła

PS
Napisze pan parę sów o swojej pracy w Fonice?
Witam!

Sporo czasu minęło, ale bardzo chętnie Panu opowiem to i owo. Ja pracowałem przy montażu gramofonów. Głównie przy składaniu G-2020, to wersja chassis Adama. Szła do ZSRR, ponoć do jakiegoś tzw. kombajnu, czyli gramofonu razem z radiem. Były dwa etapy produkcji, pierwszy to składanie gramofonu, następnie tzw. regulatorzy dokonywali odpowiedniej jego regulacji, po czym trafiał do kontroli, czasem dwóch i do pudełka. GS 420, czyli Adam, był bardzo rzadko składany, było tego niewiele.

Ja byłem odpowiedzialny za tzw. ośkę, czyli ułożyskowanie. Sprawdzałem kołysanie na mierniku. Zajmowałem się też sprawdzaniem płytek elektronicznych. Do urządzenia przypominającego magnetofon kasetowy wkładałem płytkę i urządzenie pokazywało prawidłowość działania. Tu głównie chodziło o prawidłowo generowane przebiegi, by nie dochodziło do drżenia dźwięku. Do pomiaru kołysania użyta była płyta z sygnałem 3150 Hz. Parametr kołysania był traktowany priorytetowo. Do tego stopnia, że w którymś momencie doszły wieści z kierownictwa, aby tak przeprowadzać pomiar, by osiągnąć lepszy wynik. I tak uznano, że chwilowy pik można pominąć.

Zdarzały się często inne sytuacje. Oto przychodziłem do pracy na poranną zmianę i zastawałem całe pudełko odrzuconych osiek. Zaczynam sprawdzanie i okazuje się, że są dobre. Przychodziła godzina 12-ta, 13-ta i znów okazywały się złe. A przyczyną była trzęsąca się podłoga od pracujących taśm montażowych, ale jak teraz widzę to z perspektywy, to pewnie i przedostające się zakłócenia w sieci zasilającej. Sam gramofon kontrolny ustawiony był na antywibracyjnej platformie, czyli dwóch metalowych płytach przedzielonych grubym, kilkucentymetrowym plastrem gumy.

W Fonice pracowałem niecałe dwa lata, nadchodziły zmiany, był schyłek lat 80., powstawały przedsiębiorstwa zagraniczne, część osób porzucała niezbyt dobrze płatną pracę z zakładzie, ja niestety też.

Młoda część załogi nazywała zakład kołchozem i śmiech w nas wzbudził artykuł o Fonice, który ukazał się w tamtym czasie, gdzie ktoś z biura projektowego powiedział, że gramofony (w domyśle z Foniki) wymagają większej precyzji niż zegarki. A my widzieliśmy tę precyzję. Wyglądała ona np. tak: talerz gramofonu powinien zachować odpowiedni dystans od płyty montażowej. Do tego był używany metalowy przymiar, który miał mieścić się we wspomnianej przestrzeni i jednocześnie nie ocierać o krawędź talerza.

Do odpowiedniej regulacji służyły małe wkręty przy ułożyskowaniu, by zmieniając nachylenie talerza uzyskać pożądany dystans. Ale ponieważ osoba montująca miała na tę czynność ok minuty, półtorej, więc po pierwszej nieudanej próbie ustawienia wkrętami, brała młotek i uderzała w odpowiednie miejsce płyty montażowej, aby uzyskać dystans. Tak więc nie talerz był tu ustawiany, a płyta montażowa do talerza. Parametr osiągnięty? Osiągnięty. I to była normalna procedura , nie samodzielny wymysł montażysty.

Co innego Daniel. Nie trafiłem w czas jego produkcji, ale potwierdził to jeden z "regulatorów", że po pierwszej regulacji gramofon trafiał na wytrząsarkę 12 Hz, bodajże na 10 minut i był regulowany ponownie. Nazywano Daniela gramofonem tysiąca części. Produkcja ustała, bo było coraz gorzej, brakowało ciągle czegoś. Ja pamiętam dla przykładu przymusowy postój z powodu braku blaszek ekranujących do płytki opóźnionego załączania sygnału z wkładki. Także niektóre elementy były eksportowane, np. kabelki w ramieniu, tak chętnie dziś wymieniane na lepsze, to eksport, bo u nas chyba nikt nie był w stanie ich wyprodukować i chcąc nie chcąc, mamy całkiem przyzwoity element w urządzeniu. Nie wiem jak w przypadku kabelków, ale mówiono, że Tenorel, który udzielił licencji na wkładki MF zbankrutował właśnie przez Fonikę.

Najwięcej w Fonice produkowano gramofonów średniej i podstawowej klasy. Gdy porównuję dzisiejsze podejście do materii produkcji gramofonów, by pozostać przy tym urządzeniu, to widać, że inaczej były postawione cele. Jeśli walczono z zewnętrznymi zakłóceniami, to robiono to za pomocą zawieszenia sprężynowego, jak w Danielu, a nikomu nie przychodziło do głowy, by zwiększać masę, stosować wymyślne kompozyty, wreszcie usiąść i słuchać efektów. Raczej się mierzyło dźwięk. No i chyba sporo pomysłów się podkradało. Nikt tego głośno nie powiedział, ale czy pomysł zawieszenia mechanizmu na sprężynach nie był podkradziony Linnowi?

Udanych Świąt Bożego Narodzenia,
Cezary